Weronika

środa, 27 czerwca 2012

Zgromadzenie żeńskie z Diuny - rozdział 16


Zdolność przystosowywania się jest zasadą przetrwania
- z Księgi Azhar

„Jeśli nie będziecie postępować dokładnie zgodnie z instrukcją, niektóre z was mogą zginąć podczas dzisiejszego ćwiczenia,” powiedziała Wielebna Matka do akolitek zebranych na bujającej się lekko powierzchni platformy zbudowanej ze spolimeryzowanych gałęzi drzew. W jej uśmiechu nie było radości. „To samo można powiedzieć o każdym aspekcie życia: Brak rozwagi może prowadzić do śmierci.”
                Choć wszystkie młode uczennice ubrane były w jasną zieleń, Wielebna Matka Raquella miała na sobie czarny trykot, podobnie jak Valya oraz druga asystentka – siostra Ninke – mocno zbudowana i muskularna kobieta o stanowczej twarzy i z pasemkami siwizny w kasztanowatych włosach, obecnymi już, choć miała dopiero trzydzieści cztery lata.
                Ninke trzymała w rękach oprawioną kopię niedawno ukończonego podręcznika zakonnego dotyczącego filozofii i religii – Księgę Azhar. Czasami Wielebna Matka lubiła cytować fragmenty księgi podczas zajęć. Choć znała na pamięć każde słowo zawartego w książce tekstu, Raquella wierzyła także w moc utartych zwyczajów i rytuałów, pomagających w utrwaleniu przekonania o najwyższej wadze powstałego dzieła.
                Zgromadzenie żeńskie przystąpiło do kompilacji Księgi Azhar w tym samym czasie, kiedy trwały zamieszki związane z Ekumeniczną Komisją Tłumaczy i wzburzenie wywołane próbą narzucenia Biblii Protestancko-Katolickiej. Kompendium przekonań i wiedzy ezoterycznej było ich prywatną odpowiedzią na Biblię PK, choć kobiety zaprzeczały, aby książka miała jakiekolwiek konotacje religijne.
                Rossak to nie tylko szkoła, lecz także działające od dawna porty kosmiczne i stare miasta na skale, które obecnie pozostawały pod zarządem Raquelli i jej uczennic. Obecnie, ilość absolwentek sięgała dziesiątków tysięcy. Po zakończeniu szkolenia wiele sióstr powracało na swoje rodzinne planety, aby wykorzystywać nabyte umiejętności w praktyce i demonstrować wartość otrzymanych od Raquelli nauk. Niektóre wyszkolone przez Zgromadzenie kobiety podróżowały po Imperium prowadząc rekrutację do szkoły, poszukując wartościowych kandydatek na nowe uczennice. Jednak większość Sióstr pozostała na Rossaku, przyłączając się do rosnącego grona rozwijających swoje umiejętności kobiet tworzących nie tylko szkołę, ale także rosnące w siłę zgromadzenie przestrzegające nowego stylu życia.
                Gdy Valya pod raz pierwszy postawiła stopę na Rossaku jako szesnastoletnia akolitka, wiele słów w leksykonie Zgromadzenia żeńskiego wydawało jej się przepełnionych głębokim mistycyzmem, zakorzenionym w magii tutejszych Czarodziejek. Pamiętała, że w tym czasie wszystko wydawało jej się ekscytujące i tajemnicze… w przeciwieństwie do nudnego życia, jakie prowadziła na Lankiveil.
                Uwięziona na tej prowincjonalnej planecie i mając niewiele nadziei na przyszłość, Valya Harkonnen podjęła decyzję, że stanie się najwyższej klasy wojowniczką, dzięki czemu będzie w stanie stawić czoło przeciwnościom i zagrożeniom. Wraz z kochanym bratem, Griffinem, zajęła się tradycyjnym boksem, zapasami i nauką sztuk walki. Brat był od niej wyższy i silniejszy, lecz ona dysponowała szybkością, podstępnością i nieprzewidywalnością, dzięki czemu to ona częściej zwyciężała w ich pojedynkach. Dzięki temu Griffin podnosił swoje umiejętności, podobnie jak ona. Ani Valya, ani Griffin nie wyglądali na wyszkolonych wojowników, lecz pod powierzchnią pozorów byli doskonale wyszkoleni. „Normalność” ich powierzchowności często powodowała, że oponenci zapominali o trzymaniu gardy. Od czasu przystąpienia do Zgromadzenia żeńskiego Valya nauczyła się kolejnych technik kontroli ciała, mięśni i odruchów. Wiedziała, że przy następnej okazji stoczenia pojedynku z bratem, Griffin będzie zaskoczony.
                Akolitki stały w ciasno stłoczonej grupie na utwardzonych szczytach drzew. Spoglądały w dół, w potężną otchłań przecinającą gąszcz roślinności niczym wąwóz ciągnący się wśród splątanych gałęzi i listowia.
                „Dziś zaprezentujemy wam, jak potężną potrafi być kobieta,” powiedziała siwowłosa Raquella, patrząc na Keree Marques i trzy inne czystej krwi Czarodziejki przygotowujące się do zaimponowania akolitkom. Valya wielokrotnie widziała tę prezentację; jak zwykle wzbudzi ona w niej respekt i smutek.
                Ostatnie żyjące przedstawicielki najpotężniejszych kobiet Rossaka miały niezwykłe talenty, pod wieloma względami przewyższające nawet zdolności kontroli ciała, aż do ostatniej, najmniejszej komórki, jakimi dysponowała Raquella. Valya czuła zawód i onieśmielenie, ponieważ wiedziała, że sama nigdy nie będzie w stanie uzyskać takiej potęgi bez poddania się ryzyku transformacji. A jak na razie, badania nad możliwością stworzenia nowych Wielebnych Matek utknęły w martwym punkcie.
                Kaeee Marques powiedziała, „Kiedyś Czarodziejki z Rossaka były kobietami budzącymi najwyższy lęk, najsilniejszymi istotami w starej Lidze Szlachetnych. Bez naszych sił psychicznych rasa ludzka mogłaby nie przetrwać wojny z cymekami.”
                Trzy stojące przy niej czarodziejki złożyły ręce w luźne kule. Ich włosy zaczęły unosić się pod wpływem statycznych ładunków elektrycznych. Srebrno-purpurowe liście na brzegu nadrzewnej platformy zaczęły drżeć, jakby były żywe… jakby chciały uciec. Valya poczuła pulsowanie w głowie. Zaniepokojone rosnącą falą energii dwie ptasio podobne ćmy odleciały skrzecząc, machając szybko mieniącymi się skrzydłami.
                „Czarodziejki mogły zabijać cymeki swoją mocą psychiczną, gotując ich mózgi umieszczone w pojemnikach ochronnych. Pomimo opancerzenia, nie mogły nas powstrzymać.” Twarz Karee była ściągnięta, mięśnie na jej szyi były naprężone. „Lecz każde zwycięstwo nad cymekami pociągało za sobą cenę, w postaci życia Czarodziejki. Najpotężniejsze z nich mogły wyrządzać największe szkody, lecz zanim Dżihad się zakończył, większość Czarodziejek poświęciła życie. Linia czystej krwi stawała się coraz bardziej rozcieńczona… a teraz, wszystkimi jakie przetrwały są te z nas, które pozostają tu, w szkole.”
                W pełnej podziwu ciszy grupa Czarodziejek zaczęła lewitować, wznosząc się nad platformę jakby wyposażone były w dryfy. Lecz był to wynik siły ich umysłów. Oczy skupionych kobiet były zamknięte.
                Valya zachowała milczenie, patrząc w zdumieniu. Słyszała pełne zdumienia westchnienia akolitek.
                „To zaledwie przedsmak tego, co tkwi w każdym ludzkim umyśle,” powiedziała Wielebna Matka Raquella. „Dzięki precyzyjnej analizie naszych zapisów genetycznych w programie eugenicznym mogłyśmy wyeliminować wiele wad wrodzonych. Kiedyś do dżungli wrzucano wiele kalekich dzieci, z wadami genetycznymi i potwornymi deformacjami. Teraz już się tak nie dzieje.” Usta starej kobiety wygięły się w grymasie. „Lecz Czarodziejki także rodzą się bardzo rzadko.”
                Karee i pozostałe Czarodziejki spłynęły z powrotem na platformę i rozluźniły się, rozpraszając energię telepatyczną zgromadzoną dzięki ich intensywnej koncentracji. Valya poczuła, że ból w jej głowie łagodnieje i znika.
                Zauważyła, że teraz oczy wszystkich Czarodziejek były otwarte. Wydały z siebie jednoczesne westchnienie. „Każda z was musi odnaleźć w sobie swój potencjał,” powiedziała Raquella do zafascynowanych akolitek. „Musicie współpracować z nami, aby go odkryć.”
                „Bez maszyn – mamy do dyspozycji tylko to, co jest w naszych sercach i umysłach,” powiedziała nowa akolitka o imieniu Ingrid, która przybyła tu z twierdzy Butlerian na Lampadasie. Została zarekomendowana przez Siostrę Doroteę, która obecnie służyła samemu Cesarzowi Salvadorowi Korrino.
