Weronika

środa, 29 kwietnia 2015

Fotoradar Schrödingera

Odwiedziłem ostatnio Gruzję. Żaden ze mnie Tony Halik, więc opowieściami podróżniczymi dzielił się nie będę. Podzielę się natomiast opowieścią motoryzacyjną.
Jest taka rzecz, która się w Gruzji nie liczy - tą rzeczą jest stan techniczny i eksploatacja samochodu. Zabawa w pokazywanie sobie co smakowitszych kąsków w postaci niekompletnych pojazdów poruszających się po tamtejszych drogach nudzi się po jakichś 30 minutach. Z początku jest zabawnie: - O patrz, ten nie ma zderzaka! A ten nie ma nadkola! Zobacz, ten nie ma świateł! Kiedy jednak okazuje się, że to raczej pokazywanie sobie samochodów wyglądających na kompletne stanowi większe wyzwanie, człowiek po prostu przestaje zwracać uwagę. No, chyba że jest to Mitsubishi Eclipse nie posiadające ani obu nadkoli, ani błotników, ani tylnej szyby, nie wyposażone w światła przednie, prujące dziurawą drogą 140 km/h w środku nocy, z jedynym oświetleniem w postaci niebieskich ledowych świateł pozycyjnych. Wtedy człowiek mimowolnie staje i podziwia. Dochodzi do tego kwestia przepisów związanych z użytkowaniem pojazdów przez istoty ludzkie. Taksówki mają taką pojemność osobową, jaką zniosą wiezione osoby (byliśmy w piątkę i odpadało korzystanie wyłącznie z najmniejszych pojazdów typu Daewoo Tico, Suzuki Maruti. Reszta zabierała nas "na raz"). Klakson jest metodą porozumiewania się z innymi użytkownikami drogi i służy np. do sygnalizacji skrętu (bo kto powiedział, że mają do tego służyć migacze. A zresztą: jakie migacze?).
Przy okazji Policja jest absolutnie wszechobecna i wszechwidoczna (koguty tam są zawsze włączone, także podczas parkowania pod budką z kebabem).
Zapytaliśmy więc jednego z wiozących nas kierowców, czy Policja nie kontroluje, nie zatrzymuje, nie czepia się drobiazgów w postaci braku świateł w nocy i prędkości przekraczających dwukrotnie obowiązujący limit. Czasami się czepia i wtedy trzeba panu oficerowi zapłacić 5 Lari (takie ichnie złotówki, tylko o prawie połowę mniej warte) i przestaje się czepiać. Miejska legenda głosi, że żył tam kiedyś jakiś policjant, który nie wziął.

Natomiast w Polsce musieliśmy pokonać samochodem dystans dzielący nas od lotniska do miejsca zamieszkania. W miejscowości o wdzięcznej nazwie Skąpa, najwyraźniej przegapiliśmy oznaczenie terenu zabudowanego (okolica nie stanowiła wystarczającej wskazówki: kartoflisko po prawej, rzepak po lewej) i prędkość mieliśmy troszkę ponad przepisowe 50 km/h. Z ukrytego w krzakach radiowozu wyskoczył funkcjonariusz i machnął. Kolega kierowca wziął dokumenty i zgodnie z sugestią policjanta udał się z nim w owe krzaki. Usłyszał tam następujący wstęp do negocjacji: - Czy chce Pan zobaczyć wynik pomiaru prędkości?

Ośmielę się stworzyć następujący schemat takiej rozmowy:
       Czy chce Pan zobaczyć wynik pomiaru prędkości?
Tak - Dostaje Pan mandat na przekroczenie zgodnie z taryfikatorem dla wielkości przekroczenia i punkty karne.
Nie - Ło! Panie! Aleś Pan przydepnął. Wiesz Pan, normalnie to by było milion monet do zapłacenia, ale co my będziemy w to cały aparat skarbowy państwa angażować, skoro w sektorze prywatnym będzie taniej. I bez punktów.

