Życie! Gdybyśmy
tylko mogli raz jeszcze powrócić we własną przeszłość i dokonać mądrzejszych
wyborów.
- anonimowy lament
Przy tych sporadycznych okazjach, kiedy Raquella
Berto-Anirul odwiedzała Salusę Sekundusa, pogoda zawsze była wyśmienita –
czyste niebo, ciepłe dni ożywanie delikatną bryzą poruszającą kolorowe flagi
Ligi Landsraadu oraz złote godła Korrinów, przedstawiające lwa. Dzięki
stłoczonym w niej wielu wspomnieniom z przeszłych żywotów mogła przypomnieć
sobie wygląd tej planety na przestrzeni wielu stuleci – prawdziwy klejnot
pośród wszystkich zamieszkałych przez ludzkość światów.
Jednak
tego popołudnia, gdy Raquella wraz z towarzyszącą jej delegacją sióstr przybyły
na stołeczną planetę, niebo miało kolor ołowiu a powietrze było nieruchome,
niczym wstrzymany oddech. Różnobarwne flagi zwisały martwo na masztach. Zimia
okryła się ciężkim całunem, jakby wiedziała, że Raquella przybyła tu, aby
zabrać ze sobą Annę Korrino.
Chciała
zaimponować Cesarzowi Salwadorowi profesjonalizmem sióstr, aby utwierdzić go w
przekonaniu, że jego decyzja wysłania siostry na Rossaka była decyzją dobrą.
Zgodnie z ustalonym planem Raquella wraz z siostrami powinny były wylądować na
planecie poprzedniego wieczora, lecz opóźnienie zaginającego przestrzeń statku
VenHold spowodowało, że przybyły dopiero teraz. Przez to wszystko grupa kobiet
była już bardzo spóźniona na audiencję w pałacu cesarskim. Nieszczególnie
fortunny początek, pomyślała.
Wynajęty
pojazd naziemny zatrzymał się na podjeździe przepysznego pałacu Korrinów, jakby
Wielebna Matka Raquella, siostra Valya i dwie inne siostry były gośćmi na
wystawnym przyjęciu. Dwóch lokajów w liberiach otworzyło drzwiczki pojazdu i pomogło
Raquelli wysiąć, traktując ją jaby była kruchą lalką. Pozwoliła im poczuć się
użytecznymi, choć w dalszym ciągu była w pełni sprawna i żadna pomoc nie była
jej potrzebna.
Gdy
Valya Harkonnen wysiadła z pojazdu, rozejrzała się, i zanim przypomniała sobie
o konieczności trzymania własnych emocji na wodzy, na jej twarzy odbiło się
uczucie oszołomienia wspaniałością stolicy. Lokaje pośpieszyli do kolejnego
podjeżdżającego pojazdu, na którym powiewały proporczyki któregoś ze światów,
by powitać przybywającego ambasadora czy przedstawiciela, i nie zwracali już
uwagi na kobiety z Rossaka. Nikt nie zwrócił szczególnej uwagi na ich
przybycie.
Kierując
się ku pałacowi, Raquella i jej towarzyszki utonęły w płynącym tłumie
dygnitarzy, biurokratów i przedstawicieli, wlewającym się i wylewającym z
gigantycznej budowli. Nie tracąc pewności siebie, przedstawiła się
umundurowanej eskorcie, oczekującej u podnóża długiej kaskady stopni wiodącej
do skrytego pod łukiem głównego wejścia. „Jestem Wielebna Matka Raquella Berto-Anirul,
ze szkoły zgromadzenia żeńskiego na Rossaku. Wraz z towarzyszkami przybywamy na
prośbę Cesarza, aby spotkać się z księżniczką Anną Korrino.”
Nie
objawiając żadnego zdziwienia, jakby siostry oznajmiły ledwie dostawę zakupów z
pobliskiego sklepu, jeden z mężczyzn poprowadził je pozornie niekończącą się
estakadą białych, marmurowych schodów.
Przy
wejściu do pałacu na ich spotkanie wybiegła smukła siostra Dorotea. Wyglądała
jakby z pośpiechu brakowało jej tchu. Dołączyło do nich pięć innych sióstr –
absolwentek, które służyły na dworze cesarskim. Wszystkie ukłoniły się z
szacunkiem Wielebnej Matce; nawet siostra Perianna, przydzielona w charakterze
osobistej sekretarki żony Rodericka Korrino, porzuciła swoje obowiązki, aby
powitać gości.
Dorotea
poleciła pałacowej eskorcie oddalić się i poprowadziła Raquellę i resztę kobiet
przez rozbrzmiewające echem, sklepione przedsionki. „Proszę mi wybaczyć brak
bardziej zorganizowanego powitania, Wielebna Matko. Nie byłyśmy pewne godziny
Twojego przybycia.”
„Dobrodziejstwa
podróży kosmicznych,” powiedziała Raquella dając do zrozumienia, że nic się nie
stało. „Flota kosmiczna VenHold jest dość rzetelna, lecz na to opóźnienie nie
mogłyśmy nic poradzić. Mam nadzieję, że Cesarz Salwador nie jest z tego powodu
na nas zagniewany.”
„Przełożyłam
spotkanie w jego kalendarzu,” odpowiedziała Dorotea. Kobietę wychowały
członkinie Zgromadzenia żeńskiego i nie przypuszczała nawet, że jest w
rzeczywistości wnuczką Raquelli. „Nie zauważy różnicy, a Annie nie spieszy się
do wyjazdu.”
Raquella
dopuściła, aby ciepłe poczucie dumy wkradło się w ton jej głosu. „Zawsze byłaś
jedną z moich najbardziej kompetentnych sióstr. Z podziwem patrzę na Twoje
dokonania tu, w pałacu.” Zawiesiła głos. „Mam wrażenie, że wybór szkoły dla
Anny Korrino odbył się pod Twoim wpływem?”
„Być
może odbył się zgodnie z moją sugestią.” Dorotea skłoniła się lekko. „Dziękuję,
że zechciałaś osobiście przybyć, aby przyjąć księżniczkę do grona akolitek. Ten
gest wiele znaczy dla jej rodziny.”
„To
ogromny zaszczyt, że Cesarz zdecydował się powierzyć ją naszej opiece. Wybór
nowych szkół zakładanych w całym cesarstwie jest tak bogaty.”
Dorotea
poprowadziła gości przez meandry pałacowych korytarzy. „Wraz z siostrami
dowiodłyśmy naszej wartości i dałyśmy dobry przykład. Mając na względzie
skłonność Anny do podejmowania niedojrzałych decyzji, Cesarz chce, aby
księżniczka otrzymała wykształcenie takie, jak nasze.: Spojrzała bezpośrednio
na Valyę, oceniając ją. „Czytałam raporty. To ty przejęłaś moje obowiązki jako
asystentka siostry Karee Marques przy badaniach farmaceutycznych?”
„Tak.
Mamy przed sobą jeszcze wiele pracy.” Skłoniła się, ale z najwyższą trudnością
ukryła swoje podekscytowanie. „Teraz, jestem wdzięczna za możliwość zobaczenia
cesarskiej stolicy na własne oczy.”
Dorotea
obdarzyła ją chłodnym uśmiechem. „Czyli mamy ze sobą wiele wspólnego.”
Raquella
przerwała im rozmowę. „Ufam siostrze Valyi. Wiele razy dowiodła swojej wartości.
Teraz dodałam do jej listy obowiązków zaprzyjaźnienie się z Anną Korrino.”
Oczy
Valyi błyszczały podnieceniem z powodu wizyty na Salusie Sekundusie, co kazało
się Raquelli zastanowić nad priorytetami tej dziewczyny. Nie dała się zwieść
pokorze brzmiącej w głosie Valyi, gdy ta powiedziała, „Postaram się ułatwić jej
trudne początki w Zgromadzeniu.”
„Jesteście
w tym samym wieku, więc może nie będzie to zbyt trudne.” Dorotea także okazała
sceptycyzm, być może dlatego, że postrzegała Valyę jako osobistą rywalkę.
„Jednakże Cesarz zwrócił się do mnie, abym towarzyszyła jego siostrze, aby
miała przy sobie kogoś znajomego, kiedy znajdzie się na zupełnie obcym jej
świecie. Z polecenia Cesarza moja praca na Salusie Sekundusie została
zakończona, więc wracam na Rossaka.”
Choć
Raquella wolałaby pozostawić Doroteę na jej dotychczasowym miejscu, nie mogła
przeciwstawiać się życzeniom Cesarza. „Bardzo dobrze, powrócisz do pracy z
siostrą Karee, a siostrze Valyi znajdę inne zajęcie. Z przykrością tracę w
twojej osobie naszą przedstawicielkę na dworze cesarskim, lecz na szczęście
mamy tu cztery inne siostry.” W umyśle Raquelli głosy szeptały z podnieceniem,
wskazując że szkolenie niewielu sióstr jest równie zaawansowane jak Dorotei. I
niewiele jest w równym stopniu gotowych do transformacji. Być może będzie
następną… Moja własna wnuczka! Lecz wszystkie
siostry muszą pozostawać równe, a więzy rodzinne muszą pozostać ukryte.
Krótko
po urodzeniu Dorotei, córka Raquelli, Arlett, odmówiła oddania dziecka,
upierając się, że sama wychowa córkę, opuści Zgromadzenie i postara się
odnaleźć ojca dziecka. Widząc taką słabość swojej córki Raquella podjęła ważną
decyzję, popartą przez wszystkie inne głosy i obecności z jej przeszłości
zamknięte w jej umyśle.
Wielebna
Matka poszła do żłobka, w którym noworodki leżały w swoich kołyskach. Bez
namysłu Raquella zdjęła dzieciom wszelkie identyfikatory i pozamieniała
niemowlęta miejscami. Następnie wysłała wszystkie matki tych dzieci poza
Rossaka, nakazując im rozgłaszać informacje o szkole Zgromadzenia w całym
Imperium.
Od
tego dnia, Raquella wcieliła w życie zasadę, że żadna córka urodzona przez
lojalną siostrę i wychowywana na Rossaku nie będzie znała swoich rodziców.
Każde dziecko będzie wkraczało w życie jako pusta tabliczka, nie zasługując na
żadne preferencyjne traktowanie ze względu na swoje pochodzenie.
Gdy
Dorotea była wystarczająco dorosła, Raquella wysłała ją na misje na Lampadas,
gdzie mogła spokojnie pracować pośród Butlerian, obserwując i analizując ich.
Zgodnie z zamysłem Wielebnej Matki miało to być unikalne doświadczenie
treningowe – zanurzenie w ekstremistycznym środowisku, które miało pokazać jej
wnuczce, w jaki sposób stawiając ludziom określony cel do osiągnięcia można
zmusić ich do wysoce nielogicznych działań i przekonań. Oparta o taki właśnie
kamień węgielny, Dorotea została następnie przeniesiona na Salusę Sekundusa,
gdzie wypracowała sobie pozycję na dworze cesarskim. Teraz, po upływie długich
lat wypełnionych wypełnianiem kolejnych zadań, Dorotea wróci wreszcie do domu.
Raquella nie mogłaby się do tego głośno przyznać, ale cieszyła się, że będzie
miała Doroteę blisko siebie.
Valya
odezwała się szybko, „Wielebna Matko, jeśli siostra Dorotea opuszcza dwór
cesarski, czy zezwolisz mi pozostać na Salusie? Z radością stawiłabym czoło
takiemu wyzwaniu…”
„Nie.”
Raquella nie musiała zastanawiać się nad tą decyzją. Nie tylko potrzebowała
pomocy Valyi przy skomputeryzowanych zapisach genetycznych, lecz także zdawała
sobie doskonale sprawę z wrzących w młodej kobiecie ambicji przywrócenia
dobrego imienia jej rodowi. „Jeśli kiedykolwiek zostaniesz wysłana na Salusę,
Twoim zadaniem będzie dążenie do realizacji naszych celów, nie Twoich własnych.
Nie zapominaj, że teraz jesteś w zakonie, co wiąże się z odpowiedzialnością
wobec reszty z nas. Teraz Twoją jedyną rodziną jest Zgromadzenie.”
Valya
skłoniła się ze skruchą. „Tak, Wielebna Matko. Zgromadzenie żeńskie jest
rodziną inną niż wszystkie. Być może kiedyś, gdy uznasz mnie za godną tego
zaszczytu, wyślesz mnie gdzieś w charakterze misjonarki? Doceniam awans, jakim
mnie obdarzyłaś, lecz wolałabym nie pozostać do końca życia na Rossaku.”
„Cierpliwość
jest cnotą, Siostro."
Dorotea
gestem zaprosiła pozostałe kobiety, aby poszły za nią. „Pozwólcie, zorganizuję
spotkanie z Anną Korrino.”
Pięć
pozostałych sióstr wykonujących swoją pracę przy dworze pożegnało się krótko, i
powróciło do swoich zajęć w pałacu. Z delikatnym poszmerem kroków Dorotea
poprowadziła Wielebną Matkę i jej świtę przez labirynt sklepionych sal ku mniej
zatłoczonemu skrzydłu budynku, w którym znajdowały się liczne biura, sale
posiedzeń i pomieszczenia biblioteczne.
Dorotea
zatrzymała się przed drzwiami prowadzącymi do dużej Sali, następnie wprowadziła
cztery siostry do niewielkiej komnaty recepcyjnej, gdzie drobna Anna Korrino
czekała na nie z nadąsaną miną. Wewnątrz, przy samych drzwiach stał strażnik
pałacowy o surowym wyglądzie, pilnując, aby księżniczka nie opuściła
pomieszczenia. Choć Raquella nigdy wcześniej nie spotkała siostry Cesarza,
widoczne na twarzy dziewczyny cechy rodziny Korrinów nie dopuszczały pomyłki.
Anna
odezwała się powściągliwie, nie ukrywając pogardy w tonie głosu. „Gdy nie
przybyłyście wczoraj wieczorem, miałam nadzieję, że mój brat zmienił zdanie, a
jednak zjawiłyście się.”
Lecz
Raquella usłyszała w jej głosie także lęk. Starając się okazać współczucie,
powiedziała, "Nie chciałyśmy narazić Cię na stres. Zaginacz przestrzeni
był opóźniony.” Ujęła jedną dłoń dziewczyny w swoje dłonie. „Być może będziesz
musiała odrobinę zmienić styl życia, do którego przywykłaś tutaj, w cesarskim
pałacu, ale spodoba Ci się w Zgromadzeniu.”
„Wątpię,”
odpowiedziała.
Valya
podeszła do niej z uśmiechem, zachowując się całkiem odmiennie niż kilka minut
temu. "A ja nie mam wątpliwości. Będę twoją przyjaciółką, Anno. Siostro
Anno. Będziemy najlepszymi przyjaciółkami."
Widząc
kogoś w jej wieku, księżniczka pojaśniała, a jej emocje odrobinę się zmieniły.
„Być może tak będzie najlepiej. Bez Hirondo nie chcę już tu dłużej być.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz