Weronika

czwartek, 31 grudnia 2015

Byśmy szczęśliwsi byli.

Jakiś czas temu moja droga żona wróciła z wypadu do marketu ściskając tryumfalnie w dłoni taki narząd kuchenny, który u nas nosi nazwę "ciepaćki". (Etymologia tego dźwięcznego określenia wzięła się od pana Pascala, który gotując na ekranie telewizora często powtarzał, że "białka ubijamy ciepaćką".) Trochę zdziwiony szczęściem promieniującym z oblicza kochanej małżonki, sięgnąłem do odpowiedniej szuflady w kuchni i wyjąłem stamtąd inną ciepaćkę, mówiąc, że "mamy już jedną i pewnie o niej zapomniałaś". Zostałem natychmiast uświadomiony, że stara ciepaćka jest uszkodzona, ponieważ jeden z jej elipsoidalnych drutów nie chce się asymptotycznie zbliżać do swojego przeciwległego końca.
- Aaaa, rozumiem - powiedziałem olśniony.
W ramach domowych obowiązków zdarza mi się czasami wstawiać, i czasami rozkładać zmywarkę do naczyń. Przez to pojęcie rozumiem umieszczanie w niej brudnych i wyjmowanie czystych naczyń i narządów kuchennych i stołowych. Dziś obowiązek ten spotkał mnie po raz kolejny, i po raz kolejny wyjąłem ze zmywarki naszą starą, asymptotycznie uszkodzoną ciepaćkę, której jakoś nowy nabytek nie chce zastąpić i wyprzeć.
Co ma z tym wszystkim wspólnego szczęście?
Otóż, nie trzeba wszystkiego rozumieć (w tym także rozumieć kobiety w przypadku mężczyzn i rozumieć mężczyzn w przypadku kobiet), aby być szczęśliwym. Moja żona jest szczęśliwa, bo sobie kupiła kupiła nową ciepaćkę i jest szczęśliwa, bo używa starej, a ja jestem szczęśliwy, że nie muszę tego rozumieć i że widzę moją żonę szczęśliwą.
Czego i Wam serdecznie życzę z okazji dorocznej wymiany kalendarza na nowy.

A przykładowa ciepaćka wygląda tak:

niedziela, 27 grudnia 2015

O kontaktach rodzinnych i pozarodzinnych

Odrobinka tła: posiadam troje potomków, wszyscy w zakresie między 20 a 30 lat. Ku rozpaczy mojej mamy a ich babci, nie mamy szczególnie silnej potrzeby rozmawiania codziennie przez telefon o pierdołach. W rezultacie, dzwonimy do siebie wtedy, kiedy "jest sprawa", a nasze rozmowy trwają najczęściej poniżej 30 sekund. (- Tata, potrzebna jest kasa. - Ile? - Tyle. - OK. Wszyscy zdrowi? - Tak.). Zupełnie inaczej kształtują się kontakty mojej żony i jej córki (także w zakresie między 20 a 30 lat; tak się poskładało, że mamy wspólne małżeństwo i odrębne dzieci ;) ). One dzwonią do siebie co najmniej raz dziennie. (Nie uwierzysz, jakie fajne buty dziś widziałam. Ale nie pasują mi do żadnej torebki, więc będę sobie musiała kupić nową sukienkę..... I tak przez 40 minut, o wszystkim).
19 grudnia zadzwonił do mnie mój najstarszy syn. Nasza rozmowa zaczęła się od jego pytania: Widziałeś? - Tak, byłem wczoraj. - Ja też. Poczekaj, wygonię z pokoju tych, którzy jeszcze nie byli i powiesz mi, co sądzisz. (Dalszy ciąg rozmowy jest mniej więcej w poście "Nowa nadzieja umiera ostatnia", a cała rozmowa zajęła nam co najmniej kilkanaście minut.)
20 grudnia zadzwoniła do mnie córka. Nasza rozmowa zaczęła się od słów - Wiem, że widziałeś, bo mi brat powiedział, Ja właśnie wyszłam z kina. Powiedz mi, co o tym myślisz... (i dalej, jak wyżej, włącznie z czasem trwania rozmowy co najmniej kilkunastominutowym).
W kwadrans po zakończeniu rozmowy z córką, odmeldował się mój średni syn (żyjący na wygnaniu w odległym mieście), zaczynając rozmowę: "Właśnie wyszedłem z kina. Byłeś już? - Tak. - No to super, powiedz mi, co myślisz... (i po raz trzeci mniej więcej ta sama rozmowa, i znów przez dobrych kilkanaście minut).
Moja małżonka miała już na wpół otwarte usta, kiedy kończyłem drugą rozmowę, a po trzeciej nie wytrzymała: - No wiesz, to niesamowite. Potraficie się do siebie nie odzywać przez pół roku, a jak tylko wyjdą nowe Gwiezdne Wojny, telefon od razu się urywa.
Cóż, kochanie, są rzeczy ważne, i są Gwiezdne Wojny.
Myślę, że sprawdziłem się jako ojciec :)

A teraz o kontaktach pozarodzinnych, w gronie rodzinnym przy Wigilii.
- Wiesz tata, ostatnio w firmie zaczepił mnie facet w czarnej zimowej czapce z haftem "poczytajmimako.blogspot.com" i wskazując na identyczną czapkę na mojej głowie, zagaił: "Widzę, że też słuchasz mako". A ja, zmieszałam się lekko, i odpowiadam: "Wiesz, to nie całkiem tak, mako to mój stary". Na co on, wykazując się dogłębną znajomością rzeczy: "O, to ty musisz być tą, która zaprojektowała koszulki."
To się nazywa kosmiczny zbieg okoliczności. Tylko trzy czapki w "obcych rękach" a jednak nosiciele się na siebie natknęli.
Gorące pozdrowienia dla spotkanego czapkonoścy.
A nasze dzieci coś tam mamroczą o akcji "#mojstarytomako"

wtorek, 22 grudnia 2015

Oby nam się...

Kochani,
Niezależnie od tego, czy nadchodzące dni dla Was to Święta Bożego Narodzenia, Chanuka, Kwandza, czy może świętujecie narodziny Seta, czy taniec Shivy, a może po prostu macie wolne, chciałbym Wam życzyć, żeby nam się działo normalnie, spokojnie, uczciwie, ciepło na sercu i z ciepłymi stopami. Żeby odezwał się najmniej spodziewany, miły telefon, albo żebyście sobie przypomnieli, do kogo trzeba koniecznie zadzwonić i przez chwilę pogadać.
Ot tak, bez wielkiego zadęcia i bez wielkich słów. Po prostu, żeby wszystko nabrało właściwej perspektywy.
To jest widok na pierwszą gwiazdkę z mojego kuchennego okna. Jak powiedział klasyk: "bunkrów nie ma, ale też jest zajebiście".

sobota, 19 grudnia 2015

Harry Harrison - Stalowy szczur [Audiobook PL]

Niniejszym zaczynam nowy cykl - szczęśliwie krótkich - książek o Stalowym Szczurze, bohaterze stworzonym przez Harriego Harrisona.
Literatura lekka, łatwa i przyjemna. I najbliżej poczucia humoru, na ile mnie znać.

Przyjmijcie ostatnie dwie produkcje - Ayn Rand na poważnie i Harriego Harrisona na lekko - w charakterze prezentu gwiazdkowego, bo przed Świętami z pewnością niczego nowego już nie nagram.

Ja tymczasem udaję się na sąsiedniego bloga, i mam zamiar pobyć tam parę dni.

Gdyby ktoś chciał sobie podmienić okładkę, Darek poleca.

Nowa nadzieja umiera ostatnia. Przebudzenie mocy bez spoilerów.

Ośmielam się, bo zanim jeszcze film wszedł na ekrany, pytaliście mnie o moje oczekiwania i plany związane z nowym kanonem.
No to, byłem wczoraj w kinie, zobaczyłem "Przebudzenie mocy", i mam jasność.

Po pierwsze: zaczyna się nowa saga dla nowych (młodych) fanów. Nie dla starych i sentymentalnych. I tu dobra wiadomość - jej poziom będzie wyższy niż prequeli. I tu zła wiadomość - to akurat nie było trudne do osiągnięcia.

Po drugie: JJ z jakiegoś powodu zlekceważył dość podstawową zasadę dobrego kina akcji - zły bohater musi być zły. Darth Vader był zły i przerażający. Składał się na to jego wygląd, towarzysząca mu muzyka i... gra aktorska. To jest przedziwne, ale postać przez cały czas schowana za plastikiem maski grała. A jego słowa "You failed me for the last time" budziły dreszcze. To był adwersarz na miarę legendarnej sagi. W Przebudzeniu mocy zło reprezentowane jest przez tupiącego nóżkami chłopca, a to robi znacznie mniejsze wrażenie.

Po trzecie: Dobra wiadomość jest taka, że w przeciwieństwie do Bonda, który powstał wyłącznie po to, aby sprzedawać telefony, samochody, garnitury i zapalniczki, Nowe Star Wars nie promują niczego poza sobą. Jeśli można powiedzieć, że ten film coś promuje, to będzie to jogging. Wszyscy bez przerwy biegają. Mam to samo, kiedy wyglądam z okna, i nawet często biegacze są podobnie ubrani.

