Burza na pustyni
pozostawia wiele blizn, ale usuwa wiele innych.
- powiedzenie Fremenów z Arrakis
Po uzyskaniu wszystkich informacji, jakie można było
wyciągnąć od pracującego na czarnym rynku pilota, Ishanti spędziła dwa tygodnie
dyskretnie badając to, co działo się na pustyni. Wkrótce odkryła nielegalną
operację zbierania przyprawy.
Szef
kłusowników, Dol Orianto, przechwalał się w barach miasta Arrakis. Zdawał się
uważać, że nie ma się czego obawiać. „Ta planeta jest wystarczająco duża dla
konkurentów – podczas gorączki przyprawowej odbywało się tu mnóstwo
niezależnych operacji zbierania przyprawy. Ten cały świat nie jest prywatnym
poletkiem Venporta!” Orianto śmiał się, a jego pracownicy śmiali się wraz z nim.
Mała
placówka przemysłowa w górach nad Kartagą nie była ani ukryta, ani broniona.
Zespoły VenHold ruszyły do akcji. Atak był błyskawiczny. Ishanti i jej
czterdzieści śmigaczy myśliwskich wkrótce było w drodze powrotnej, w miejscu
przemysłowej placówki pozostawiając dymiące ruiny budynków mieszkalnych i
zwęglone ciała rozciągnięte na skałach. Silos, w którym gromadzona była
przyprawa pozostał nienaruszony – Dyrektor Venport nieugięcie wpajał im, że
nielegalnie pozyskiwana przyprawa jest zbyt cenna, aby łatwo z niej
zrezygnować.
Z
początku Ishanti zastanawiała się nad pozostawieniem jednego lub dwóch
kłusowników przy życiu, aby mogli przesłać raport do Arjena Gatesa i firmy
Celestial Transport. Jednak później, zdecydowała, że zamiast tego nagra cały
atak – prosta wiadomość powinna zadziałać równie skutecznie. A w ten sposób
mogła zachować kontrolę nad jej treścią.
Teraz,
w hałaśliwym przedziale pasażerskim śmigacza Ishanti zwróciła się do swoich
towarzyszy – w tym kliku Fremenek wojowniczek – przekrzykując szum przegubowych
skrzydeł. „Jak już z tym skończymy, zajmiemy się zebraniem wyposażenia i
odzyskaniem przyprawy. To będzie specjalny prezent.” W tajemnicy wyśle także
wiadomość do Naiba Sharnaka, do jego położonej w głębokiej pustyni siczy,
informując swoich współplemieńców, że jeśli się pospieszą, będą mogli zabrać
ciała i odzyskać z nich wodę, zanim ktokolwiek się w tym wszystkim zorientuje.
Ishanti
dołożyła starań, aby pojmać Dola Orianto żywcem, by przerażony mógł patrzeć na
rzeź swojej załogi. Związany i ciśnięty na pokład jak worek ziemniaków, Orianto
wił się i szarpał więzy, lecz im więcej wysiłku wkładał w te próby uwolnienia,
tym mocniej szigastruny zaciskały się wokół jego nadgarstków, nóg i gardła,
wżynając się w ciało.
„Nie
ma nic, co mógłbyś powiedzieć, aby się ocalić,” powiedziała zimnym głosem
Ishanti klękając przy więźniu. „Teraz zastanów się nad jedyną decyzją, jaka ci
jeszcze w życiu pozostała, najważniejszą decyzją: Jak umrzesz – odważnie, czy
jak tchórz?”
Nie
odpowiedział. Z jego oczu płynęły łzy… strata wody, pomyślała, ale całe jego
ciało było jedną wielką stratą wody. Jednak, konieczne było rozesłanie pewnych
komunikatów, i – patrząc z szerszej perspektywy – miały one większe znaczenie
niż kilka litrów wody.
Przekazała
już pilotowi kurs. Jednostka leciała wysoko ponad wzbijającymi się chmurami
pyłu. Ishanti zapoznała się z prognozami, aby zlokalizować najbliższą kurzawę
Koriolisa. Do tego miejsca pozostało już mniej niż godzina drogi.
Gdy
Dol Orianto nie odpowiedział na zadane mu pytanie, usiadła na powrót na swoim
miejscu i dalej lecieli w milczeniu. Przywódca kłusowników płakał, ale nie
żebrał o życie. To musiała mu przyznać.
Pilot
– ekspert w zakresie wzorców pogodowych na Arrakis – naprowadził statek na
wirujący lej obłoków i pyłu. Spoza szczelnych, pokrytych rysami bulajów,
pasażerowie mogli oglądać z góry przerażające widowisko. Wir wyjących wiatrów
budził lęk u wszystkich ludzi pustyni. Oglądając gigantyczną burzę z góry,
nawet z tej, bezpiecznej wysokości, Ishanti stwierdziła, że jest
onieśmielająca, przerażająca i na swój sposób piękna.
Piękna
tego nie dostrzegał Dol Orianto.
Gdy
znajdowali się wprost nad piaskową kurzawą, pilot zatoczył krąg i
zasygnalizował osiągnięcie celu. Ishanti podniosła się z metalowej ławki, na
której zajmowała miejsce, chwyciła kłusownika za ramiona i siłą postawiła go na
nogi. Drżał.
„Są
rzeczy, które muszą się stać,” powiedziała przepraszająco. Josef Venport jasno
określił swoje życzenia. „Inni nazwaliby to chwalebną śmiercią.”
Zarówno
ona, jak i jej towarzysze przypięli uprzęże do uchwytów umieszczonych na
ścianie statku, zabezpieczając się przed wyssaniem na zewnątrz, kiedy luk
zostanie otwarty. Orianto szarpnął się mocniej próbując się wyrwać; zaciskające
się szigastrunowe więzy przecięły nadgarstki i z żył trysnęła krew.
Ishanti
zamknęła oczy, odmówiła krótką modlitwę i wypchnęła więźnia przez otwarty luk.
Mężczyzna
runął głową w dół ku otwartej paszczy kurzawy Koriolisa. Długo przed tym, nim
ogromny wirujący lej pochłonął go, zamienił się w niewielką kropkę. Tak,
niektórzy nazwaliby to chwalebną śmiercią.
Zamknęła
luk śmigacza i dała sygnał pilotowi. „Mamy to nagrane. Wracamy do miasta
Arrakis – muszę złożyć raport.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz