Weronika

sobota, 22 września 2012

Neil Gaiman - Amerykańscy bogowie - audiobook

Dość często dostaję prośby o nagrania określonych książek. Większość z nich - bardzo interesująca. Jednak - skoro trzeba wybierać - wybieram takie, które uważam za wyjątkowo cenne, albo "pasujące do mnie". Tak właśnie jest w przypadku "Amerykańskich bogów" Neila Gaimana.
Zacząłem nagranie.
Ponieważ w książce jest sporo odniesień do muzyki, chciałem spróbować jakoś tę muzykę tam umieścić. Po chwili doszedłem do wniosku, że sama muzyka, ni stąd ni zowąd, będzie "kłuła w uszy". Zacząłem więc dodawać trochę podkładu i trochę dźwięków "otoczenia". Zrobiła się z tego spora robota. Zakończyłem rozdział 1. Wynik tej pracy jest do posłuchania tu:
 http://chomikuj.pl/mako_new/Audiobooki+r*c3*b3*c5*bcne/Neil+Gaiman+-+Ameryka*c5*84scy+bogowie

Czekam na opinie - czy warto iść w tę formę, czy pozostać przy samym czytaniu.
Nie ukrywam, że tego rodzaju montaż zajmuje znacznie więcej czasu, niż sam montaż słowa.

Ale - przy okazji - mam pytanie: czy może ktoś nie byłby chętny podjąć się montażu dźwięku?? Wtedy "produkcja" szła by znacznie szybciej.

Wiadomości proszę zostawiać na chomiku "mako_new"

sobota, 8 września 2012

Daniel Silva - Portret szpiega. Rozdział 14



Rozdział 14
Georgetown, Washington, D.C.

Kawiarnia znajdowała się na północnym krańcu Georgetown, u stóp Book Hill Park. Gabriel zamówił przy barze cappuccino i z filiżanką w ręku przeszedł przez drzwi balkonowe do niewielkiego ogródka. Otaczające go ściany porastała winorośl. Trzy stoliki ustawione były w cieniu; czwarty stał w pełnym słońcu. Przy nim właśnie siedziała samotna kobieta, zatopiona w lekturze gazety. Miała na sobie czarny dres, ściśle opinający jej szczupłą sylwetkę, a na nogach parę nieskazitelnie białych sportowych butów. Włosy koloru blond, sięgające jej ramion, miała gładko zaczesane w tył, i gumką zebrane w koński ogon. Okulary słoneczne skrywały jej oczy, ale nie mogły ukryć jej nieprzeciętnej urody. Gdy Gabriel podszedł do niej, zdjęła okulary i nadstawiła policzek do pocałunku. Zdawała się zaskoczona jego widokiem.
- Miałam nadzieję, że to będziesz Ty – powiedziała Sarah Bancroft.
- Adrian nie uprzedził Cię o mojej wizycie?
- Jest na to zbyt staromodny, - powiedziała, wykonując lekceważący gest ręką. Jej głos i sposób mówienia miały charakter pasujący do innej epoki. Słuchanie jej nasuwało na myśl postać z powieści Fitzgeralda. – Przysłał mi wczoraj wieczorem zaszyfrowany email, w którym polecił mi stawić się tutaj o dziewiątej. Miałam tu siedzieć do dziesiątej trzydzieści. Gdyby nikt się nie zjawił, miałam wyjść i jak co dzień udać się do pracy. To dobrze, że przyszedłeś. Wiesz, jak nie cierpię być wystawianą do wiatru.
- Widzę, że przyniosłaś sobie coś do czytania, - powiedział Gabriel zerkając na gazetę.
- Nie pochwalasz tego?
- Doktryna Biura zakazuje agentom czytania gazet w kawiarniach. To zbyt oczywiste. – Zrobił pauzę, a następnie dodał, - Myślałem, że lepiej Cię wyszkoliliśmy, Saro.
- Dobrze mnie wyszkoliliście. Lecz od czasu do czasu lubię zachowywać się jak normalny człowiek. A normalny człowiek znajduje czasami przyjemność w przeczytaniu gazety w kawiarni, w słoneczny, jesienny poranek.
- Z Glockiem ukrytym za paskiem spodni.
- Dzięki Tobie jest moim nieodłącznym towarzyszem.
Sarah uśmiechnęła się melancholijnie. Jako córka zamożnego członka zarządu Citibanku spędziła znaczną część dzieciństwa w Europie, gdzie zdobyła europejskie wykształcenie, nauczyła się europejskich języków i nabyła niezaprzeczalnie europejskich manier. Wróciła do Ameryki aby wstąpić do Dartmouth, a później, po rocznym stażu w prestiżowym Courtauld Institute of Art w Londynie, została najmłodszym w historii Harwardu doktorem historii sztuki.
Lecz to życie miłosne Sary Bancroft, a nie jej błyskotliwa edukacja, wprowadziło ją do świata wywiadu. W okresie, kiedy kończyła swoją pracę doktorską zaczęła spotykać się z młodym prawnikiem o nazwisku Ben Callahan, który miał pecha wykupić bilet na lot nr 175 liniami United Airlines rankiem 11 września 2001 roku. Zdołał wykonać jedną rozmowę telefoniczną, zanim samolot, w którym się znajdował, uderzył w południową wieżę World Trade Center. Zadzwonił do Sary. Z błogosławieństwem Adriana Cartera, i przy pomocy zaginionego van Gogha, Gabriel wkręcił ją do świty saudyjskiego miliardera, Zizi al-Bakariego. Była to śmiała akcja, mająca na celu identyfikację mózgu, który zaplanował ataki. Pod koniec operacji, Sara wstąpiła do CIA i otrzymała przydział do ośrodka zwalczania terroryzmu, CTC. Od tego czasu utrzymywała ścisłe kontakty z Biurem i przy wielu okazjach współpracowała z Gabrielem i jego zespołem. W Biurze znalazła sobie nawet kochanka – skrytobójcę i agenta polowego o nazwisku Mikhail Abramov. Sądząc po braku obrączki na wiadomym palcu, ten związek rozwijał się chyba w wolniejszym tempie, niż się tego spodziewała.
- Chwilami jesteśmy razem, chwilami osobno, - powiedziała, jakby czytała w myślach Gabriela.
- A teraz?
- Osobno, - odpowiedziała. – Na dobre.
- Mówiłem Ci, żebyś nie angażowała się w związek z mężczyzną, który zabija dla swojego kraju.
- Miałeś rację, Gabrielu. Jak zawsze.
- Co się wydarzyło?
- Wolałabym nie wchodzić w bolesne szczegóły.
- Powiedział mi, że Cię kocha.
- Mnie mówił to samo. Zabawne, jak to się czasami układa.
- Skrzywdził Cię?
- Nie sądzę, żeby dało się mnie skrzywdzić. – Zanim Sara uśmiechnęła się upłynęła dłuższa chwila. Nie była w tej sprawie szczera; Gabriel to widział.
- Chcesz, żebym z nim pomówił?
- Na Boga, nie, - powiedziała. – Mam wszelkie wymagane kompetencje aby samodzielnie spieprzyć sobie własne życie.
- On ma za sobą kilka trudnych operacji, Saro. Ostatnia z nich…
- Mówił mi o tym, - powiedziała. – Czasami żałuję, że nie zginął w tych Alpach.
- Nie mówisz poważnie.
- Nie, - odpowiedziała ponuro, - ale z ulgą przyszło mi powiedzieć coś takiego.
- Może tak jest lepiej. Powinnaś sobie znaleźć kogoś, kto nie mieszka na drugiej półkuli. Kogoś na miejscu, w Waszyngtonie.
- I co mam powiedzieć, kiedy taki amant zapyta mnie o to, gdzie pracuję?
Gabriel nie odpowiedział.
- Wiesz, nie jestem coraz młodsza. Niedawno skończyłam…
- Trzydzieści siedem lat, - dopowiedział Gabriel.
- Co oznacza, że w szybkim tempie zbliżam się do stanu określanego jako staropanieństwo, - powiedziała Sarah, krzywiąc się. – Jak sądzę, najlepszym co mogłoby mnie spotkać byłoby wygodne i pozbawione uczuć małżeństwo ze starszym, acz zamożnym mężczyzną. Jeśli będę miała szczęście, to pozwoli mi mieć jedno, albo nawet dwoje dzieci, które będę zmuszona wychowywać sama, ponieważ on nie będzie się nimi interesował.
- Z pewnością przyszłość nie rysuje się w aż tak ciemnych barwach.
Wzruszyła ramionami i upiła łyk kawy. – A jak Tobie układa się z Chiarą?
- Doskonale, - odpowiedział Gabriel.
- Obawiałam się, że tak to ujmiesz, - zrzędliwie zamruczała Sarah.
- Saro . . .
- Nie martw się, Gabrielu, z Ciebie wyleczyłam się dawno temu.
Do ogródka weszły dwie kobiety w średnim wieku i zajęły stolik po przeciwnej stronie. Sarah pochyliła się ku Gabrielowi w udawanym geście zażyłości i po francusku zapytała, co robi w Waszyngtonie. Odpowiedział pukając palcem w nagłówki jej gazety.
- Od kiedy to rosnący dług publiczny Stanów jest problemem wywiadu izraelskiego? – zapytała żartobliwie.
Gabriel ponowie wskazał na znajdujący się na pierwszej stronie artykuł dotyczący przewalającej się przez środowiska wywiadu USA debaty na temat proweniencji trzech ataków w Europie.
- Jak dałeś się w to wciągnąć?
- W miniony piątek razem z Chiarą zrobiliśmy sobie przechadzkę po Covent Garden, mając zamiar zjeść tam lunch.
Twarz Sary pociemniała. – Więc doniesienia o niezidentyfikowanym mężczyźnie wyciągającym broń na kilka sekund przed atakiem …
- Są prawdziwe, - powiedział Gabriel. – Mogłem uratować osiemnaście osób. Niestety, Brytyjczycy nie chcieli o niczym takim słyszeć.
- Więc kto, według Ciebie, jest za to odpowiedzialny?
- Ty jesteś ekspertką od terroryzmu, Saro. Ty mi powiedz.
- Możliwe, że ataki zaplanowano w ramach starej linii przywództwa Al-Kaidy w Pakistanie, - powiedziała. – Lecz według mnie, mamy do czynienia z całkowicie nową siatką.
- Pod czym przywództwem?
- Kogoś, kto ma charyzmę Bin Ladena, i kto jest w stanie rekrutować własnych agentów w Europie, a także wykorzystywać komórki innych grup terrorystycznych.
- Masz kogoś na myśli?
- Tylko jednego kandydata, - powiedziała. - Rashida al-Husseini.
- Dlaczego Paryż?
- Zakaz noszenia zasłon twarzy.
- Kopenhaga?
- Nadal nie pogodzili się z satyrycznymi rysuneczkami.
- A Londyn?
- London to nisko wiszący owoc. Londyn można zawsze zaatakować.
- Nieźle, jak na byłą kurator Kolekcji Phillipsa.
- Jestem historykiem sztuki, Gabrielu. Umiem łączyć kropki. Umiem łączyć znacznie więcej, jeśli chcesz.
- Proszę.
- Twoja obecność w Waszyngtonie oznacza, że pogłoski są prawdą.
- Jakie pogłoski?
- Te, które mówią, że Rashid był na liście płac Agencji po 11 września. Te, które mówią, że bardzo dobry pomysł okazał się być bardzo złym pomysłem. Adrian wierzył Rashidowi, a Rashid odpłacił za to zaufanie budując swoja siatkę tuż pod naszym nosem. Teraz, jak sądzę, Adrian chciałby, abyś to Ty zajął się tym problemem za niego. I oczywiście – całkowicie poufnie.
- Jest jakieś inne wyjaśnienie?
- Nie, jeśli pojawiasz się Ty, - powiedziała. – A co to ma wspólnego ze mną?
- Adrian potrzebuje kogoś, kto będzie mnie szpiegował. Wybór Ciebie był oczywisty. - Gabriel zawahał się, a potem dodał, - Lecz jeśli uważasz, że to byłoby zbyt krępujące . . .
- Ze względu na Mikhaila?
- Możliwe, że musielibyście znów razem pracować, Saro. Nie chciałbym, aby uczucia osobiste wpływały na gładką pracę zespołu.
- A kiedyż to Twój zespół pracował gładko? Wy, Izraelczycy. Wy ciągle walczycie ze sobą.
- Lecz nigdy nie pozwalamy, aby uczucia osobiste wpływały na decyzje operacyjne.
- Jestem profesjonalistką, - powiedziała. – Jeśli pamiętasz to wszystko, przez co wspólnie przeszliśmy, chyba nie muszę Ci o tym przypominać.
- Nie musisz.
- Więc, od czego zaczynamy?
- Musimy troszkę lepiej poznać Rashida.
- Jak to zrobimy?
- Zapoznając się z aktami Agencji.
- Ale akta pełne są kłamstw.
- Zgadza się, - powiedział Gabriel. – Lecz te kłamstwa są jak warstwy farby na płótnie. Możliwe, że gdy zdejmiemy warstwę po warstwie naszym oczom ukaże się prawda.
- W Langley nikt nie wyraża się w ten sposób.
- Wiem, - powiedział Gabriel. – Gdyby potrafili, byłbym w dalszym ciągu w Kornwalii, pracując nad Tycjanem.

piątek, 7 września 2012

Daniel Silva - portret szpiega. Rozdział 13 - tłum. Piotrka



(tłumaczenie Piotrka)
Rozdział 13

Georgetown, Washington, D.C.

 ADRIAN CARTER BYŁ DOKTRYNEREM gdy chodziło o kwestie zawodowe, znaczyło to, że nie mógł rozmawiać zbyt długo bezpiecznym domu, nawet gdy była to jeden z jego własnych.  Zeszli po zakręconych frontowych schodach, mając na ogonie jednego ochroniarza CIA, kierując się na zachód wzdłuż ulicy N. Było kilka minut po dziewiątej. Mokasyny Cartera rytmicznie postukiwały na chodniku z czerwonej cegły, lecz Gabriel zdawał się poruszać bezdźwięcznie. Autobus Metro przejechał z hukiem, wypełniony po brzegi. Gabriel wyobraził sobie taki sam autobus rozdarty na pół i pochłonięty przez płomienie.

- Gdzie się udał po opuszczeniu Mekki?

- Wierzymy, że żyje pod ochroną plemion w Dolinie Rafadh w Jemenie. Panuje tam pełne bezprawie, bez szkół, brukowanych ulic, a nawet bez przyzwoitego wodociągu. Prawdę powiedziawszy, cały kraj jest wyschnięty na kość. Sana może być pierwszą stolicą na ziemi, w której faktycznie zabraknie wody.

- Ale nie islamskich bojowników- powiedział Gabriel.

- Och, nie, -  Carter przytaknął. - Yemen jest na dobrej drodze do zostania kolejnym Afganistanem. Na razie zadowalamy się okazjonalnym odpalaniem rakiet Hellfire zza granicy. Ale to tylko kwestia czasu zanim będziemy musieli wkroczyć i wysuszyć to bagno. - Rzucił okiem na Gabriela i dodał, - Prawdę mówiąc to naprawdę w Jemenie są bagna, ciąg mokradeł wzdłuż linii brzegowej, produkujących malaryczne moskity wielkości myszołowów. Mój Boże, co za koszmarne miejsce.

Carter przez chwilę szedł w ciszy z rękoma założonymi za plecami i opuszczona głową. Gabriel zręcznie ominął korzeń wyrastający z chodnika i zapytał jak Rashid komunikuje się ze swoją siatką z takiej dziury zabitej dechami.

- Nie zdołaliśmy tego rozszyfrować, - odparł Carter. - Zakładamy, że używa członków lokalnych plemion do przenoszenia wiadomości do Sany albo może przez zatokę adeńską do Somalii, gdzie nawiżał kontakty z grupą terrorystyczną al-Shabaab. Jednak jednej rzeczy  jesteśmy pewni. Rashid nie korzysta z telefonu, satelitarnego ani innego. Nauczył się wiele o możliwościach Amerykanów gdy był na naszej liście płac. I teraz kiedy przeszedł na drugą stronę, robi dobry użytek z tej wiedzy.

- Zapewnie również nauczyliście go jak zaplanować i wykonać zsynchronizowaną serię ataków w trzech europejskich krajach.

- Rashid jest utalentowanym obserwatorem i źródłem inspiracji, - powiedział Carter, - ale nie jest geniuszem operacyjnym. Jest jasne, że pracuje z kimś dobrym. Jeśli miałbym zgadywać, trzy ataki w Europie zostały zrealizowane przez kogoś kto zjadł zęby na…

- Bagdadzie,- powiedział Gabriel, kończąc za Cartera jego myśl. 
- Alma Mater terroryzmu,- dodał Carter, potakując. - Jego absolwenci są doktorami, odbywającymi staż na konkurowaniu z Agencją i Amerykańską armią.

- Tym bardziej powinieneś się nimi zająć.

Carter nie odpowiedział.

- Adrian, dlaczego my?

- Dlatego, że Amerykański aparat wali z terrorem  rozrósł się aż tak bardzo, że nie jesteśmy wstanie schodzić sobie nawzajem z drogi. Ostatnio mieliśmy ponad osiemset tysięcy ludzi ze ściśle tajnymi uprawnieniami. Osiemset tysięcy,- Carter powtórzył z niedowierzaniem, - i jeszcze nie byliśmy w stanie powstrzymać pojedynczego Islamskiego bojówkarza przed podłożeniem bomby w sercu Times Square. Nasze zdolności do zdobywania informacji są niezrównane, ale jesteśmy zbyt duzi i zbyt nieruchawi, aby być efektywnymi. Przede wszystkim jesteśmy Amerykanami, i kiedy przeciwstawiamy się zagrożeniu, rzucamy w nie dużymi ilościami pieniędzy. Czasami, lepiej być małym i bezwzględnym. Jak Wy.

- Ostrzegaliśmy  was przed niebezpieczeństwami reorganizacji.

- I byłoby mądrze gdybyśmy was posłuchali, - powiedział Carter. - Ale nasz nieporęczny rozmiar to tylko cześć problemu. Po jedenastym września, zdjęliśmy rękawiczki, i zaadoptowaliśmy podejście "wszystkie chwyty dozwolone" przy rozprawianiu się z wrogiem. Dziś, staramy się nie wspominać wroga po imieniu, żeby go nie urazić. W Langley, praca w antyterroryzmie jest uznawana za politycznie niebezpieczną. Wszyscy najlepsi oficerowie tajnych służb uczą się mówić po Mandaryńsku.

- Chińczycy nie knują aby zabić Amerykanów.

- Ale Rashid tak,- powiedział Carter, - i nasz wywiad sugeruje że planuje coś spektakularnego w niedalekiej przyszłości. Musimy zniszczyć jego siatkę, i musimy to zrobić szybko. Ale nie możemy tego zrobić jeśli jesteśmy zmuszani działać według nowych zasad ustanowionych przez prezydenta Hope i jego pełnego dobrych intencji wspólnika Jamesa McKenna.

- Dlatego chcesz abyśmy to my odwalili za was brudną robotę.

- Zrobiłbym to samo dla Cebie,- powiedział Carter. - I nawet nie próbuj mi wmówić że brak Ci możliwości. Biuro było pierwszą zorientowaną na zachód agencją wywiadowczą która utworzyła jednostkę analityczną poświęconą globalnemu ruchowi dżihadystów. Byliście także pierwszymi, którzy zidentyfikowali Osamę Bin Ladena jako głównego terrorystę, i pierwszymi którzy mieli szansę go zabić. Gdyby wam się udało, jest bardzo prawdopodobne że jedenasty września nigdy by się nie wydarzył.

Przybyli na róg trzydziestej piątej ulicy. Następna przecznica była zamknięta dla ruchu barykadą. Po przeciwnej stronie, dzieci ze szkoły Świętej Trójcy skakały na skakance i podawały sobie piłki, ich radosne krzyki odbijały się od fasad okolicznych budynków. To była idylliczna scena, pełna gracji i życia, ale sprawiła, że Carter poczuł się nieswojo.

- Bezpieczeństwo wewnętrzne to mit, -  powiedział, zerkając na dzieci. - To jest bajka na dobranoc, którą opowiadamy naszym ludziom aby w nocy mogli czuć się bezpiecznie. Pomimo  naszych najlepszych starań i wydanych miliardów dolarów, Stany Zjednoczone są w dużej mierze nie do obronienia. Jedynym sposobem aby zapobiec atakom na Amerykańskiej ziemi jest wywąchanie ich zanim dotrą do naszych brzegów. Musimy rozerwać na strzępy ich siatki i zabić ich agentów.

- Zabicie Rashida al-Husseini też może być niezłym pomysłem.

- Bardzo byśmy chcieli, - powiedział Carter. - Ale to nie będzie możliwe dopóki nie znajdziemy jakiegoś dojścia do jego wewnętrznego kręgu.

Carter prowadził Gabriela na północ wzdłuż trzydziestej piątej ulicy. Wyjął fajkę z kieszeni swego płaszcza i zaczął z roztargnieniem nabijać ją tytoniem.

- Walczysz z terrorystami dłużej niż ktokolwiek inny w branży, Gabrielu, oczywiście nie licząc Shamrona. Wiesz jak przeniknąć do ich struktur, a to jest coś w czym my nigdy nie byliśmy dobrzy, i wiesz jak je wywrócić do góry nogami. Chcę abyś dostał się do wnętrza siatki Rashida i ją zniszczył. Chcę abyś sprawił, aby zniknęła.

- Penetracja siatek terrorystycznych dżihadystów to nie to samo co penetracja Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Oni są zbyt zamknięci aby przyjmować obcych, i ich członkowie są w dużym stopniu odporni na ziemskie pokusy.

- Róża, która jest różą, jest różą. I siatka, która jest siatką, jest siatką.

- Co masz na myśli?

- Zapewniam Cię, że są różnice między siatkami terrorystycznymi dżihadystów i Palestyńczyków, ale podstawowa struktura jest taka sama. Są tam planiści i żołnierze, skarbnicy i kwatermistrze, kurierzy i kryjówki. I w miejscach gdzie te wszystkie części się przecinają, jest słaby punkt, który tylko czeka aż wykorzysta go ktoś tak sprytny jak Ty.

Powiew wiatru poniósł dym z fajki na twarz Gabriela. Wymieszany specjalnie dla Cartera przez nowojorskiego blendera, śmierdział spalonymi liści i mokrym psem. Gabriel odgonił go ręką i pytał, - Jak to niby ma wyglądać?

- Czy to znaczy, że to zrobisz?

- Nie, odrzekł Gabriel, - to znaczy, że chcę wiedzieć jak to wszystko ma działać.

- Będziesz funkcjonował jako wirtualny oddział Ośrodka Antyterrorystycznego CTC, praktycznie tak samo jak jednostka zajmująca się Bin Ladenem przed jedenastym września, ale z jedna znaczną różnicą.”

- Reszta CTC nie będzie wiedziała, że tam jestem.

Carter przytaknął. - Wszystkie zamówienia na dokumenty będą realizowane przez mój zespół i mnie. A kiedy przyjdzie czas, abyś wkroczył do akcji, będę działał jako policjant od zarządzania ruchem tajniaków, aby upewnić się, że nie  potkniesz się o żadną trwającą operację Agencji, ani oni o Ciebie.”

- Będę musiał zobaczyć wszystko co masz. Wszystko, Adrian.

- Dostaniesz dostęp do najbardziej wrażliwych danych wywiadu dostępnych dla rządu Stanów Zjednoczonych, włączając w to akta sprawy Rashida i wszystkich zatrzymań NSA. Po za tym pozwolimy Ci zobaczyć wszystkie dane o trzech atakach, które napływają do nas od naszych siostrzanych służb w Europie. - Carter przerwał. - Myślałem, że jedynie te dane będą wystarczającą pokusą do wzięcia tego zadania. W końcu, Twoja współpraca z Europejczykami w tej chwili nie jest wygląda kwitnąco.

Gabriel nie odpowiedział bezpośrednio. - To zbyt dużo materiału abym mógł go sam przejrzeć. Będę potrzebował pomocy.

- Możesz sprowadzić tylu pomocników ilu będziesz potrzebował, oczywiście w granicach rozsądku. Biorąc pod uwagę delikatną naturę danych, ja również będę potrzebował kogoś aby spoglądał Ci przez ramię. Kogoś, kto zna Twoje zwodnicze metody. Już mam nawet kandydata.

- Gdzie ona jest?

- Czeka w kawiarni na Wisconsin Avenue.

- Jesteś bardzo pewny siebie, Adrian.

Carter zatrzymał się i sprawdził swoja fajkę. - Gdybym skłaniał się ku zbytniemu sentymentalizmowi, - powiedział po chwili, - przypomniał bym Ci o masakrze, której byłeś świadkiem w popołudnie ostatniego piątku w Covent Garden i poprosiłbym, abyś wyobraził sobie, że to się odgrywa raz za razem. Ale tego nie zrobię, bo to by było nieprofesjonalne. Zamiast tego powiem Ci, że Rashid ma armię męczenników, takich Farid Khan, czekających na jego polecenia. Armię, którą zwerbował z moja pomocą. Stworzyłem Rashida. On jest moja pomyłką. I musisz go zniszczć zanim ktoś inny będzie musiał zginąć.

- Możesz mi nie uwierzyć, ale nie mam uprawnień aby powiedzieć Ci "tak". Uzi będzie musiał najpierw się pod tym podpisać.

- Już to zrobił. Tak samo jak wasz premier.

- Zakładam, że odbyłeś również prywatną pogawędkę z Grahamem Seymourem.

Carter przytaknął. - Z oczywistych przyczyn, Graham chciałby być na bieżąco informowany o Twoich postępach. Poza tym, chciałby zostać ostrzeżony, jeśli Twoja operacja trafi przez przpadek na brytyjską ziemię.

- Zwiodłeś mnie, Adrianie.

- Jestem szpiegiem, - odparł Carter, zapalając znowu swoja fajkę. – Kłamstwo jest nieodłącznie ze mną związane. Tak jak z Tobą. Teraz musisz tylko wymyślić jak nakłamać Rashidowi. Ale bądź przy tym ostrożny. Nasz Rashid jest bardzo dobry w swoim fachu. Mam blizny, które to potwierdzają.

To pierwszy rozdział, którego tłumaczenia podjął się Piotr. Być może zdecyduje się na więcej. Zachęcam także następnych, do spróbowania swoich sił.