Co z tego wynika dla czytania nowego kanonu? Być może książki ocalą to, czego nie udało się ocalić filmowi. Ale, zgodnie z punktem pierwszym, dla zupełnie innych niż ja czytelników. Ja pozostaję w galaktyce, w której Han i Leia są małżeństwem z trójką dzieci, Luke ma żonę i syna, a Chewbacca zginął.

czwartek, 17 grudnia 2015

Ayn Rand - Źródło [Audiobook PL]

Skończyłem "Źródło".
Gdy zastanawiałem się, jak zachęcić nieprzekonanych, a może nawet niechętnych, przed oczyma stanął mi Morfeusz z Matrixa, trzymający dwie pigułki. To jest moment wyboru. Jest dokładnie tak: możesz podjąć decyzję o poznaniu tej książki, lub możesz ją odrzucić.
Odrzucenie jest łatwe. Nie wymaga od Ciebie niczego, poza wzruszeniem ramion i skrzywieniem ust. I wszystko będzie pięknie. Otaczać Cię będą piękni i przyjaźni ludzie, będą Tobą kierowali światli przywódcy, urzędnicy od szczęścia i dobrobytu zadbają, aby niczego Ci nie było brak, a mądra i pogodna telewizja upewni Cię, że tak jest naprawdę. Twoja rola ograniczy się wyłącznie do trawienia - żywienie i wydalanie załatwią za Ciebie inni.
Natomiast czytanie/słuchanie będzie torturą szorowania łokciami i kolanami po ostrym żużlu. Tak przynajmniej zinterpretuje to Twój mózg wprowadzony nagle w stan wytężonej pracy. Przed chwilą intelektualne wyzwania cyfrowego multipleksu telewizji naziemnej lub satelitarnej, a tu raptem proste zdania o sile siekiery zmierzającej dokładnie między oczy. I - zauważ - wcale nie ośmielam się sugerować, że Ayn Rand posiadła jakiś monopol na jedyną prawdziwą prawdę i pomiędzy okładkami "Źródła" sprzedaje Ci jakieś uniwersalne objawienie. Twierdzę, że buduje logiczną konstrukcję i zmusza Cię do samodzielnego określenia Twojej odpowiedzi na tę logikę. Mówi Ci "stań na równym ze mną poziomie i walcz, argumentuj", ale pamiętaj, że z logiką można walczyć tylko logiką. Gdy tylko najdzie Cię pokusa użycia dialektycznych wytrychów i bełkotliwej nowomowy okażesz się, gołębiem, który wygrał w szachy, bo pozrzucał bierki i obsrał szachownicę.
Mózg nie jest wyposażony w unerwienie czuciowe. Mózg nie czuje bólu. Ale jaźń tak. Gdy go poczujesz, znaczy że żyjesz.

piątek, 11 grudnia 2015

Filmowe "Źródło" - wymarzona obsada

Jak pewnie wiecie, jest filmowa adaptacja Źródła, ze scenariuszem samej Ayn Rand. Film ten, niestety, strasznie się zestarzał, a jego obsada była ukłonem w kierunku najlepiej sprzedających się gwiazd Hollywoodu, a nie odzwierciedleniem potrzeb scenariusza (np. Gary Cooper był zdecydowanie za stary w stosunku do postaci Howarda Roarka).
Nic dziwnego, że pojawiają się takie pomysły jak: kto znalazłby się z obsadzie, gdyby Źródło kręcono współcześnie?
Tu jest jedna z propozycji takiej wymarzonej obsady.

Odkąd ją zobaczyłem, Gail Wynand ma dla mnie tę twarz:

Co Wy na to? Kogo obsadzilibyście w kluczowych rolach? Przyznam, że najbardziej ciekawi mnie, kogo widzielibyście w roli Tooheya.

wtorek, 8 grudnia 2015

Nowy kanon Star Wars i biedny ja

A biedny, bo co chwila, jak diabełek z pudełka, wyskakują mi pytania o to, kiedy zajmę się najnowszymi książkami z GW?
Postaram się odpowiedzieć raz a dobrze:

Po pierwsze primo: Nie wiem, czy się nimi zajmę w ogóle. To, co w tej chwili jest w kanonie (m.in. kreskówki na poziomie ryjącym dno wraz z zalegającym mułem) nie jest zachęcające. Być może "Przebudzenie mocy" okaże się sprawą godną zainteresowania, i być może (podobnie jak wcześniej) powstaną dwa wyraźnie odgraniczone nurty "dorosły" i "młodzieżowy". Jeśli tak się stanie, pewnie sięgnę po nowe książki, żeby zobaczyć co w trawie piszczy - przez co należy rozumieć, że sobie je poczytam po cichu.

Po drugie primo: Jeśli się okaże, że nowy kanon jest OK, to może się także okaże, że polityka Disneya co do audiobooków SW po polsku jest jednak inna, niż polityka Lucas Arts, Bantam Books i Amberu, które zgodnie odrzucały wszelkie propozycje udźwiękawiania starego kanonu. Chcę przez to powiedzieć, że trzeba chwilę poczekać. Widać, że Disney rozpętał nową gadżetomanię na zupełnie niespotykaną u nas skalę. Być może czujnie sprawdza teraz, jak rynek na to reaguje. Być może sonduje i rozważa, jak wyglądałby rynek audiobooków. Z pewnością przygląda się czujnie sprzedaży pierwszych trzech książek wydanych przez Uroborosa. (Swoją drogą, nie rozumiem, dlaczego - tak na na zachodzie - jako pierwsze nie pojawiło się tłumaczenie "Heir to the Jedi". Ale ja nie muszę wszystkiego rozumieć, aby być szczęśliwym.)

Po trzecie primo (albo jak kto woli, po drugie secundo): Nawet jeśli Disney będzie miał kwestię polskich audiobooków SW równie głęboko w okrężnicy, jak wcześniejsi "władcy mocy", to gdyby taki mały szczekający do mikrofonu piesek zaczął ich ograbiać z domniemanych zysków, spuściliby na mnie ogary piekieł w wyświeconych togach. Przy takim rozwoju sytuacji, pytanie o nowy kanon będziecie mogli powtórzyć, kiedy już zbliżę się do końca czytania starego kanonu.

Podsumowując, czyli po quarto tertio secundo primo, 

LENIWI MOGĄ CZYTAĆ OD TEGO MOMENTU

nie zamierzam na razie zabierać się za czytanie nowego kanonu SW na głos.

piątek, 4 grudnia 2015

Popiszcie się


Niezawodny Thomas już dawno temu przysłał mi tę okładkę (nawet dwie, pozwoliłem sobie subiektywnie wybrać tę, która mi bardziej przypadła do gustu).
Potraktujcie to jako wyzwanie.
MALARZE, GRAFICY, FOTOGRAFICY i wszyscy inni parający się materią obrazu - NA START!
Wyzwanie jest wielkie. Howard Roark musi być z Was dumny!

Jestem w tej chwili mniej więcej w 1/3 tekstu, więc macie trochę czasu, aby dopieścić swoje pomysły na okładkę.

Pierwsza reakcja:
Pawła.

Maćka.

Maćka.

Darka.

niedziela, 29 listopada 2015

Prosty język

Te kilka stron, które zdążyłem w życiu przeczytać, a szczególnie te, które zdołałem przeczytać na głos upoważniają mnie, mam nadzieję, do recenzowania tego, co czytam. Przynajmniej od czasu do czasu.
Za mną z grubsza jedna czwarta "Źródła". Odżywają te same uczucia, jakie ogarniały mnie przy lekturze "Atlasa".
Co do treści, prozę Ayn Rand można albo kochać, albo nienawidzić. Nie wyobrażam sobie, aby istniał czytelnik, który "przełknie" ją łagodnie, gładko, letnio, bez poparzenia się (zimnem lub gorącem). Prawdę mówiąc, wie wyobrażam sobie nawet czytelnika, który dałby radę pozostać przez cały czas przy gorącej miłości lub równie gorącej nienawiści. W moim odczuciu przeżywanie jej powieści to ciągła huśtawka pomiędzy pełną akceptacją i kompletnym odrzuceniem, pomiędzy "rozumiem Cię, jesteś taki jaki chciałbym być", a "jak można być takim nieżyciowym, idealistycznym idiotą?!?"
Ale to co równie ważne, przynajmniej dla mnie, to prostota i klarowność języka. Żadnych zbędnych figur, przymiotniki i przysłówki, które są konieczne i niezastąpione. A jednocześnie, przy tym niemal minimalizmie formalnym, język jest wyjątkowo plastyczny. Powinniście zacząć czytać na głos - choćby samym sobie. Wtedy poczujecie, że są teksty, które - choć piękne, wielkie i wartościowe - opierają się zwykłemu czytaniu. Stawiają przeszkody, piętrzą trudności interpretacyjne. Te teksty da się oczywiście pięknie przeczytać, ale wymaga to kunsztu. Dopiero w ustach naprawdę fachowych i oddanych swojemu zdaniu lektorów rozkwitają. Ayn Rand należy to zupełnie innej kategorii. Słowa same układają się w porządku. Zdania nie zaskakują. Chylę czoła także przed autorką przekładu, panią Iwoną Michałowską, która stanęła na wysokości zadania i oddała tę prostotę w naszym języku.
Pozwólcie mi na jeszcze jedną, pewnie dyskusyjną, refleksję. Podobną klarownością i prostotą języka charakteryzują się dzieła Franka Herberta, ale w ich przypadku, choć doczekaliśmy się dwóch przekładów Diuny, prostoty jest, niestety, brak.

