Jest taki polski Rzymianin, który swojego czasu próbował swoich sił w czytaniu na głos (z potencjałem), ale widać doszedł do wniosku, że rozwój potencjału będzie kosztował zbyt wiele czasu. Pozornie poszedł na łatwiznę, i zajął się konwertowaniem tekstu na dźwięk przy pomocy syntezatora.
Wiem! Znaczna część z Was właśnie się boleśnie skrzywiła. I w dużej mierze słusznie, bo choćby nie wiem jak doskonałe stały się algorytmy automatu, uczuć z siebie podczas czytania nie wykrzesze.
ALE...
Ale na bezrybiu i rak ryba (nie mówcie tego urzędnikom w Brukseli, bo wezmą to dosłownie).
Otóż skorupiak może tak do końca rybą nie jest, ale Primus Pilus robi co w jego mocy, aby słuchanie syntezatorowych czytanek było jak najmniej bolesne. W sytuacji, kiedy pewnych audiobooków nie ma w ogóle i nie widać szansy na ich powstanie, nawet syntezatorowa czytanka może dawać szansę zapoznania się z tekstem źródłowym.
Praca, jaką wykonuje Primus zanim automat weźmie się za konwersję, jest pracą żmudną i być może w ogóle nie zdajecie sobie sprawy, jak czasochłonną. Syntezator bowiem czyta słowa tak, jak są napisane (bo w naszym dźwięcznym języku, w przeciwieństwie do takiego angielskiego albo francuskiego, zwykle tak właśnie jest). Jeśli więc natrafi np. na imię John, to przeczyta je dokładnie tak, jak jest napisane, jednocześnie niemiłosiernie kalecząc wrażliwe uszy słuchacza. Primus Pilus zastępuje więc każdego Johna "Dżonem", a każdy Worcester Sauce "łuster sosem". I o ile w tej formie tekst rani oczy czytającego, to po przerobieniu tego przez syntezator, efekt dla uszu jest już znacznie bardziej przyjemny. Rozumiecie teraz ile pracy wymaga nawet niezbyt długa książka obfitująca w obcojęzyczne imiona, nazwy czy powiedzenia?
Jeśli więc pomysł zapoznania się z książką odczytaną przez syntezator przechodzi Wam w ogóle przez myśl, to warto sprawdzić, czy dzięki Primusowi Pilusowi nie jest to zadanie znacznie przyjemniejsze.
O(b)mawianego znajdziecie tu: http://czytaprimuspilus.blogspot.com/
Wiem! Znaczna część z Was właśnie się boleśnie skrzywiła. I w dużej mierze słusznie, bo choćby nie wiem jak doskonałe stały się algorytmy automatu, uczuć z siebie podczas czytania nie wykrzesze.
ALE...
Ale na bezrybiu i rak ryba (nie mówcie tego urzędnikom w Brukseli, bo wezmą to dosłownie).
Otóż skorupiak może tak do końca rybą nie jest, ale Primus Pilus robi co w jego mocy, aby słuchanie syntezatorowych czytanek było jak najmniej bolesne. W sytuacji, kiedy pewnych audiobooków nie ma w ogóle i nie widać szansy na ich powstanie, nawet syntezatorowa czytanka może dawać szansę zapoznania się z tekstem źródłowym.
Praca, jaką wykonuje Primus zanim automat weźmie się za konwersję, jest pracą żmudną i być może w ogóle nie zdajecie sobie sprawy, jak czasochłonną. Syntezator bowiem czyta słowa tak, jak są napisane (bo w naszym dźwięcznym języku, w przeciwieństwie do takiego angielskiego albo francuskiego, zwykle tak właśnie jest). Jeśli więc natrafi np. na imię John, to przeczyta je dokładnie tak, jak jest napisane, jednocześnie niemiłosiernie kalecząc wrażliwe uszy słuchacza. Primus Pilus zastępuje więc każdego Johna "Dżonem", a każdy Worcester Sauce "łuster sosem". I o ile w tej formie tekst rani oczy czytającego, to po przerobieniu tego przez syntezator, efekt dla uszu jest już znacznie bardziej przyjemny. Rozumiecie teraz ile pracy wymaga nawet niezbyt długa książka obfitująca w obcojęzyczne imiona, nazwy czy powiedzenia?
Jeśli więc pomysł zapoznania się z książką odczytaną przez syntezator przechodzi Wam w ogóle przez myśl, to warto sprawdzić, czy dzięki Primusowi Pilusowi nie jest to zadanie znacznie przyjemniejsze.
O(b)mawianego znajdziecie tu: http://czytaprimuspilus.blogspot.com/