                Raquella wolnym krokiem okrążyła grupę akolitek. Jej niebieskie oczy były pełne łez, gdy przyglądała się ich twarzom. „Odpowiedzcie na to – pod jakim względem ludzie są lepsi od maszyn?”
                „Kreatywność,” powiedziała niezwłocznie jedna z akolitek.
                „Zdolność przystosowywania się.”
                „Przezorność.”
                Ingrid wyrwała się z niepewną odpowiedzią, „Miłość?”
                Valya nie była pewna, czy polubi tę nową siostrę. Ingrid była żywiołowa i nie wydawało się, aby potrafiła słuchać. Przybyła do szkoły z tak wieloma nie poddającymi się modyfikacji przekonaniami i miała tendencję do mówienia tego, co jej ślina na język przyniesie. A teraz, gdy Wielebna Matka Raquella powierzyła Valyi sekret komputerów, w których spoczywają zapisy genetyczne, młoda kobieta poczuła dodatkowo podejrzliwość wobec wszystkich, którzy mogli mieć bliskie związki z Butlerianami.
                Wielebna Matka stanęła twarzą w twarz z nową, naiwną akolitą. „Uważasz miłość za ludzką zaletę?”
                „Tak, Wielebna Matko.” Ingrid wyglądała na zdenerwowaną.
                Bez ostrzeżenia, Raquella wymierzyła jej silny policzek. Z początku Ingrid robiła wrażenie zaskoczonej, zszokowanej i zranionej – po chwili jej twarz oblał rumieniec wściekłości. W jej oczach płonął ogień, ale starała się trzymać swoje uczucia na wodzy.
                Raquella zachichotała, rozluźniła się i powiedziała, „Miłość może nas odróżniać od myślących maszyn, lecz niekoniecznie jest naszą silną stroną. Podczas dżihadu nie pokonaliśmy Omniusa miłością! Z drugiej strony, z nienawiścią sprawy mają się inaczej, nieprawdaż?” Zbliżyła twarz do uczennicy. „Wszystkie widziałyśmy wyraz Twojej twarzy, kiedy cię uderzyłam. Nienawiść! To właśnie ta emocja pozwoliła nam na pokonanie maszyn. Kontrolowana nienawiść. Tę koncepcję trzeba zrozumieć i opanować, choć pociąga za sobą ryzyko.”
                Nie zrażona Ingrid znów zabrała głos. „I wiara. Z całym szacunkiem, Wielebna Matko, sama nienawiść nie doprowadziła nas do zwycięstwa. Mieliśmy wiarę w słuszność naszej sprawy, a miłość pozwoliła wszystkim męczennikom zdecydować się na poświęcenie swoich rodzin, przyjaciół, a nawet nieznajomych. Wiara, Wielebna Matko, wiara. I miłość.”
                Raquella zdawała się zawiedziona postawą młodej kobiety. „Tego być może naucza Manford Torondo swoich zwolenników, lecz teraz jesteś w Zgromadzeniu żeńskim. Twój punkt widzenia nie może dalej opierać się na ślepej wierze w to, co mówią Butlerianie.”
                Ingrid odchyliła się, jakby usłyszała bluźnierstwo, lecz pytanie dotyczące przewagi ludzi nad maszynami było wypróbowaną trampoliną dla tego, co Raquella chciała przekazać swoim słuchaczkom. Zwróciła się do grupy akolitek. „Musicie odrzucić przekonania, tkwiące w was od czasu sprzed przybycia na Rossaka. Pozwólcie, aby wasze umysły stały się pustymi kartami, na których będzie można zapisać nowe przekonania, nowe drogi i sposoby myślenia. Musicie być przede wszystkim siostrami, a wszystkim innym dopiero w drugiej kolejności.”
                „Czyż przede wszystkim nie jesteśmy ludźmi?” zapytała Ingrid. Valya zdecydowała ostatecznie, że nie lubi tej denerwującej młodej kobiety.
                ”Przede wszystkim siostrami.
                Na skinienie głowy Raquelli, siostra Ninke otworzyła Księgę Azhar i odczytała wybrany wcześniej fragment. „Pierwszym pytaniem, które należy sobie zadać po otwarciu oczu każdego ranka, oraz ostatnim pytaniem, jakie należy sobie zadać zanim zmorzy nas sen, jest to: Co to znaczy być człowiekiem? Tych pięć słów stanowi podstawę naszego zachowania i próby, przed którą stoimy. Gdybyśmy nie poszukiwali odpowiedzi na to pytanie, jaki sens miałoby oddychanie, spożywanie, czy wykonywanie codziennych obowiązków?”