Henryk Kwinto powiedział w słynnym filmie, że "lepiej już kraść par excellence jako złodziej". To ja już wolę gruzińskiego policjanta, który nie aspiruje do uczciwości i z automatu zadowala się 5 Lari, niż rodzimego, który sugeruje, że wynik pomiaru prędkości zależy od tego, czy go zobaczę, czy nie.

piątek, 24 kwietnia 2015

Od 25 do 27 kwietnia się nie odezwę

Robię sobie przedrocznicową wyprawę egzotyczną z małżonką. Jak powiedział klasyk:

"lecimy Wizirem, menel-klasą" :)

Nie będę w tym czasie także moderował komentarzy, no chyba że...

niedziela, 19 kwietnia 2015

Merchandising!


Może nie mam tyle rozmachu, co Yogurt, ale pojawiło się u mnie rodzinne zapotrzebowanie na gadżet poczytajmimakowy. Coś w rodzaju: "A mój stary to poczytajmimako."
Rodzinę mam sporą, więc mowa o ilościach półhurtowych ;)
Zrobienie paru sztuk więcej, czegoś w rodzaju "wersji limitowanej" dla fanów, nie stanowiłoby problemu.
Zwracam się więc z uprzejmą prośbą o doradztwo w dziedzinie badań rynku. Czym miałby być ów gadżet?
Koszulką? Czapką z daszkiem? Pendrivem? Laleczką voodoo? Choinką zapachową? A może czymś jeszcze innym?
Puśćcie wodze fantazji. Co spowodowałoby, że (przywołując znanego mema) powiedzielibyście: SHUT UP AND TAKE MY MONEY.

piątek, 17 kwietnia 2015

Mesjasz Diuny w Audiotece

Z radością stwierdzam, że - jak tak dalej pójdzie - już za jakieś 10 lat, moje "dziewicze" nagrania Diuny Franka Herberta odejdą w litościwą niepamięć.
Diuna w wykonaniu p. Gosztyły
Mesjasz Diuny w wykonaniu p. Reczka
Nie mogę się doczekać chwili, kiedy dowiem się, czyj głos ożywi kolejne tomy.

czwartek, 16 kwietnia 2015

Zelazny i Amber raz jeszcze

A mówili, żeby "nigdy nie mówić nigdy", ani "definitywnie", itp. :)

Ponieważ miałem chwilkę, a "Prolog to Atutów Zguby" jest króciutki, przysiadłem i zrobiłem jego szybkie tłumaczenie.

Jeśli więc ktoś chce, na chomiku, w katalogu z Atutami zguby, znajduje się PDF z tekstem i mp3 z nagraniem.

Zaraz wrzucę oba pliki także na serwer.

niedziela, 12 kwietnia 2015

Definitywny koniec przygody z Amberem

Udało mi się wywiązać z obietnicy i nagrać pięć opowiadań Rogera Zelaznego kontynuujących historię Kronik Merlina.

Czy wątki się podomykały? Nie sądzę.
Czy pozostaje niedosyt? Z pewnością.

Jedna uwaga: ponieważ opowiadania te nie były oficjalnie przekładane na język polski, zaprezentowane nagrania oparte są na tłumaczeniach amatorskich. Czasami bardzo amatorskich.
W tych wypadkach, kiedy zaproponowane tłumaczenia nie przechodziły mi przez gardło, wprowadzałem ad hoc drobne poprawki. Stąd rozbieżności pomiędzy tekstem (w stworzonych przeze mnie paczkach znajduje się PDF źródłowy), a nagraniem.

Tak naprawdę, należałoby poświęcić sprawie dłuższą chwilę, wziąć angielskie oryginały i gruntownie poprawić niektóre miejsca. Ja nie miałem na to sił, ani ochoty - dlatego przyjmuję owoc fanowskiego trudu z dobrodziejstwem inwentarza i kłaniam się nisko tym, którym się chciało.

Jednocześnie deklaruję, że jeśli pojawią się tłumaczenia oficjalne, lub fanowskie, ale staranniejsze i bardziej dopracowane, usiądę i je nagram. Możecie potraktować to jako wyzwanie.

piątek, 10 kwietnia 2015

Joe Haldeman - Wieczna wojna [Audiobook PL]

Cóż... skończyłem. Na serwerze paczka już jest, na chomika idzie, a że nie jest wielka, niedługo też będzie.

