Weronika

sobota, 22 listopada 2014

Kryzys czarnej floty w komplecie

Miło mi poinformować, że wczoraj skończyłem nagrania "Próby tyrana". Na chomiku jest już wszystko. W tej chwili wysyłam także paczkę na pliki.poczytajmimako.pl.

środa, 19 listopada 2014

O wyborach raz jeszcze i po raz ostatni

Nie jestem typem społecznika. Na myśl o tym, że miałbym walczyć o plac zabaw, oświetlenie ulicy, naprawę chodnika, położenie kanalizacji, organizację gminnej pomocy dla osób starszych, etc. owijam się szczelniej kocykiem i czekam pokornie, aż myśl ta zechce sobie łaskawie pójść w cholerę.
Mieszczę się więc chyba w średniej krajowej.

Mieszkam (od niedawna) w małym mieście. Miasto podzielono na kilka jednomandatowych okręgów wyborczych. Mój okręg obejmuje wszystkiego z 10 ulic. Przy większości z nich stoją domki jednorodzinne, a nieliczne bloki nie przekraczają czterech pięter i trzech klatek. Do czego zmierzam - ilość wyborców w okręgu jest porównywalna z ilością gości na hucznym góralskim weselu.

Żaden z kandydatów z mojego okręgu nie pofatygował się do mnie - gnuśnego i biernego wyborcy - aby zachęcić do oddania głosu właśnie na niego. Żaden nie pochwalił się tym, co już w naszym okręgu i dla naszego okręgu zrobił. Natomiast każdy pofatygował się do fotografa w celu wykonania adekwatnego zdjęcia (z ang. "headshot", czyli "strzał w głowę"), które po poddaniu obróbce w photoshopie wyglądało jakby kandydat został świeżo wyjęty z opakowania lalki Barbie, Sindy, Kena, czy innego G.I.Joe, następnie do grafika komputerowego, który zfotoszopowaną mordkę umieścił na białym tle z niebieskimi akcentami i czarnymi literkami, a potem do drukarni, która powstałe dzieło graficzne wydrukowała na wysokiej klasy i drogim papierze kredowym z połyskiem. Efekt w formacie A4 złożonym na trzy trafiał za pośrednictwem listonosza lub innego doręczyciela do mojej skrzynki pocztowej, a stamtąd - bez czytania - prosto do pojemnika na sortowane odpady, za których wywóz muszę płacić 8 zł miesięcznie.

Czy to norma, czy tylko u mnie, w Polsce powiatowej, tak jest?

Absurd tej sytuacji powala na kolana. Osoba, która chce mnie reprezentować w samorządzie nie ma chęci albo odwagi, aby spotkać się ze mną? Przecież przez ostatni miesiąc każdy kandydat dałby radę odwiedzić osobiście każdego wyborcę w okręgu, i to nawet zakładając, że po swoich godzinach pracy zapukałby dziennie jedynie do 10 czy 20 mieszkań/domów. Skąd on będzie wiedział, czego ja, jako gnuśny i bierny wyborca, od niego oczekuję, skoro bał się mnie o to zapytać? W najgorszym wypadku dowiedziałby się, że "w dupie mam, czym się będzie zajmował", i byłby zwolniony z przejmowania się moim zdaniem na temat jego działalności. A po osobistym spotkaniu z wyborcą może nie musiałby zostawiać lakierowanej mordki na kartce A4, tylko wystarczyłaby wizytówka, albo makulaturowa kartka z najważniejszymi danymi?

Dziś w pobliskim sklepie, stanowiącym - ze względu na godziny i dni otwarcia (7 dni w tygodniu, włącznie ze świętami, 6 - 23) oraz asortyment - ośrodek informacyjno-kulturalny mojego okręgu wyborczego, zadałem pytanie o to, kto w naszym okręgu wygrał wybory. Nikt nie wiedział. Sklepowa natomiast poinformowała mnie (z pewnym smutkiem w głosie), że to bez znaczenia, bo żaden z kandydatów nie był mieszkańcem naszego okręgu wyborczego, więc i tak sprawy chodnika tu, a oświetlenia ówdzie będą mu wisiały jak kilo kitu na agrafce.

Aha, no i wszyscy w swoich materiałach wyborczych podrzucanych cichcem do skrzynki pocztowej uważali, że najważniejszą sprawą jest budowa akwaparku.

Przepraszam, uniosłem się. Obiecuję, że już więcej nie będę. W swojej gnuśności i bierności spokojnie poczekam na następne wybory samorządowe. Z pewnością znów dostanę dużo trudno palnego papieru do skrzynki pocztowej.

wtorek, 18 listopada 2014

Sprawozdanie i wniosek o absolutorium

Mili,
Parafrazując Cezara: "środki zostały wykorzystane".

Trochę chałupniczymi sposobami, podpierając się zgromadzonymi zasobami i zamieniając "szare na złote" dokonałem transformacji kawałka strychu na kącik do nagrywania.
Jego kształt będzie z pewnością jeszcze ewoluował, ale zrąb zasadniczy jest.
W kwestiach akustycznych w tej chwili wiadomo, że nie ma mowy o nagrywaniu podczas bardziej intensywnego deszczu, ponieważ blacha dachu, izolacja z wełny mineralnej, sufit z płyty k-g oraz pianka nie stanowią wystarczającej izolacji. We współpracy z lotnikami z pobliskiej bazy sprawdziłem, że startujący lub lądujący F16 uniemożliwia nagrywanie przez około 20 sekund, co jest gigantycznym postępem, ponieważ w poprzednim miejscu hałas z tego źródła powodował przerwy sięgające 3 minut. Nie mam sąsiadów! Nie mam liczącego się ruchu samochodowego przed domem. Jeśli tylko nie dopadnie mnie handra, o jakiej w swoim ostatnim nagraniu mówił Majsel, przyszłość rysuje się w jasnych barwach.
Jedyny minus jest taki, że kaloryfery uruchamiają mi się 5 razy na dobę, i o ile w pokojach zapewnia to wystarczający komfort cieplny, o tyle na strychu mam huśtawkę od sauny, kiedy akurat grzeje, do lodówki, kiedy akurat nie grzeje. A tu zima idzie...

niedziela, 9 listopada 2014

I'm back! I'm back! My back!

Mój jedyny ulubiony cytat ze Spidermana. Jakoś do "with great powers comes great responsibility" mam mniejsze przekonanie ;)
A wracając do tytułu, to powinienem sparafrazować ostatnią część jako "My throat!".
Krótko mówiąc - zasiadłem i nagrałem pierwszy rozdział "Próby tyrana", a teraz czuję jak bardzo "zardzewiało" mi gardło przez te parę dni, które minęły od zakończenia "Mentatów Diuny".

No, ale że "trening czyni mistrza", mam zamiar stale już trenować. :)

piątek, 7 listopada 2014

Finis coronat opus

Całość odbiega znacznie od moich początkowych założeń, ale tymczasem mogłem zrobić tyle, na ile pozwalały finanse. Z czasem spróbuję dołożyć trochę elementów rozpraszających i tłumiących dźwięk, zmienię tkaniny otaczające pomieszczenie na cięższe i bardziej zwarte.
Tymczasem wtargałem wszystko na górę i brak mi tylko oświetlenia (jutro wymontuję oprawy z poprzedniego mieszkania).
Jest więc realna szansa na pierwsze nagrania w nowym miejscu już w poniedziałek.
Czas najwyższy skończyć trylogię "Kryzys czarnej floty".

wtorek, 4 listopada 2014

Kolekcja bootlegów Pink Floyd pod młotek

Kochani,
Poganiacie mnie. I słusznie, bo robota ślimaczy się niemiłosiernie. Tymczasem wciąż pojawiają się wydatki mające priorytet przed nagraniowym hobby.
Aby trochę przyspieszyć, postanowiłem rozstać się z własnoręcznie wykonywaną kolekcją nieoficjalnych nagrań Pink Floyd.
Jakiś czas temu, jako dumny posiadacz kilkunastu płyt koncertowych pochodzących z wymiany z innymi fanami, postanowiłem swoją kolekcję "odpimpować" ;) , czyli nadać każdej płycie wygląd jak najbardziej zbliżony do wyglądu komercyjnego. Ponieważ w tych czasach przypływ nowych tytułów wynosił 3-4 płyty miesięcznie, sprawa wydawała się możliwa do realizacji.
Ale potem przyszedł szybki i szerokopasmowy Internet, i przypływ nowych tytułów wzrósł do 30-50 płyt miesięcznie. Jakiś czas starałem się nadążyć z wypalaniem, drukowaniem, etc. Wkrótce jednak machnąłem ręką. Posiadane przeze mnie zasoby elektroniczne przekroczyły 3TB, i to po zastosowaniu ostrej selekcji (np. odrzuceniu współczesnych nagrań członków PF, a warto wiedzieć, że po każdym koncercie Watersa czy Gilmoura "na rynku" pojawia się od jednego do kilkunastu nagrań o różnej jakości, a także rejestracji wideo).
Moja wypalona i wydrukowana kolekcja zatrzymała się na 247 pozycjach audio (duża część to edycje 2-płytowe, a zdarzają się także 4-płytowe). Do jej stworzenia zużyłem dwie nagrywarki audio (nie komputerowe ale samodzielne - jedną Sony i jedną Technicsa), trzy drukarki (jeden kolorowy laser, jedną atramentówkę obsługującą jedynie papier i jedną atramentówkę obsługującą także płyty CD), jeden zestaw CSS do trzeciej z drukarek. Stałem się także ulubionym klientem pobliskiego sklepu oferującego nieobrandowane czyste płyty CD-R audio, a także pudełka "jewel case", pojedyncze, podwójne i poczwórne.
Do kosztów kolekcji należy także dodać półkę w mojej ówczesnej meblościance, która pod ciężarem płyt wygięła się w sposób nieodwracalny i nieestetyczny.
Nie wspomnę także o czasie, jaki pędziłem wypalając, drukując, wycinając, składając i kompletując...

Teraz wszystko to idzie po kolei pod młotek. W tej chwili na Allegro trwa aukcja kompletnego zestawu wydawnictw Harvested Records - 35 tytułów (56 płyt): http://allegro.pl/pink-floyd-kolekcja-bootlegow-i4760149080.html
W zależności od sukcesów sprzedaży, na swoją kolej czeka obejmujący 20 pozycji zestaw "Have you got it yet?" z nagraniami dotyczącymi Syda Barretta skompilowany przez Laughing Madcaps, "A tree full of secrets" - 18 płyt w boksie od Cochon Productions, oraz wiele innych.
Jeśli jesteście zainteresowani lub znacie kogoś o skłonnościach maniakalnych w kontekście Pink Floyd, to zapraszam :)