środa, 25 listopada 2015

Ruszył równoległy blog - Mako czyta ramoty

Jest tu: http://makoczytaramoty.blogspot.com/
Zapraszam do poczytania, po co mi drugi blog, czego się można po nim spodziewać, i jak się włączyć w jego współtworzenie.
Zaniepokojonych raz jeszcze zapewniam, że dotychczasową działalność będę prowadził w dalszym ciągu. Dziś siadam do nagrywania "Źródła"

niedziela, 22 listopada 2015

Kiedyś obiecałem zimowe czapki

A żadna obietnica nie uchodzi człowiekowi na sucho. :-)

Do kalendarzowej zimy jeszcze chwilka, a pogody były ostatnio dla nas łaskawe, więc uznaję, że przed prawdziwą zimą (jeśli nadejdzie za oknem, a nie tylko w kalendarzu) chyba zdążyłem.

Przy okazji, skoro już otwieram sklep, możecie także nabyć wyjątkowo limitowaną koszulkę.

Czapki - sztuk 10 - są tutaj: http://allegro.pl/czapka-beanie-poczytaj-mi-mako-i5813470684.html
Koszulki w rozmiarze M - sztuk 4 - tutaj: http://allegro.pl/koszulka-poczytaj-mi-mako-rozmiar-m-i5813454153.html
A te same koszulki, ale L-ki (całe 3) - tutaj: http://allegro.pl/koszulka-poczytaj-mi-mako-rozmiar-l-i5813455906.html

Kto pierwszy, ten lepszy.


czwartek, 19 listopada 2015

K.W. Jeter - Spisek Xizora [Audiobook PL]

Mili,
Drugi tom trylogii Wojny łowców nagród jest już tam, gdzie być powinien i można go sobie stamtąd brać.

Za małą chwilkę zabiorę się za "Źródło" Ayn Rand. Ale zanim przeczytam pierwsze słowa, muszę sobie zrobić chwilkę oddechu. Sami rozumiecie - trzeba się najpierw hiperwentylować, aby zanurkować w źródle :-)

Nadchodząca powieść Ayn Rand to spełnienie jednej z wielu próśb i propozycji, jakie pod moim adresem kierujecie. Na tym jednak spełnianie próśb się nie kończy. Nabyłem drogą kupna książeczki p. Harrisona, więc - także zgodnie z powtarzanymi propozycjami - możecie się w najbliższej przyszłości spodziewać także znajomości ze Stalowym Szczurem. Mam nadzieję, że ucieszy to przynajmniej pomysłodawców.

Mam także w coraz bliższych planach otwarcie równoległego bloga dla potrzeb pomysłu, który już nie tylko chodzi mi po głowie, ale także powoli przyjmuje coraz realniejsze kształty. Myślę, że zdradzę szczegóły w okolicy świąt (swoją drogą - jak bardzo wkurzają was bożonarodzeniowe dekoracje i reklamy? ;-) ).

Z niecierpliwością czekam także na realizację zamówienia na zimowe czapki "poczytaj mi mako". Całej mojej rodzinie marzną uszy :-) Planuję więc, jeszcze w okresie przedświątecznym, otworzyć mały kramik i zbić fortunę na kilku czapkach i koszulkach, wraz z zakładkami do książek. Jak tylko "twardy towar" (miłośnicy łowców nagród zrozumieją :-D ) znajdzie się w moim posiadaniu, powiadomię.

niedziela, 15 listopada 2015

Okładki do "Spisku Xizora"


Przez moje gapiostwo nie zaapelowałem na czas o okładki do Odysei 3001, ale Thomas czuwa, i Spisek ma już pierwszą propozycję.
Czekam na dalsze.

sobota, 14 listopada 2015

Arthur C. Clarke - 3001: Odyseja kosmiczna. Finał [Audiobook PL]

I tak, Odyseja kosmiczna dobiega końca. Kolejny cykl za mną. Mam jednak wrażenie, że nie jest to rozstanie z Clarke'em. Za dużo jest w jego twórczości doskonałych pozycji, godnych przypomnienia.

Swoją drogą, trudno nie zwrócić uwagi na to, że finał Odysei jest zdecydowanie otwarty. Ludzkość dała sygnał własnej rozumności (czy może raczej zmyślności), a Pradawni z pobłażaniem popatrzyli na ten sygnał, jak rodzice na pierwszy rysunek dziecka, na którym widnieje rozpoznawalny kształt, a nie tylko chaotyczne, kolorowe kreski.
A.C. Clarke, z powodów dość oczywistych, nie napisze już 4001: Odysei kosmicznej. Ale może ktoś inny pokusi się o wizję pierwszego prawdziwego kontaktu między Ludzkością a Pradawnymi: umysł w umysł?

Tymczasem paczka z 3001 ląduje na serwerach Maćka i Artura, a ja wracam do nieco niewygodnego statku Slave I i jego pilota :)

http://pliki.poczytajmimako.pl/index.php?dir=Rozne/Clarke/&file=ACC_3001%20Odyseja%20kosmiczna.rar

http://pliki2.poczytajmimako.pl/audiobooki/Rozne/Clarke/ACC_3001%20Odyseja%20kosmiczna.rar

piątek, 13 listopada 2015

Wszyscy zaczynamy się zastanawiać nad prezentami

Chciałbym więc przypomnieć Wam o Weronice, która także czeka na prezenty. I nie chodzi o kolejną przytulankę, ale raczej o kolejny turnus rehabilitacyjny, o kolejny kroczek na drodze do odrobinę mniejszego uzależnienia od ciągłej pomocy otoczenia.
Wszystkie dane dotyczące możliwości wspierania Weroniki i jej rodziców znajdziecie w każdej paczce moich nagrań. Jeśli więc dotychczas plik "Przeczytaj proszę.pdf" lądował w koszu lub po prostu pozostawał nieotwarty, zajrzyjcie do niego.
Tu przypominam tylko to, co najważniejsze:
http://www.1000dzieci.pl/107-weronika-pawlowska

Proszę o rozsyłanie wici dalej.

Moje nagrania rozchodzą się nieznanymi mi drogami, ale kilkukrotnie spotkałem się z tym, że różnej maści "przepakowywacze" wyrzucają to, co zdaje im się nieważne, a za to dokładają jakieś tony spamu. Mam więc prośbę, abyście w każdym z takich przypadków zechcieli wysłać udostępniającemu wiadomość, że nagrania są właściwie wyłącznie po to, aby wraz z nimi apel o pomoc Weronice trafiał do jak największej ilości osób.

piątek, 6 listopada 2015

Dostałem po łapach. Dmucham, żeby przestało piec.

Oj, pewnie mnie kilka osób szczerze nie polubi!
Zwrócono (używam formy bezosobowej, bo komentarz był anonimowy) mi uwagę, że udostępnienie Drogi do Diuny w 3 miesiące po premierze tej książki byłoby (delikatnie mówiąc) nie fair.
Zgadzam się. Nie pomyślałem o tym, że książka sprzedaje się nie tylko tuż po premierze. Idą święta. Pewnie części z Was zdarza się jeszcze dawanie książek w prezencie. Sprzedaż powinna odrobinę wzrosnąć.
Wstrzymam udostępnienie "Drogi" na jakiś czas.
Wiem, że trzeba było pomyśleć wcześniej, a nie teraz rozbudzać oczekiwania i zostawiać na lodzie. Przepraszam.
Pasożyt musi dbać o organizm żywiciela, bo sam z nim zdechnie.

czwartek, 5 listopada 2015

"Polowanie na Harkonnenów"

To tytuł jednego z opowiadań autorstwa Briana Herberta i Kevina J. Andersona opublikowanych w "Drodze do Diuny".
Właśnie je montuję.
O ogólnym poziomie pisarstwa obu panów kiedyś już pisałem. Jeśli chcecie się przekonać, czym różni się dobre pisarstwo SF od partaniny, wczytajcie się w to opowiadanie.
Podpowiem - tę różnicę stanowi wiarygodność i rzetelność użytej wiedzy.
Tymczasem tu idiotyzm goni idiotyzm, a poddawanie izolowanego mózgu torturom fizycznym jest kroplą, która przepełnia czarę. Panowie BH i KJA nie zastanowili się nigdy, dlaczego operacje na otwartym mózgu można przeprowadzać u przytomnego pacjenta? Bo mózg nie ma unerwienia czuciowego!
Dobrze, że do końca pozostało już niewiele stron tych wypocin. Różnica pomiędzy piórem Franka Herberta w rozdziałach opublikowanych w tej samej książce jest porażająca.

Rozwiążcie zagadkę

Ja jestem na to za głupi.
Lubię czasami popatrzyć, skąd przypływa ruch na bloga. Nie wnikam w jakieś złożone statystyki, bo mi to psu na budę, ale czasami mogę dzięki temu stwierdzić, że na jakiejś popularnej stronie ktoś coś o mnie napisał.
Ostatnio pewien, wcale nie jednostkowy, ruch przychodzi na bloga ze strony: https://play.google.com/store/apps/details?id=com.getvesna.android (link celowo wstawiam nieaktywny, jak kto ciekaw, niech sobie skopiuje).
Co w rosyjskojęzycznej aplikacji społecznościowej powoduje przekierowanie na bloga?

piątek, 30 października 2015

Henryk Sienkiewicz - Dwie łąki. Okolicznościowo.

Mako! No co ty! Wszędzie pełno okolicznościowych wstawek związanych ze Świętem Wszystkich Świętych (dla jednych) i Świętem Zmarłych (dla innych): od najmodniejszych zniczy w tym sezonie, po pełne napuszonej refleksji wspomnienia o "tych którzy odeszli w minionym roku", i Ty musisz się do tego dokładać?!?
Ano muszę! Po pierwsze dlatego, że myślenie o sprawach ostatecznych jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a wielu pozwoliło na ustalenie jakiejś rozumnej hierarchii wartości życiowych; po drugie dlatego, że "nie znasz dnia ani godziny"; po trzecie dlatego, że być może nie zdajecie sobie sprawy, jaką nasz "narodowy serc pokrzepiciel" i autor "Quo Vadis" popełnił uroczą opowieść hinduską, która nikogo nie nawracając na żadne wierzenia przedstawia życie i śmierć w sposób troszkę bardziej optymistyczny.

Wybaczcie mi proszę oprawę wizualną mojego czytania. Blog nie pozwala niestety na wstawienie odtwarzacza samego dźwięku (a przynajmniej ja nie potrafię tego zrobić bez kombinacji z zewnętrznym hostingiem), ale pozwala na osadzenie wideo. Nie umiejąc więc stworzyć niczego wartego patrzenia, porażam Wasze oczy cukierkowymi wizerunkami Brahmy, Vishnu i Shivy - bohaterów tego opowiadania. Nie musicie patrzeć, możecie zamknąć oczy. Posłuchajcie.


Jakby kto chciał, to plik mp3 jest na serwerze Maćka w Różne, luzem i niespakowany.

wtorek, 27 października 2015

Nie lubię mieć skojarzeń

Zarówno w obecnie czytanej "Planecie przyprawy" (w ramach "Drogi do Diuny"), jak i w "Diunie", Frank Herbert zarysował sytuację, w której, w wyniku decyzji suwerena (tam jest nim Imperator) następuje zmiana władzy. Ustępujący pozostawiają po sobie szereg pułapek, których ostatecznym celem jest powrót do władzy.
Nie lubię mieć skojarzeń.

Jestem z miasta. To widać, słychać i czuć.

A panorama mojego miasta wygląda tak:

Żeby nie było: w środku zdjęcia jest centrum, a bliżej prawej krawędzi "Manhattan", czyli najwyższe budynki mieszkalne.
Ponoć zrezygnowano z budowy wyższych, bo z ostatnich pięter byłoby widać Sieradz :-)
(My nazywamy ich "kołtunami", a oni nas "webrami")

Przygód literackich przy budowie kanalizacji ciąg dalszy

"III. I był Znak Smoka na nim.
IV. A Znak ten był: Jekub
Księga Nomów, Jekub, w. III -IV"

"Dłuższy czas przetrząsał zakamarki baraku, nim przypadkiem spojrzał w górę.
I zobaczył Jekuba.
Z otwarta˛ paszczą.
Zanim jego wzrok właściwie ocenił odległość, Dorcas przeżył parę naprawdę upiornych sekund."


A skoro Jekub jest tuż przed moimi oknami, idę szukać Nomów. Chciałbym jeszcze móc zrobić takie zdjęcie:

poniedziałek, 26 października 2015

Czasami bywa tak pięknie, że dech zapiera



Jakiś czas temu, u szczytu zagmatwania się w pochłaniającą wszystko pracę na dwóch etatach, zmagania się z codziennością i wydumanego dążenia do nieziszczalnych stanów posiadania, stwierdziłem, że jeśli nie chcę skończyć z zawałem, muszę podnieść głowę, wziąć głębszy oddech i codziennie zauważyć jedną piękną rzecz wokół siebie.
Nie zawsze się udaje. Ale kiedy włoży się odrobinę wysiłku w celowe poszukanie tego piękna - niemal zawsze coś potrafi zachwycić, choć na chwilę.
Jedna piękna rzecz dziennie.

Być jak Artur Dent

"...o ósmej rano Artur nie czuł się zbyt dobrze. Obudził się z wysiłkiem, stał i niemrawo przespacerował się po pokoju. Otworzył okno, zobaczył buldożer i powlókł się do łazienki.
- Pasta na szczotkę... dobrze. A teraz umyć zęby.
Lusterko do golenia wycelowane w sufit przez chwilę pokazywało odbicie drugiego buldożera za oknem łazienki. Potem — gdy ustawił je właściwie, zarost Artura. Zgolił go, opłukał twarz, wytarł i poczłapał do kuchni, żeby znaleźć coś do zjedzenia. Czajnik, gwizdek, lodówka, mleko, kawa. Ziewnął. Słowo „buldożer” błądziło po jego głowie, szukając jakiegoś skojarzenia. Maszyna za oknem kuchni należała do całkiem sporych. Gapił się na nią.
Żółty, pomyślał i powlókł się z powrotem do sypialni."


Ponieważ powyższe zdjęcie przedstawia widok z okna mojej sypialni, a zrobiłem je dziś tuż po 7 rano, więc może powinienem rozejrzeć się, gdzie jest mój ulubiony ręcznik plażowy.

sobota, 24 października 2015

Zmarł Zdzisław Jaskuła

Kiedy na końcu lat 80-tych minionego wieku zaczął wiać wiatr zmian, poza kościołami było kilka innych miejsc w Łodzi, w których czuć go było szczególnie wyraźnie. Jednym z tych miejsc był Teatr Studyjny. Do grona ludzi, którzy kształtowali ducha tego miejsca należał Zdzisław Jaskuła. Między innymi dzięki niemu było to miejsce nie tylko najwyższej próby doznań teatralnych, ale także ośrodek młodej sztuki plastycznej, a także spotkań dyskusyjnych, na których omawiano tematy czasami znacznie wykraczające poza sferę kultury.
Od pięciu lat był dyrektorem Teatru Nowego w Łodzi.
Został nam zabrany zdecydowanie za wcześnie. Widocznie tam, gdzie wszyscy w końcu odchodzimy pojawiło się pilne zapotrzebowanie na światłego i nieszablonowego człowieka kultury, który odświeży nieco skostniałą formę chórów anielskich.

wtorek, 20 października 2015

Kręcą się koła

Jak być może wiecie, "legendą założycielską" mojego dziwacznego hobby czytania Wam na głos, jest koncert "The Wall" Rogera Watersa w Łodzi, na który wybrałem się uzbrojony w recorder. A żeby się oswoić ze sprzętem nagrywającym, zacząłem do niego czytać. I czytałem dość długo, zanim zlitowałem się nad Waszymi biednymi uszami i postanowiłem zadbać o troszkę wyższą jakość dźwięku :-)
Otóż, 16 listopada ukaże się z dawna oczekiwana płyta (CD, DVD, BR) z tej trasy koncertowej. LINK
Prawie pięć lat minęło...

Okładki do Drogi do Diuny przyjmuję!

Dziś dostałem od Thomasa taką propozycję:
Z taką informacją:
Okładka przedstawia pustynny krajobraz okolic miasteczka Florence (stan Oregon, USA), które w późnych latach 50'tych odwiedził zawodowo Frank Herbert (jako dziennikarz, otrzymał zlecenie napisania artykułu nt. efektywnej metody stabilizacji piaszczystych wydm, w celu zapobieżenia naruszaniu przez nie terenów zamieszkanych). To właśnie ta wizyta stanowiła "To Coś": natchnienie, impuls, iskrę zapalną - dzięki której po latach pracy i badań Frank stworzył podwaliny "Diuny" - dzieła, za którego sprawą prawdopodobnie jest najbardziej znany i kojarzony do dnia dzisiejszego, i które rozpala również pasję Jego następców: syna Briana oraz Kevina J. Andersona.

W ten właśnie sposób wizyta Franka we Florence usytuowała koncept Diuny na horyzoncie Jego kreacji twórczej, niczym miraż, który - na szczęście dla wszystkich fanów - okazał się rzeczywistością.

Odpowiedziałem, że - według mnie - okładka (grafika) powinna bronić się sama, bez konieczności dopisywania wyjaśnień.
Dostałem więc wersję taką:

A jakie jest Wasze zdanie?
A jakie są Wasze kontrpropozycje?

Propozycja Maćka
A to drugi już olej Marcina.

Czasami warto zwrócić uwagę na znaczenie słów.

Kiedyś, w zamierzchłych czasach sprzed towarzyszącej nam nieustannie elektroniki, zmiany pór roku sygnalizowała nam przyroda, np. kolor liści: od świeżej zieleni, przez przykurzoną zieleń, do żółci i czerwieni i ostatecznie bieli, jeśli śnieg zastał je jeszcze na gałęziach. Obecnie zmiany pór roku sygnalizują zmiany reklam produktów medycznych. Jeśli nie słyszę już o żelu na ukąszenia, a mówią o tabletce na grypę, to nieuchronnie nadeszła jesień.
Walą mnie po łbie apapami, gripeksami, itp. za każdym razem, kiedy ośmielę się włączyć telewizor. Dobrze, że jeszcze nie przerywają transmisji Konkursu Szopenowskiego, żeby poradzić mi, co mam zrobić, jeśli czuję nadchodzącą infekcję. Ale poczekajmy, może już za pięć lat...
Ale ja nie o tym.
Czy zastanawialiście się nad znaczeniem słowa "przeziębienie" (jakże aktualnego przy tej aurze)?
Ziąb, czyli zimno, znalazło dostęp do naszego organizmu. W wyniku przewiania, albo przemarznięcia, albo przemoknięcia, zagnieździło się paskudne zimno i, jeśli nie chcemy poważnie tego odchorować, trzeba coś z tym zrobić.
Oczywiście, naturalnym odruchem jest poszukiwanie ciepła, możliwości rozgrzania się, wygnania owego ziąbu z trzewi. Dlatego producenci cudownych specyfików tak chętnie korzystają ze słówka "hot" (że niby wszyscy jesteśmy takimi poliglotami [poliglutami - jeśli katar]). I jeśli nie włączymy myślenia, to pozornie wszystko jest ok.
Pozornie. Paracetamol, ibuprom i inne leki określane jako NLPZ, będące głównym składnikiem wszystkich mieszanek o ponętnych nazwach sugerujących cudowną wręcz skuteczność (katarwon, bezkaszleks, gorączkopogromcex) to substancje o wysokiej skuteczności PRZECIWGORĄCZKOWEJ. Przeciw-gorączkowej. Obniżają gorączkę. Schładzają. Niezależnie od tego, co ślicznymi literami jest napisane na opakowaniu, żadna z tych substancji NIE ROZGRZEWA.
OK, ale jak człowiek się przeziębi, i zacznie gorączkować, to ma dreszcze, czuje dotkliwe zimno, i tabletka Ibu lub Para przynosi ulgę! Pewnie, że tak! Ale znów warto włączyć myślenie. Czym jest gorączka? Otóż, w pewnym uproszczeniu, wszystkie procesy zwalczania infekcji są w naszym organizmie oparte na białkach. Białka te zasadniczo działają sprawniej w temperaturze wyższej od fizjologicznej. Gorączka jest więc mechanizmem, który ma organizmowi pomóc w zwalczaniu infekcji. Gorączka jest manifestacją tego, że organizm walczy. Więc w zdecydowanej większości przypadków, gorączka jest znakiem tego, że wszystko dzieje się tak, jak powinno. Jeśli wszystko co zrobimy lecząc się, będzie zmierzało do obniżenia gorączki, to działamy przeciwko swojemu własnemu organizmowi - przeszkadzamy mu w walce. No tak, ale z gorączką związane jest zwykle złe samopoczucie, a tabletka powoduje w ciągu pół godziny wystąpienie potów (schładzanie!, takie samo, jak kiedy pocimy się w gorący dzień) i poprawę samopoczucia. Owszem, czujemy się lepiej, ale infekcja wcale nie została zwalczona. Zlikwidowaliśmy tylko objaw (i to właściwie korzystny), a źródło problemu pozostało. Jeszcze pół biedy, jeśli dzięki poprawie samopoczucia zapadniemy w długi i spokojny sen pod ciepłą kołdrą. Ale są tacy dżigici, którzy po apapie już są tak zdrowi, że - hajda! z powrotem do roboty, albo na imprezę, albo do klimatyzowanego kina...
Powróćmy do znaczenia słowa "przeziębienie". Zimno tkwi w człowieku, i żeby mu zaradzić trzeba się rozgrzać (nie schłodzić). Jest wiele sposobów na to, aby pomóc organizmowi w walce z infekcją, ale żaden nie jest "cudowny" i nie postawi nas na nogi w ciągu pół godziny. Trzeba się chwilę pomęczyć, aby pozwolić organizmowi na poradzenie sobie z infekcją. Wyjdzie z tego silniejszy i bardziej odporny na przyszłe przeziębienia. Są dwie bardzo przyjemne propozycje (między wieloma innymi): maliny wewnętrznie (nie dość, że pyszne, to działają rozgrzewająco i wzmacniająco) i imbir zewnętrznie - kąpiel w bardzo ciepłej wodzie z dodatkiem imbiru (może być mielony, z torebki, sprzedawany jako przyprawa), a jeśli na kąpiel nie ma warunków, to przynajmniej stopy do miednicy z bardzo ciepłą wodą z imbirem. A potem do łóżka, pod kołdrę. Nawet jeśli nie nastąpi "cudowne ozdrowienie" po pół godzinie, pomożecie organizmowi poradzić sobie z chorobą.
I dopóki producenci leków nie zaproponują, że najlepszą formą podawania substancji przeciwgorączkowych jest czopek, widząc reklamy wszystkich tych produktów typu "hot", możecie im z powodzeniem powiedzieć, żeby je sobie w d..ę wsadzili.

Od trzech lat nie ma z nami Przemysława Gintrowskiego

Nie chcę generalizować, pisać o "bardach pokolenia". Zamiast tego napiszę tylko, że Przemysławowi Gintrowskiemu zawdzięczam dostęp do krainy poezji.

Szkoły, do których chodziłem (a nie były to szkoły złe), zawsze traktowały poezję jako jakiś obowiązkowy "kwiatek do kożucha". Trzeba było omawiać Kochanowskiego i Mickiewicza, bo "byli wielcy". W rezultacie, przymusowe "Orszulki" i "dzięcieliny" brzydły strasznie. I ciągnęły za sobą wszystko, co napisane wierszem.

Gdyby nie Gintrowski, pewnie nie sięgnąłbym do Herberta, Brylla i wielu innych. Muzyka, którą obudował poezję skłoniła mnie do przyjrzenia się twórczości wielu poetów, w końcu także tych, których tak usilnie starała mi się obrzydzić szkoła.

Nie dane mi było spotkać pana Przemysława inaczej, niż za pośrednictwem nagrań - początkowo przegrywanych potajemnie kaset, potem wydawnictw profesjonalnych. Nie dałem rady także pojechać trzy lata temu na ostatnie z Nim pożegnanie.

A właściwie, odmawiam pożegnania. Przecież jest ze mną nadal, w tej samej postaci, nagranego głosu.

poniedziałek, 19 października 2015

Czytam i rozważam Wasze propozycje

A ostatnio pojawiła się wśród nich propozycja "Ksiąg Jakubowych" Olgi Tokarczuk.
Książkę tę kupiłem podczas ostatnich wakacji i zanurzyłem się w nią, jak w żadną z wcześniejszych tej autorki.
Naprawdę mam nadzieję (choćby mając na względzie ostatnie nagrody dla p. Tokarczuk za tę powieść), że za jej udźwiękowienie weźmie się ktoś, kto będzie potrafił bogactwu literatury dorównać bogactwem interpretacji. Księgi proszą się o doskonałego aktora (przychodzi mi na myśl pan Gosztyła, ale on zawsze przychodzi mi na myśl :-) ).
Na marginesie - w toku powszechnego młotkowania, w które przerodziła się już chyba cała debata publiczna w naszym pięknym kraju, ktoś tam zacytował krytyczne słowa p. Tokarczuk o naszej (i jak sądzę nie tylko naszej) tendencji do stawiania własnych dziejów na piedestale. Czyż nie chcielibyśmy z całych sił wierzyć w to, że jesteśmy ostoją tolerancji, mądrości, pokory, dobrych obyczajów, etc.? Popatrzmy jacy jesteśmy teraz, a może łatwiej będzie przypuścić do siebie myśl, że nasi przodkowie też aniołami nie byli.
Tak się porobiło, że o temacie "Żydzi" nie można już chyba normalnie rozmawiać. Jakże celnie zostało to podsumowane w książce "On wrócił" (rewelacyjna interpretacja p. Boberka w wersji audio) jednym krótkim stwierdzeniem włożonym w usta Hitlera: "Temat "Żydzi" nie jest śmieszny". Można być tylko semitofilem lub antysemitą. Nie można mieć żadnego zdania pośredniego. A już w ogólne nie do zaakceptowania jest opinia, że Żydzi są tak samo niejednorodną grupą, jak Polacy, czy Rosjanie, Belgowie i Szwedzi, i są wśród nich geniusze i głupcy, bohaterowie i tchórze, święci i kanalie, i żadne uogólnienia nigdy nie odzwierciedlą całej prawdy.
Mój śp. dziadek był antysemitą. Nie wiem dlaczego. Nie zdążyłem z nim o tym porozmawiać. Czy jego antysemityzm przekroczył kiedykolwiek poziom poglądu, czyli - innymi słowy - czy przyzwolił na skrzywdzenie kogokolwiek w związku z żydowskim pochodzeniem, albo sam się takiej krzywdy dopuścił, nie wiem. Mam nadzieję, że nie. Ale już sam ten fakt, że kiedyś od mojego własnego dziadka usłyszałem, że czytanie Szołema Alejchema to strata czasu, "bo był Żydem", upoważnia mnie do zgodzenia się z p. Tokarczuk: żadnym świętym wyjątkiem na tym Świecie nie jesteśmy, i warto byłoby to sobie od czasu do czasu szczerze powiedzieć.

Obserwacja z życia

Na końcu uliczki, przy której mieszkam są ogródki działkowe. Codziennie więc przed moimi oknami przejeżdża, mniejsza lub większa (zależnie od pogody), procesja zmotoryzowanych miłośników świeżego powietrza i machania graczką i grabkami. Znam ich wszystkich z widzenia.

Od ponad dwóch tygodni moją uliczkę - ku mojemu i sąsiadów zadowoleniu - rujnują robotnicy układający nam upragnioną kanalizację. Fakt istnienia robót oznaczyli, i pracują codziennie rozkopując fragment drogi, tym samym przynajmniej na pół dnia ją blokując. Dzieje się tak, powtarzam - od dwóch tygodni, a nie od wczoraj. Można się więc już było z powodzeniem zorientować, że dojazd do własnego spłachetka działkowej ziemi bywa ostatnio utrudniony. Do działek można także dojechać od drugiej strony. Z tamtej stronie nie dzieje się żaden drogowy armagedon, i choć dojazd wymaga nadłożenia około 1 km, wiadomo, że zawsze jest drożny.

Właśnie wróciłem z rytualnego spaceru z moimi sukami, podczas którego zaobserwowałem taką scenę: zmotoryzowany Lanosem działkowiec, który codziennie przemyka pod moimi oknami raz w jedną, a raz w drugą stronę, dziś napotkał przy samym wjeździe w ulicę dźwig wyładowujący z wielkiej naczepy betonowe elementy kanalizacji. Oba pojazdy zajęły całą szerokość ulicy. Sprytny użytkownik koreańskiej myśli technicznej, ryzykując utknięcie w rowie, tudzież zahaczenie o pracujący dźwig, przemknął jednak i z uśmiechem tryumfu depnął, aby dziarską 30-tką (droga jest gruntowa, utwardzana) ruszyć dalej, ku bukolicznym rozkoszom ogródków działkowych. Po przejechaniu 100 metrów stanął przed otwartym wykopem, przecinającym całą szerokość drogi w miejscu, gdzie robotnicy robią kolejne przyłącze do posesji. Wysiadł, krytycznie ocenił terenową dzielność Lanosa w kontekście ominięcia nowej przeszkody okolicznym, rozjeżdżonym już nieco przez koparki, polem, i doszedł do wniosku, że jednak nie da rady. Zawrócił, wykonując manewr tył-przód chyba z piętnaście razy, i - już bez dumnego uśmiechu - ruszył z powrotem, aby po chwili natknąć się na naczepę i dźwig kontynuujące prace wyładunkowe. Tym razem dźwig ustawił się tak, ze o przejeździe obok rowu mowy nie było. Właściciel bolidu wysiadł i zaczął wrzeszczeć na robotników. Przecież to oczywiste, że widząc jego wiśniową strzałę powinni natychmiast przerwać pracę i zjechać z drogi. Kiedy klnąc pod nosem zmierzając do swojego pojazdu, mijał mnie, ośmieliłem się powiedzieć "dzień dobry" i zasugerować, że może zostawi samochód na moim podwórku, pójdzie na działkę piechotą (pewnie z 200 metrów), a jak będzie wracał, to naczepy i dźwigu już z pewnością nie będzie, więc sobie spokojnie wróci do domu.

Już dawno nikt nie sugerował swoim wzrokiem tak wyraźnie, że powinienem natychmiast udać się do szpitala specjalistycznego w Warcie, gdzie leczy się takie zaburzenia umysłowe, jak moje.

Jeśli pamiętacie mój post z 1 września

to miło mi :-)
Jeśli nie, to jest tutaj: http://poczytajmimako.blogspot.com/2015/09/kolejny-post-ktorego-nie-musicie-czytac.html

Przypominam jedynie dlatego, że przeczytałem dziś coś, co podniosło mnie na duchu, i dzięki czemu uwierzyłem, że nie jestem jakimś skrzywionym schizofrenikiem niedostosowanym do współczesności. A nawet jeśli jestem, to nie jestem nim sam.
Zapraszam do przeczytania krótkiego tekstu:
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Zawod-dziennikarz,wid,17914574,wiadomosc.html?ticaid=115c98

niedziela, 18 października 2015

Dlaczego Magneto czyta White'a?


Cykl "Był sobie raz na zawsze król" jest zakończony. Czas na podsumowania.

White był z pewnością zarówno człowiekiem, jak i autorem, nietuzinkowym. Stłamszony dzieciak, sprawny i silny sportsmen. Człowiek opanowany lękami, który przełamuje je w sposób bezkompromisowy (lęk wysokości złamał uprawiając szybownictwo). Sadysta, który nigdy nikogo nie skrzywdził. Homoseksualista, który nie miał życia seksualnego. Myśliwy, który we własnych książkach stawiał się po stronie zwierzyny.

Filozofię postrzegania świata przedstawioną w cyklu o Królu Arturze trudno uznać za spójną i całościową. Poszczególne fragmenty sprawiają czasem wrażenie, jakby wyszły spod pióra dwóch, a może nawet trzech różnych osób. Szczególnie silnie jest to widoczne właśnie w ostatnim tomie - Księdze Merlina. Czytelnik jest w niej ciskany pomiędzy anarchizmem Merlina, a patriotyzmem Artura. W sumie, nie dziwię się, że - pomimo żądań autora - wydawca nie zgodził się na wydanie wszystkich pięciu tomów cyklu. Księga Merlina została wydana w ponad dziesięć lat po śmierci White'a. W Polsce nie doczekaliśmy się także wydania całego cyklu w takim kształcie, w jakim chciał go widzieć autor - stąd powtórzenia obecne w tomie I i V.

Dlaczego uwięziony Magneto, "antysystemowy" X-men, czyta właśnie White'a? Myślę, że dlatego, że każdy, kto patrzy na współczesną cywilizację zachodnią znajdzie we wszystkich pięciu tomach niewyczerpane źródło iskrzących się erudycją metafor, paraboli i cytatów, którymi można podpierać się w dyskusjach (z takim np. Xavierem). A nadto, Magneto - jako dzieciak - zaznał tego, o czym White z takim przerażeniem i odrazą pisał, przedstawiając faszyzm jako sposób życia mrówek. A czyż nie to najbardziej przypada nam do gustu, co jest zgodne z naszymi przekonaniami i doświadczeniami?

Księga Merlina jest już na jednym, a za chwilę będzie na obu serwerach.

czwartek, 15 października 2015

Dziś w czytanej przeze mnie książce

Ja wiem, że przyzwyczajeni jesteście raczej do słuchania mnie, niż czytania, ale po dzisiejszym porannym nagraniu nie mogłem się powstrzymać, aby nie przekleić tu fragmentu rozdziału 5.

Nic na świecie nie dzieje się przypadkiem, więc pewnie i to, że akurat ta książka trafiła przed mikrofon w ogniu kampanii wyborczej nim nie jest.

"(...)rasa ludzka jest dziś politycznie zróżnicowana w następujących proporcjach: jeden mędrzec, dziewięciu łotrów i dziewięćdziesięciu głupców na stu. To jest wersja optymistyczna. Wspomnianych dziewięciu łotrów zbiera się pod sztandarem najpodlejszego i ogłasza „politykami”; mędrzec stoi z boku, gdyż zna przytłaczającą przewagę liczebną pozostałych, i poświęca się poezji, matematyce lub filozofii; a dziewięćdziesięciu głupców drepcze bezmyślnie pod sztandarami dziewięciu łotrów i wedle ich zachcianek, po labiryntach intrygi, zemsty i wojny. Przyjemnie jest sprawować komendę choćby nad stadem baranów – jak zauważył Sancho Pansa: dlatego nigdy nie brakuje polityków z szumnymi sztandarami. Baranom zresztą wszystko jedno, co jest wypisane na owych sztandarach. Jeżeli „demokracja” – to dziewięciu łotrów zasiądzie w parlamencie; jeżeli „faszyzm” – mianują się wodzami partii; jeśli „komunizm” – będą komisarzami. Zmieni się tylko nazwa, nic poza tym. Głupcy pozostaną głupcami, łotry – łotrami, a wyzysk człowieka przez człowieka trwać będzie wiecznie. Co do mędrca – i jego los będzie ten sam bez względu na ideologię. Demokracja wyznaczy mu miejsce w wysokiej wieży, gdzie umrze śmiercią głodową; faszyzm zamknie go w obozie koncentracyjnym; komunizm zlikwiduje go bez wyroku."

środa, 14 października 2015

Studio Mako - najświeższe wieści

Dziś, dnia 14 października, Oktembrem zwanego, Roku Pańskiego 2015, ledwie w dwa pacierze po tym, kiedy dzwony parafialnego kościoła w Zduńskiej Woli ogłosiły Anioł Pański (dzwony na wieży heretyckiego kościoła słusznie milczą od dziesięcioleci), pod moją zagrodę zajechał wóz malowany na biało, wyładowany tarcicą i innem drewnem wszelakiem. Z kozła zeskoczył potężnie zbudowany mężczyzna, na którego rękach trud ciesielski wyraźnie się odznaczył gruzłowatymi mięśniami, i zapytał, czy to tu właśnie konstrukcyją oną stawiać będą. Odpowiedziałem radośnie, że tak, albowiem gości onych z dawna oczekiwał. Mina moja zrzedła nieco, kiedy z budy pojazdu - miast drugiego równie ciesielsko wyglądającego męża - zeskoczyła wiotka niewiasta o włosach barwy lnu, a ubrana nieprzystojnie w ubiór męski. Zaniepokojny zapytałem, czy cieśla, który ową białogłowę ze sobą przywiódł (najwyraźniej, aby mu strawę gotowała przy robocie), z mojej pomocy zamiarowuje korzystać przy ciesiołce. Z niepokojem, powiadam, bom raczej chuderlawy i od dzieciństwa złośliwie przez rodzicieli na inteligenta chowany, więc fachu żadnego w rękach nie posiadam, i z trudem niejakim rozpoznaję, którem końcem młotka posługiwać się należy. Majster ów jednak odpowiedział, że niewiasta mu za pomoc w ciężkiej robocie służy, i że krzepę taką ma w rękach, iżby podkowy zaginała. Zapytałem, czy może krewna jaka Jagienki ze Zgorzelic, i czy świeżo spadłe orzechy mam czem prędzej pozbierać i ukryć, ale spojrzał na mnie jeno, nierozumiejący, i zapytał o posadowienie konstrukcyi.
Takom wskazał mu miejsce z dawna narychtowane. Dziwował się wielce, i narzekał na gruntu nierówność, ale w końcu orzekł, że skoro się podjął, to i spełni zobowiązanie (szczególnie, że ono awansem zapłacone zostało za pośrednictwem nowomodnego wynalazku włoskich ponoć kupców, co miast towarem, gotowizną kupczą, siadając na ichnich ławkach, z italska "banca" zwanymi).
Jako to dalej było, w imaginarium spójrzcie, kto ciekawy.

wtorek, 13 października 2015

A czujność polega na tym,...

że w godzinę po zmontowaniu dwóch pierwszych rozdziałów "Księgi Merlina", czyli ostatniej części cyklu "Był sobie raz na zawsze król", jest już pierwsza propozycja okładki, i to z uzasadnieniem:

O "Księdze Merlina" czytamy mniej więcej tak:

"(...) to już nie jest opowieść o losach Króla Artura i jego dzielnych (mniej lub bardziej) rycerzy. Nie jest to już również humorystyczny wizerunek średniowiecza i powiązanych z nim legend."

Czymże więc tak książka jest? Czytamy dalej:

"To raczej krótki traktat filozoficzny, ubrany w szaty powieści fantastycznej i włożony w usta występujących w niej bohaterów."

...i dalej, iż jest to również "próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego człowiek – pomimo tego, że wojna jest najgorszym złem – ciągle do niej dąży i daje się wciągać w coraz to kolejne konflikty." (źródło:
http://ksiazki.polter.pl/Ksiega-Merlina-T-H-White-c20022)

W innej recenzji spotkamy się z podobną opinią, a mianowicie: "autor głównie referuje swe poglądy na kwestię agresywności gatunku ludzkiego i przyczyny wojen" (źródło:
http://katedra.nast.pl/ksiazka/7863/White-T-H-Ksiega-Merlina/).



Mając to na uwadze przy opracowywaniu koncepcji niniejszej okładki kierowałem się intencją symbolicznego zilustrowania ludzkości, która padła ofiarą własnej agresji.

Autorem Thomas.

Jakie padną graficzne odpowiedzi?

poniedziałek, 12 października 2015

K.W. Jeter - Mandaloriańska zbroja

Drodzy,
Pierwszy tom nowej trylogii w świecie GW został nagrany i wysłany na serwery. Myślę, że fanom SW powinien sprawić radość.
Tym samym wiadomo, że w swojej kolejności pojawią się kolejne dwa tomy.

Pierwsza w mojej historii okładka olejna

Z punktami przełomowymi jest tak, że często dostrzega się je dopiero ex post - analizując mniej lub bardziej odległą przeszłość.
Czasami jednak punkty przełomowe lezą człowiekowi przed oczy i nie sposób ich przeoczyć.
Tak jest tym razem.
Marcin przysłał mi okładkę (phi, też mi coś - powiecie - ilu wcześniej przysyłało okładki), i to okładkę do książki już od dość dawna nagranej (phi, no mówiliśmy, że "też mi coś"). Z tym, że w przeciwieństwie do wszystkiego co było na tym blogu wcześniej (a pamiętajcie o wybitnej pracy graficznej Macieja Pańki do "Cieni Imperium") jest to obraz olejny. Nie znam się na tym, ale żeby namalować obraz olejny, to się trzeba ubrudzić - tu się bez plam na rączkach i ubranku nie obejdzie! Efekt oceńcie sami.
Ja dodam tylko, że jestem zaszczycony.

czwartek, 8 października 2015

Rękawica (wyposażona w wyrzutnię pocisków rakietowych) została rzucona...

Oto propozycja Thomasa okładki do bieżąco nagrywanej pozycji:

Czekam na kolejne propozycje :-)
 Praca Kacpra - przyznajcie, że intrygująca.

Czy ktoś zna Stefana?

W naszym domu mieszkamy dopiero nieco ponad rok, i to dopiero druga jesień, jaką witamy "na swoich śmieciach". Trudno więc mówić o statystycznie istotnej prawidłowości, ale już drugi raz (na dwa obserwowane) pierwsze jesienne chłody sprowadzają nam do domu Stefana.
Stefan jest raczej skryty. Potrafi milcząco spędzić kilka godzin w jednym miejscu. Ale myliłby się ten, kto sądziłby, że Stefan jest zramolały i niezręczny. Zaniepokojony potrafi szybko i z gracją usunąć się z drogi.
Nie zaobserwowałem, co, gdzie i kiedy Stefan jada. I prawdę mówiąc, jego obecność jest dla mnie (dla mojej żony bardziej, ale ona rzadziej bywa w domu) odrobinę krępująca, więc za każdym razem staram się go grzecznie wyprosić. Być może więc Stefan przychodzi do nas już najedzony, i jedyne czego łaknie, to odrobinę ciepła, którego coraz mniej za oknem.
Stefan potrafi człowieka zadziwić. Przysiągłbym, że przed chwilą kręcił się po kuchni, a tym czasem niemal na niego wpadłem w łazience. Potrafi też w pewnym zakresie się zmieniać. Czasami wydaje mi się, że umie rosnąć i kurczyć się w mgnieniu oka. Poza tym, Stefan ma chyba zdolność bilokacji (zastanawialiśmy się nawet, czy nie ma na drugie Pio). Ledwie wczoraj moja lepsza połowa krzyczy do mnie z gabinetu: "Kochanie, Stefan tu chodzi", a ja właśnie przyglądałem mu się z uwagą jak żwawo zmierzał do kuchni.
Czy ktoś z Was zna Stefana? Czy, kiedy zniecierpliwiony jego obecnością wskazuję mu drzwi, ma gdzie pójść? Chciałbym mieć serce dla Stefana, ale... sami rozumiecie.
Dla ułatwienia identyfikacji, zamieszczam zdjęcie Stefana, którego udało mi się przydybać w salonie.


poniedziałek, 5 października 2015

Tryumfalny powrót do Masy kultury

Chłopaki zamilkli na dłuższą chwilę, pewnie dlatego, że Szymon wisi mi większą kasę ;-)
Ale, jak to mawiają: "jak trwoga to do Boga, jak bida to do Żyda" (stawiam się raczej w roli boskiej) i uprosili nagranie fragmentu książki Randalla Munroe "What if? A co gdyby",  a także wzięcie udziału w jury ogłoszonego przez nich konkursu.
Posłuchajcie, zadajcie durne pytanie (o, pardon, nie ma durnych pytań, są tylko mało kompetentni odpowiadający) i czekajcie na odpowiedź, z książką w prezencie.

Podcast jest TU

niedziela, 4 października 2015

Naprawdę cała "2061. Odyseja kosmiczna" jest na serwerze Maćka

Z pewnością Artur także wprowadzi korektę. A Thomas zasygnalizował mi, że w katalogu na poczytalmimako.blogspot.com linki zostaną zaktualizowane.
Jedyna korzyść z tego zamieszania, za które raz jeszcze przepraszam, jest taka, że wydanie ma dedykowaną okładkę Thomasa.

Pocieszam się, że wydawca audiobooka "Starcia królów" wytłoczył płyty bez jednego rozdziału... Nie myli się ten, kto nic nie robi.

Straszna fuszerka

Czerwienię się ze wstydu! Poważnie!
Okazuje się, że nie nagrałem zakończenia "2061: Odysei kosmicznej"! Audiobook, który poszedł do Was jest niekompletny.
Dla usprawiedliwienia mogę powiedzieć, że czytając Odyseje z tomu zawierającego wszystkie cztery części, napotkałem na stronę noszącą jedynie napis "3001" i wyszedłem z założenia, że to strona tytułowa kolejnego tomu. A tymczasem przewrotny Clarke tak postanowił zatytułować zwieńczenie tomu 2061. Jeszcze dziś postaram się usiąść i nagrać brakujący fragment. Potem podmienię wysłane na serwery paczki.
Jeśli zdążyliście już pobrać "całość", to proszę o wybaczenie i pobranie raz jeszcze, kiedy już prawdziwa całość będzie na swoim miejscu.
Strasznie Was przepraszam. Zdarzyło mi się to po raz pierwszy od 1500 godzin.

sobota, 3 października 2015

Niepowtarzalna okazja zdobycia relikwii mako

Książki, które trzymał w swych dłoniach. Owiewał swym oddechem, a także skrapiał swą śliną.
Pozycje o wartości bibliofilskiej i doskonała lokata kapitału. Rzeczoznawcy przewidują, że przedmioty, których dotykał mako będą rosły w cenie o 50-150% w skali rocznej!!!
Rogera Zelaznego "Kroniki Amberu", w dwóch tomach, wydawnictwo Zysk
Petera Wattsa "Ślepowidzenie", wydawnictwo Mag
Joe Haldemana "Wieczna wojna", wydawnictwo Zysk

Już o godzinie 18.00 na platformie Allegro, i tylko przez 7 dni!

Amber + zakładki + koszulka
Watts i Haldeman + zakładki

Linki do wyżej wspomnianych aukcji już o 18-tej w tym poście (w sensie, w tym wpisie. Nie musicie pościć, aby wziąć udział w aukcji. Choć, przy głębszym zastanowieniu, post może pomóc w zdobyciu przedmiotów o niemal mistycznym charakterze.)

A oto obiecane linki:
http://allegro.pl/kroniki-amberu-roger-zelazny-bonus-od-mako-i5708964190.html
http://allegro.pl/peter-watts-slepowidzenie-i5708965822.html
http://allegro.pl/joe-haldeman-wieczna-wojna-i5708966917.html 

Artur C. Clarke - 2061: Odyseja kosmiczna [Audiobook PL]

Drodzy,
Tak to jest z cienkimi książkami. Ledwie człowiek zacznie, a już koniec. Marne 8 godzin i 8 minut.

W mojej ocenie jest to najsłabsza z dotychczasowych części "Odysei". Dla przeciętnie uważnego czytelnika/słuchacza jest przewidywalna aż do bólu. Niemniej jednak, zapraszam do słuchania.

Jak informowałem wcześniej, rezygnuję z Chomika. Dysk na Mega sprawdza się także w tym zakresie, że pliki wrzucają się "same". Mam nadzieję, że niecierpliwcy, którzy nie są w stanie doczekać do zakończenia każdego nagrania, także są usatysfakcjonowani. Pamiętajcie, że bieżące (i tylko bieżące) nagranie znajdziecie każdorazowo pod linkiem "Tylko bieżące nagranie", po prawej stronie bloga, opatrzone grafiką odnoszącą się do czytanego tytułu.

Szykuję niewielką wyprzedaż przeczytanych książek. Po 10 latach korzystania z Allegro, okazało się jednak, że chyba nie umiem wystawiać pozycji, ponieważ za każdym razem kiedy klikam "Podsumowanie", aby sprawdzić, czy wszystko jest tak, jak powinno i zatwierdzić wystawienie, opis przedmiotu znika. Ot tak, po prostu. Ponieważ próbowałem już kilkadziesiąt razy w różnych konfiguracjach i zalała mnie krew, więc tymczasem nie wiem, kiedy moje zamierzenia się ziszczą. A chciałbym uchylić rąbka tajemnicy, że do każdej książki będą dodatkowe, autorskie zakładki, a do pewnej dwutomowej cegły nawet okolicznościowa koszulka....

Ale to dopiero po rozwiązaniu problemów.

P.S. Jestem jakby trochę za szybki dla Was :-)
Książka już "u ludzi", a tu dwie okładki:

 

czwartek, 1 października 2015

Wygląda na to, że kolejna Odyseja będzie szybciej niż się spodziewałem

bo trochę się odzwyczaiłem od książek poniżej 1000 stron :-)

Ale z tej okazji chciałbym bardzo ładnie poprosić o propozycje okładek (mail: magrze(at)o2.pl lub FB)

Arthur C. Clarke - 2061: Odyseja kosmiczna

niedziela, 27 września 2015

George R.R. Martin - Taniec ze smokami [Audiobook PL]

W uzupełnieniu poprzedniego wpisu, chcę tylko poinformować, że ponad 2,5 gigowy i trwający 50 godzin i 9 minut "Taniec" załadował się wreszcie na serwer Maćka.
http://pliki.poczytajmimako.pl/index.php?dir=Rozne/Martin/&file=GRRM_Taniec%20ze%20smokami.rar
Artur obiecał, że sobie na drugie serwer tę paczkę przekopiuje. Ale dajcie mu chwilę.

Sztylety wbite pod żebra

Kto miał zginąć, zginął. Kto miał się odnaleźć, odnalazł się. Ostatnie słowa "Tańca ze smokami" zostały przeczytane...
Teraz pozostaje nam czekać i domyślać się, które z mętnych przepowiedni i mimochodem rzuconych twierdzeń stanowić będą oś dalszego rozwoju historii Westeros i krain ościennych.
Jedno jest pewne: NADESZŁA ZIMA.

A ja zastanawiam się, czy piec w domu włączyć już dziś, czy poczekać jeszcze kilka dni...

Dla tych, którzy nie mają cierpliwości do moich wypocin i nie sięgają do wcześniejszych wpisów, powtarzam następującą informację: niezależnie od tego, kiedy George R.R. zlituje się nad czytelnikami i odda następny tom PLiO do druku, kiedy zostanie on przetłumaczony na język polski i wydany, ja nie zamierzam rzucać się nań i natychmiast nagrywać. Kupcie książkę i przeczytajcie, albo cierpcie :-) Możecie też poczekać na HBO i kolejny sezon serialu. Ja będę na końcu (o ile będę musiał, bo może wydawca jednak wznowi wydawanie profesjonalnych audiobooków).

poniedziałek, 21 września 2015

Chciałbym bardzo serdecznie pozdrowić

czytelnika lub czytelniczkę bloga z Kenii.
To pewnie nasz rodak/nasza rodaczka, na krótszym lub dłuższym pobycie w samym środku Afryki, choć od chwili, kiedy stronę mako_new na fejsie polubił Nadeem Khan Raja, nic mnie chyba nie zdziwi.
 

niedziela, 20 września 2015

Veni, vidi, Darth Vader vincit

Wróciłem z Torunia. Myślałem, że jeszcze dziś (niedziela) pokręcę się po Coperniconie i StarForce, ale przypadł mi w udziale nocleg w towarzystwie bezdechu sennego i gotów byłem już w środku nocy zrywać się jechać do domu, gdzie F16 wydają znacznie cichsze dźwięki... Dotrwałem do rana i postanowiłem pokonać dzielący mnie dystans do domu, zanim dopadnie mnie zmęczenie i rozmaślę się gdzieś moją "czerwoną strzałą" na pobliskim drzewie.
Ale to nieważny drobiazg.
Ważniejsze, że było to moje pierwsze spotkanie z konwentowym przeżywaniem zainteresowań. I to w dwóch odsłonach: Copernicon to bogaty program, wymagający chwili czasu, aby zaplanować kiedy, na co i gdzie chcę iść. Nie ma tłumów przewalających się między stoiskami. Tu są dyskutanci o zwyczajach godowych Muminków, a tam gracze w "moja kostka ma więcej ścian, więc wygrywam". Jeśli akurat - z zupełnie niepojętych powodów - nie interesuje Cię seks Muminków, a co gorsza, uważasz, że kostka ma sześć ścian, i ani dudu więcej, to wszystko wydaje się być zlotem lunatyków. Nawet, kiedy ich podsłuchujesz, okazuje się że mówią do siebie polskimi słowami, ale treść pozostaje doskonale ciemna.
Z drugiej strony fani Star Wars tworzą wokół siebie atmosferę czystego szaleństwa, do którego każdy jest zaproszony. I okazuje się bez znaczenia, czy jesteś 40+ i "Twoje" Gwiezdne Wojny skończyły się na "Powrocie Jedi", czy jesteś pięciolatkiem i wszystko to jest dla Ciebie jednym wielkim balem maskowym. Tylko tu możliwe są spotkania, takie jak to:
gdzie ojciec Lei jest, tak na oko, około czterokrotnie młodszy od swojej córki. Ech, te zakrzywienia czasoprzestrzeni...

Osobną sprawą było wręczenie nagród im. Jerzego Żuławskiego, na które zostałem zaproszony w roli lektora. Całe szczęście, że Was tam nie było, bo zamiast mruczeć sobie do mikrofonu, musiałem drzeć się, aby dosięgnąć głosem do ostatnich rzędów sporej sali. Co prawda skarg nie było, ale zadowolony z siebie nie jestem. Na szczęście nie ja byłem tam najważniejszy. Jeśli nie wiecie już z innych źródeł, główną nagrodę otrzymał Paweł Majka za "Pokój światów". Książka ta dostępna jest w formie audiobooka, a narratorem jest Leszek Filipowicz.

Złote wyróżnienie, czyli nagrodę II otrzymał Paweł Paliński, za "Polaroidy z zagłady". Książka ta nie ma chyba wersji audio. Natomiast w mojej, subiektywnej ocenie czytelnika, jest książką najbardziej interesującą spośród wyróżnionych.
Srebrne wyróżnienie, czyli nagrodę III otrzymał Michał Cholewa za powieść "Forta". Z pewnością gratka dla miłośników "military s-f". Ta powieść doczekała się niestety formy audio. Lektorem jest Maciej Więckowski (dlaczego "niestety" można przekonać się tu).





Po zmroku, kiedy (nieświadom późniejszych horrorów) kierowałem swoje kroki ku hotelowi, natknąłem się jeszcze na grupę ludzi pozytywnie zakręconych, których w nieudolny sposób uwieczniłem:




piątek, 18 września 2015

Czy można zostać zawodowym "ciekawym człowiekiem"?

Nie wiem. Ale powinienem się dowiedzieć, bo propozycje wywiadów sypią się jak śnieg pod Murem (może tymczasem jak śnieg pod Murem w lecie, ale "winter's coming" ;-) ).
Oto najnowszy z nich:
https://bookeriada.pl/po-swojemu-poczytaj-mi-mako/

W ten weekend nie będzie nowych nagrań

Jutro (sobota) z samego rana wsiadam w swoją "czerwoną strzałę" i pędzę do Torunia, aby pouczestniczyć w Coperniconie i popatrzeć sobie na StarForce.
Ponieważ jestem na Coperniconie "strasznie ważnym gościem", więc wykorzystam sytuację do maksimum i pozostanę w piernikowym mieście do niedzieli.
Dzisiejsze nagrania będę więc musiałby tymczasem Wam wystarczyć.

Przy okazji chcę się pochwalić, co udało mi się ostatnio upolować. Rozumiem, że są tacy, którym ten widok poleje miód na serce :-)

Trzymajcie się ciepło. Do zobaczenia w Toruniu :-)

czwartek, 17 września 2015

Przeglądałem nagrania z Kathmandu

Robię sporo zdjęć, ale filmów kręcić nie umiem, i jakoś nie mam przekonania, żeby się nauczyć. Ale podczas pobytu u przyjaciół, którym jakiś czas temu pomagaliście, po tym jak trzęsienie ziemi zniszczyło ich dom, kilka razy włączyłem kamerę, żeby utrwalić coś, czego zdjęcie nie do końca odda.
Ten króciutki klip zatytułowałem (mało oryginalnie) "potrzeba matką wynalazków".
Tak, proszę państwa (cytując klasyka) "się ścina, się rżnie na deski, jest deska, jest sęk"

Okładki do Tańca ze smokami będą TU

Propozycja Maćka (grafika z

A to propozycja Wojtka.