Moje wrażenia?
Po pierwsze - w pełnej wersji anglojęzycznej (o co chodzi, odsyłam do komentarzy pod poprzednim postem) jest tej książki znacznie więcej, więc mam niedosyt. (Swoją drogą, ciekawe czy ktoś pokusi się o nowe tłumaczenie i wydanie całości - może przy okazji zapowiadanej ekranizacji, którą ma reżyserować Ridley Scott.)
Po drugie - nie do końca podzielam zachwyty i nie do końca rozumiem określanie tej powieści jako "klasycznej", "przełomowej", etc. Ja osobiście mam wrażenie, że autor nie mógł się do końca zdecydować, czy pisać solidną "military SF" z dobrą podbudową naukową (czyli bez idiotyzmów o wybuchach w kosmosie, czy laserach siejących spustoszenie na dystansach tysięcy kilometrów, ale za to z realną dynamiką potyczek obiektów fizycznych i biologicznych w kosmosie), czy powiastkę moralizatorską o ludzkiej seksualności.
Po trzecie - amerykański "happy end", którego zdradzać nie będę, a od którego porzygałem się tęczą.
Po czwarte - chciałbym z tego miejsca serdecznie pogratulować wydawnictwu Zysk i spółka za dokonanie operacji zmiany płci autora (na okładce widnieje zachęcający, czerwony napis "LAUREATKA NAGRÓD HUGO I NEBULA")
Może jeszcze mnie ktoś przekona, ale wg stanu na dziś, nie mam zamiaru traktować przygody z Joe Haldemanem jako inauguracji cyklu, i sięgać do "Wiecznego pokoju" i "Wiecznej wolności".

Ten weekend mam zamiar (w ograniczonym zakresie) poświęcić na krótkie opowiadania Zelaznego uzupełniające cykl o Amberze.
Potem chyba jednak wezmę się za literaturę ornitologiczno-kulinarną :)

niedziela, 5 kwietnia 2015

Mam pytanie do kumatych w zakresie twórczości Haldemana

Jak pewnie wiecie, nagrywam obecnie "Wieczną wojnę" Haldemana. Znalazłem nawet chwilę między jajeczkiem a żurkiem, żeby zaszyć się w jamie, i coś tam nagrać. :)

Ale do rzeczy...

"Wieczną wojnę" czytałem uszami w wersji anglojęzycznej, oznaczonej jako "unabridged", czyli bez skrótów. Innymi słowy pełną treść książki.
Po przekonaniu się, że propozycja poczytania Wam tej pozycji jest sensowna, sięgnąłem po wydanie papierowe, wydawnictwa Zysk.
Skończyłem czytać drugą z czterech części, i odnoszę wrażenie, że polski tekst nie jest tekstem pełnym. Pamiętam, że w drugiej części był dość duży epizod dotyczący ratowania Marygay, która odniosła rany w kokonie przeciwprzeciążeniowym. I tego fragmentu mi w polskiej wersji brakuje.

Czy to mnie zawodzi pamięć? Czy może epizod z ranami z kokonu i "patentem" Mandelli na jej ratowanie podczas kolejnego skoku jest później, niż mi się wydawało? A może jednak polskie tłumaczenie jest wersją skróconą?
Nie widziałem na oczy książki wydanej przez Solaris; czy wydania Zyska i Solarisu pokrywają się?

W tej chwili i tak jestem "za daleko w lesie", aby przerwać i zacząć czytać inne wydanie lub inne tłumaczenie, ale - jeśli jest wśród nas ktoś, kto potrafi zapewnić wiarygodne informacje - będę wdzięczny za uświadomienie.

środa, 1 kwietnia 2015

Dopóki wieje i pada

nie ma sensu, abym nawet fatygował się po schodach do mojego "studia", ochrzczonego pieszczotliwie przez moje rozliczne dzieci "jamą".
Przy silnych podmuchach wiatru blacha na dachu łomoce, a i dźwięk deszczu nie pozwala na normalne nagrywanie.
Tak więc, i ja, i Wy, musimy uzbroić się w cierpliwość i poczekać na odrobinę bardziej sprzyjające warunki.