Moi drodzy,
Wróciłem.
Dzięki wspaniałej gościnności Marcina i Dominiki (cytat z gospodarzy: "rany, jakbym gadał z audiobookiem") wypoczęliśmy z żoną w przeuroczym zakątku w okolicach Golubia-Dobrzynia. Szczerze polecam te tereny wszystkim lubiącym urozmaicone warunki wakacyjne. Jest gdzie się walnąć na kocyku lub leżaczku z książką (w ręku lub na uszach), jest gdzie się przekąpać i popływać, są genialne trasy spacerowe lub rowerowe, a dla chętnych także spora garść zabytków architektury w rozsądnych odległościach. Dolina Drwęcy urzekła nas całkowicie (nie tylko z powodu wspomnianej na FB lokalnej roślinności).
Jak wspomniałem przed wyjazdem, miałem w planach pozowaną sesję fotograficzną, aby pokazać się Wam z jak najkorzystniejszej strony.
Los chciał inaczej. Moja ukochana cyfrówka wysiadła. 10 z 14 dni musiałem spędzić, ku własnej rozpaczy, bez patrzenia przez obiektyw.
W rezultacie utrwalone zostało tylko jedno zdjęcie portretowe.
Oto ono:
Prawda, że korzystnie wypadłem?
Tyle musi Wam tymczasem wystarczyć (nie sprawdzałem, czy przypadkiem żona nie zrobiła mi podstępnie jakiegoś zdjęcia).
Ja zaś idę opłakiwać śp. lustrzankę, medytować jak wygospodarować kasę na coś innego do cykania, a w przerwach sprawdzę, jak tam studio po dwóch tygodniach zastoju.
Wróciłem.
Dzięki wspaniałej gościnności Marcina i Dominiki (cytat z gospodarzy: "rany, jakbym gadał z audiobookiem") wypoczęliśmy z żoną w przeuroczym zakątku w okolicach Golubia-Dobrzynia. Szczerze polecam te tereny wszystkim lubiącym urozmaicone warunki wakacyjne. Jest gdzie się walnąć na kocyku lub leżaczku z książką (w ręku lub na uszach), jest gdzie się przekąpać i popływać, są genialne trasy spacerowe lub rowerowe, a dla chętnych także spora garść zabytków architektury w rozsądnych odległościach. Dolina Drwęcy urzekła nas całkowicie (nie tylko z powodu wspomnianej na FB lokalnej roślinności).
Jak wspomniałem przed wyjazdem, miałem w planach pozowaną sesję fotograficzną, aby pokazać się Wam z jak najkorzystniejszej strony.
Los chciał inaczej. Moja ukochana cyfrówka wysiadła. 10 z 14 dni musiałem spędzić, ku własnej rozpaczy, bez patrzenia przez obiektyw.
W rezultacie utrwalone zostało tylko jedno zdjęcie portretowe.
Oto ono:
Prawda, że korzystnie wypadłem?
Tyle musi Wam tymczasem wystarczyć (nie sprawdzałem, czy przypadkiem żona nie zrobiła mi podstępnie jakiegoś zdjęcia).
Ja zaś idę opłakiwać śp. lustrzankę, medytować jak wygospodarować kasę na coś innego do cykania, a w przerwach sprawdzę, jak tam studio po dwóch tygodniach zastoju.