Tego wieczora na Rossaka dotarł statek dostawczy, który przywiózł wiadomość z Salusy Sekundusa, owiniętą w ostentacyjne opakowanie.
                Valya towarzyszyła Wielebnej Matce w jej prywatnej, wyłożonej kamieniem komnacie, gdy przyniesiono cylinder z wiadomością. Kwatera Raquelli znajdowała się w najstarszej części jaskiniowego miasta, w miejscu, które kiedyś należało do legendarnej czarodziejki Zufy Cenvy.
                Valya słuchała starej kobiety opisującej, w jaki sposób głosy z pamięci przodków prowadziły ją na drodze realizacji planu wykorzystania skomputeryzowanych zapisów genetycznych do planowej hodowli rasy ludzkiej. Chrapliwy głos mówił. „Kobiety zawsze stanowiły siłę napędową społeczeństwa, niezależnie od tego, czy mężczyźni odziewali się w szaty przywódców, czy nie. Mamy naturalną, genetyczną moc tworzenia, a mimo to Imperium wciąż potyka się o pierwszy stopień rozwoju. Jeśli nasze Zgromadzenie zdoła rozszerzyć zakres swoich wpływów, wysyłając jeszcze więcej dobrze wyszkolonych Sióstr w charakterze doradczyń, zaufanych powierniczek lub żon, zdoła położyć bardziej stabilny fundament pod budowę wielkich rodów Ligi Landsraadu.” Raquella wzięła długi, przepełniony tęsknotą oddech. „Ach, gdybyś mogła zobaczyć to na własne oczy, Valyo. W mojej pamięci zawarte są niezliczone pokolenia, jedno życie po drugim, rozpościerające się na niespokojnej ziemi ludzkiej historii. Ta perspektywa… zapiera dech w piersi!”
                Valya obserwowała z ciekawością, jak młoda Siostra dostarczyła Wielebnej Matce bogato zdobiony pakunek. Raquella odprawiła dziewczynę, chcąc jak najszybciej zapoznać się z zawartością zaplombowanego cylindra; Valya zaproponowała, że także wyjdzie, lecz Wielebna Matka gestem poleciła jej zostać. Valya siedziała całkowicie nieruchomo i nie zakłócając panującej ciszy, podczas gdy Raquella czytała ciasno zwinięty arkusz. „To od siostry Dorotei.”
                „Wiadomości z Dworu Cesarskiego?” Choć czuła bliskość z Wielebną Matką Raquellą, Valya w dalszym ciągu niecierpliwie oczekiwała dnia, w którym będzie mogła opuścić Rossaka. Miała nadzieję, że pewnego dnia zostanie wysłana na Salusę Sekundusa, gdzie będzie mogła nawiązywać najwyższej wagi kontakty z wpływowymi osobami z grona szlachetnych, a także z wysokimi urzędnikami dworu, i odbuduje pozycję rodu Harkonnenów. Być może zwiąże się także małżeństwem z jednym z potężnych rodów szlacheckich. Osiągnąwszy taki cel, być może będzie mogła uzyskać stanowisko w Venport Holdings. Zgromadzenie żeński otwierało przed nią wiele możliwości…
                Brwi Raquelli zmarszczyły się niczym blady pergamin, gdy kobieta zapoznawała się z zakodowanym tekstem; wydawało się, że nie wie, czy się uśmiechnąć, czy skrzywić. „Cesarz Salvador chce, aby jego siostra, Anna Korrino, wstąpiła do Zgromadzenia. Na to coś wspólnego ze skandalem, jaki rozegrał się na dworze. Polecono nam przyjąć tę dziewczynę jako akolitę.” Stara kobieta spojrzała na Valyę unosząc brwi. „Jest w Twoim wieku.”
                Zdziwiona Valya zamrugała oczami. Mając dwadzieścia jeden lat była bardziej dziewczyną, niż kobietą. „Siostra Cesarza?” zapytała. „Jeśli wstąpi do szkoły, zapewni nam to rozgłos i prestiż…, ale czy Anna Korrino nadaje się na akolitę?”
                „To nie jest prośba.” Wielebna Matka odłożyła przeczytaną wiadomość. „Musimy zorganizować podróż następnym zaginaczem przestrzeni na Salusę. Jako Wielebna Matka, osobiście polecę tam, aby objąć księżniczkę Korrino naszą pieczą. Jej pozycja wymaga, abyśmy zrobiły co w naszej mocy, aby czuła się doceniona i mile widziana.” Spojrzała na Valyę, rozważając coś, a może wsłuchując się w słowa płynące z jej wewnętrznej pamięci. Podjęła w końcu decyzję i uśmiechnęła się. „I chcę, abyś mi towarzyszyła.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz