Zdolność przystosowywania
się jest zasadą przetrwania
- z Księgi Azhar
„Jeśli nie będziecie postępować dokładnie zgodnie z
instrukcją, niektóre z was mogą zginąć podczas dzisiejszego ćwiczenia,”
powiedziała Wielebna Matka do akolitek zebranych na bujającej się lekko powierzchni
platformy zbudowanej ze spolimeryzowanych gałęzi drzew. W jej uśmiechu nie było
radości. „To samo można powiedzieć o każdym aspekcie życia: Brak rozwagi może
prowadzić do śmierci.”
Choć
wszystkie młode uczennice ubrane były w jasną zieleń, Wielebna Matka Raquella
miała na sobie czarny trykot, podobnie jak Valya oraz druga asystentka –
siostra Ninke – mocno zbudowana i muskularna kobieta o stanowczej twarzy i z
pasemkami siwizny w kasztanowatych włosach, obecnymi już, choć miała dopiero
trzydzieści cztery lata.
Ninke
trzymała w rękach oprawioną kopię niedawno ukończonego podręcznika zakonnego
dotyczącego filozofii i religii – Księgę
Azhar. Czasami Wielebna Matka lubiła cytować fragmenty księgi podczas
zajęć. Choć znała na pamięć każde słowo zawartego w książce tekstu, Raquella
wierzyła także w moc utartych zwyczajów i rytuałów, pomagających w utrwaleniu
przekonania o najwyższej wadze powstałego dzieła.
Zgromadzenie
żeńskie przystąpiło do kompilacji Księgi
Azhar w tym samym czasie, kiedy trwały zamieszki związane z Ekumeniczną
Komisją Tłumaczy i wzburzenie wywołane próbą narzucenia Biblii Protestancko-Katolickiej. Kompendium przekonań i wiedzy
ezoterycznej było ich prywatną odpowiedzią na Biblię PK, choć kobiety zaprzeczały,
aby książka miała jakiekolwiek konotacje religijne.
Rossak
to nie tylko szkoła, lecz także działające od dawna porty kosmiczne i stare
miasta na skale, które obecnie pozostawały pod zarządem Raquelli i jej
uczennic. Obecnie, ilość absolwentek sięgała dziesiątków tysięcy. Po
zakończeniu szkolenia wiele sióstr powracało na swoje rodzinne planety, aby
wykorzystywać nabyte umiejętności w praktyce i demonstrować wartość otrzymanych
od Raquelli nauk. Niektóre wyszkolone przez Zgromadzenie kobiety podróżowały po
Imperium prowadząc rekrutację do szkoły, poszukując wartościowych kandydatek na
nowe uczennice. Jednak większość Sióstr pozostała na Rossaku, przyłączając się
do rosnącego grona rozwijających swoje umiejętności kobiet tworzących nie tylko
szkołę, ale także rosnące w siłę zgromadzenie przestrzegające nowego stylu
życia.
Gdy
Valya pod raz pierwszy postawiła stopę na Rossaku jako szesnastoletnia
akolitka, wiele słów w leksykonie Zgromadzenia żeńskiego wydawało jej się
przepełnionych głębokim mistycyzmem, zakorzenionym w magii tutejszych
Czarodziejek. Pamiętała, że w tym czasie wszystko wydawało jej się ekscytujące
i tajemnicze… w przeciwieństwie do nudnego życia, jakie prowadziła na
Lankiveil.
Uwięziona
na tej prowincjonalnej planecie i mając niewiele nadziei na przyszłość, Valya
Harkonnen podjęła decyzję, że stanie się najwyższej klasy wojowniczką, dzięki
czemu będzie w stanie stawić czoło przeciwnościom i zagrożeniom. Wraz z
kochanym bratem, Griffinem, zajęła się tradycyjnym boksem, zapasami i nauką
sztuk walki. Brat był od niej wyższy i silniejszy, lecz ona dysponowała
szybkością, podstępnością i nieprzewidywalnością, dzięki czemu to ona częściej
zwyciężała w ich pojedynkach. Dzięki temu Griffin podnosił swoje umiejętności,
podobnie jak ona. Ani Valya, ani Griffin nie wyglądali na wyszkolonych
wojowników, lecz pod powierzchnią pozorów byli doskonale wyszkoleni.
„Normalność” ich powierzchowności często powodowała, że oponenci zapominali o
trzymaniu gardy. Od czasu przystąpienia do Zgromadzenia żeńskiego Valya
nauczyła się kolejnych technik kontroli ciała, mięśni i odruchów. Wiedziała, że
przy następnej okazji stoczenia pojedynku z bratem, Griffin będzie zaskoczony.
Akolitki
stały w ciasno stłoczonej grupie na utwardzonych szczytach drzew. Spoglądały w
dół, w potężną otchłań przecinającą gąszcz roślinności niczym wąwóz ciągnący
się wśród splątanych gałęzi i listowia.
„Dziś
zaprezentujemy wam, jak potężną potrafi być kobieta,” powiedziała siwowłosa
Raquella, patrząc na Keree Marques i trzy inne czystej krwi Czarodziejki
przygotowujące się do zaimponowania akolitkom. Valya wielokrotnie widziała tę
prezentację; jak zwykle wzbudzi ona w niej respekt i smutek.
Ostatnie
żyjące przedstawicielki najpotężniejszych kobiet Rossaka miały niezwykłe
talenty, pod wieloma względami przewyższające nawet zdolności kontroli ciała,
aż do ostatniej, najmniejszej komórki, jakimi dysponowała Raquella. Valya czuła
zawód i onieśmielenie, ponieważ wiedziała, że sama nigdy nie będzie w stanie
uzyskać takiej potęgi bez poddania się ryzyku transformacji. A jak na razie,
badania nad możliwością stworzenia nowych Wielebnych Matek utknęły w martwym
punkcie.
Kaeee
Marques powiedziała, „Kiedyś Czarodziejki z Rossaka były kobietami budzącymi
najwyższy lęk, najsilniejszymi istotami w starej Lidze Szlachetnych. Bez
naszych sił psychicznych rasa ludzka mogłaby nie przetrwać wojny z cymekami.”
Trzy
stojące przy niej czarodziejki złożyły ręce w luźne kule. Ich włosy zaczęły
unosić się pod wpływem statycznych ładunków elektrycznych. Srebrno-purpurowe
liście na brzegu nadrzewnej platformy zaczęły drżeć, jakby były żywe… jakby
chciały uciec. Valya poczuła pulsowanie w głowie. Zaniepokojone rosnącą falą
energii dwie ptasio podobne ćmy odleciały skrzecząc, machając szybko mieniącymi
się skrzydłami.
„Czarodziejki
mogły zabijać cymeki swoją mocą psychiczną, gotując ich mózgi umieszczone w
pojemnikach ochronnych. Pomimo opancerzenia, nie mogły nas powstrzymać.” Twarz
Karee była ściągnięta, mięśnie na jej szyi były naprężone. „Lecz każde
zwycięstwo nad cymekami pociągało za sobą cenę, w postaci życia Czarodziejki.
Najpotężniejsze z nich mogły wyrządzać największe szkody, lecz zanim Dżihad się
zakończył, większość Czarodziejek poświęciła życie. Linia czystej krwi stawała
się coraz bardziej rozcieńczona… a teraz, wszystkimi jakie przetrwały są te z
nas, które pozostają tu, w szkole.”
W
pełnej podziwu ciszy grupa Czarodziejek zaczęła lewitować, wznosząc się nad
platformę jakby wyposażone były w dryfy. Lecz był to wynik siły ich umysłów.
Oczy skupionych kobiet były zamknięte.
Valya
zachowała milczenie, patrząc w zdumieniu. Słyszała pełne zdumienia westchnienia
akolitek.
„To
zaledwie przedsmak tego, co tkwi w każdym ludzkim umyśle,” powiedziała Wielebna
Matka Raquella. „Dzięki precyzyjnej analizie naszych zapisów genetycznych w
programie eugenicznym mogłyśmy wyeliminować wiele wad wrodzonych. Kiedyś do
dżungli wrzucano wiele kalekich dzieci, z wadami genetycznymi i potwornymi
deformacjami. Teraz już się tak nie dzieje.” Usta starej kobiety wygięły się w grymasie.
„Lecz Czarodziejki także rodzą się bardzo rzadko.”
Karee
i pozostałe Czarodziejki spłynęły z powrotem na platformę i rozluźniły się,
rozpraszając energię telepatyczną zgromadzoną dzięki ich intensywnej
koncentracji. Valya poczuła, że ból w jej głowie łagodnieje i znika.
Zauważyła,
że teraz oczy wszystkich Czarodziejek były otwarte. Wydały z siebie jednoczesne
westchnienie. „Każda z was musi odnaleźć w sobie swój potencjał,” powiedziała
Raquella do zafascynowanych akolitek. „Musicie współpracować z nami, aby go
odkryć.”
„Bez
maszyn – mamy do dyspozycji tylko to, co jest w naszych sercach i umysłach,”
powiedziała nowa akolitka o imieniu Ingrid, która przybyła tu z twierdzy
Butlerian na Lampadasie. Została zarekomendowana przez Siostrę Doroteę, która
obecnie służyła samemu Cesarzowi Salvadorowi Korrino.
Raquella
wolnym krokiem okrążyła grupę akolitek. Jej niebieskie oczy były pełne łez, gdy
przyglądała się ich twarzom. „Odpowiedzcie na to – pod jakim względem ludzie są
lepsi od maszyn?”
„Kreatywność,”
powiedziała niezwłocznie jedna z akolitek.
„Zdolność
przystosowywania się.”
„Przezorność.”
Ingrid
wyrwała się z niepewną odpowiedzią, „Miłość?”
Valya
nie była pewna, czy polubi tę nową siostrę. Ingrid była żywiołowa i nie
wydawało się, aby potrafiła słuchać. Przybyła do szkoły z tak wieloma nie
poddającymi się modyfikacji przekonaniami i miała tendencję do mówienia tego,
co jej ślina na język przyniesie. A teraz, gdy Wielebna Matka Raquella
powierzyła Valyi sekret komputerów, w których spoczywają zapisy genetyczne,
młoda kobieta poczuła dodatkowo podejrzliwość wobec wszystkich, którzy mogli
mieć bliskie związki z Butlerianami.
Wielebna
Matka stanęła twarzą w twarz z nową, naiwną akolitą. „Uważasz miłość za ludzką
zaletę?”
„Tak,
Wielebna Matko.” Ingrid wyglądała na zdenerwowaną.
Bez
ostrzeżenia, Raquella wymierzyła jej silny policzek. Z początku Ingrid robiła
wrażenie zaskoczonej, zszokowanej i zranionej – po chwili jej twarz oblał
rumieniec wściekłości. W jej oczach płonął ogień, ale starała się trzymać swoje
uczucia na wodzy.
Raquella
zachichotała, rozluźniła się i powiedziała, „Miłość może nas odróżniać od
myślących maszyn, lecz niekoniecznie jest naszą silną stroną. Podczas dżihadu
nie pokonaliśmy Omniusa miłością! Z
drugiej strony, z nienawiścią sprawy mają się inaczej, nieprawdaż?” Zbliżyła
twarz do uczennicy. „Wszystkie widziałyśmy wyraz Twojej twarzy, kiedy cię
uderzyłam. Nienawiść! To właśnie ta
emocja pozwoliła nam na pokonanie maszyn. Kontrolowana nienawiść. Tę koncepcję
trzeba zrozumieć i opanować, choć pociąga za sobą ryzyko.”
Nie
zrażona Ingrid znów zabrała głos. „I wiara. Z całym szacunkiem, Wielebna Matko,
sama nienawiść nie doprowadziła nas do zwycięstwa. Mieliśmy wiarę w słuszność
naszej sprawy, a miłość pozwoliła wszystkim męczennikom zdecydować się na
poświęcenie swoich rodzin, przyjaciół, a nawet nieznajomych. Wiara, Wielebna
Matko, wiara. I miłość.”
Raquella
zdawała się zawiedziona postawą młodej kobiety. „Tego być może naucza Manford
Torondo swoich zwolenników, lecz teraz jesteś w Zgromadzeniu żeńskim. Twój
punkt widzenia nie może dalej opierać się na ślepej wierze w to, co mówią
Butlerianie.”
Ingrid
odchyliła się, jakby usłyszała bluźnierstwo, lecz pytanie dotyczące przewagi
ludzi nad maszynami było wypróbowaną trampoliną dla tego, co Raquella chciała
przekazać swoim słuchaczkom. Zwróciła się do grupy akolitek. „Musicie odrzucić
przekonania, tkwiące w was od czasu sprzed przybycia na Rossaka. Pozwólcie, aby
wasze umysły stały się pustymi kartami, na których będzie można zapisać nowe
przekonania, nowe drogi i sposoby myślenia. Musicie być przede wszystkim siostrami, a wszystkim innym dopiero w
drugiej kolejności.”
„Czyż
przede wszystkim nie jesteśmy ludźmi?”
zapytała Ingrid. Valya zdecydowała ostatecznie, że nie lubi tej denerwującej
młodej kobiety.
”Przede
wszystkim siostrami.”
Na
skinienie głowy Raquelli, siostra Ninke otworzyła Księgę Azhar i odczytała wybrany wcześniej fragment. „Pierwszym
pytaniem, które należy sobie zadać po otwarciu oczu każdego ranka, oraz
ostatnim pytaniem, jakie należy sobie zadać zanim zmorzy nas sen, jest to: Co to znaczy być człowiekiem? Tych pięć
słów stanowi podstawę naszego zachowania i próby, przed którą stoimy. Gdybyśmy
nie poszukiwali odpowiedzi na to pytanie, jaki sens miałoby oddychanie, spożywanie,
czy wykonywanie codziennych obowiązków?”
Tego wieczora na Rossaka dotarł statek dostawczy, który
przywiózł wiadomość z Salusy Sekundusa, owiniętą w ostentacyjne opakowanie.
Valya
towarzyszyła Wielebnej Matce w jej prywatnej, wyłożonej kamieniem komnacie, gdy
przyniesiono cylinder z wiadomością. Kwatera Raquelli znajdowała się w
najstarszej części jaskiniowego miasta, w miejscu, które kiedyś należało do
legendarnej czarodziejki Zufy Cenvy.
Valya
słuchała starej kobiety opisującej, w jaki sposób głosy z pamięci przodków
prowadziły ją na drodze realizacji planu wykorzystania skomputeryzowanych
zapisów genetycznych do planowej hodowli rasy ludzkiej. Chrapliwy głos mówił.
„Kobiety zawsze stanowiły siłę napędową społeczeństwa, niezależnie od tego, czy
mężczyźni odziewali się w szaty przywódców, czy nie. Mamy naturalną, genetyczną
moc tworzenia, a mimo to Imperium wciąż potyka się o pierwszy stopień rozwoju.
Jeśli nasze Zgromadzenie zdoła rozszerzyć zakres swoich wpływów, wysyłając
jeszcze więcej dobrze wyszkolonych Sióstr w charakterze doradczyń, zaufanych
powierniczek lub żon, zdoła położyć bardziej stabilny fundament pod budowę
wielkich rodów Ligi Landsraadu.” Raquella wzięła długi, przepełniony tęsknotą
oddech. „Ach, gdybyś mogła zobaczyć to na własne oczy, Valyo. W mojej pamięci
zawarte są niezliczone pokolenia, jedno życie po drugim, rozpościerające się na
niespokojnej ziemi ludzkiej historii. Ta perspektywa… zapiera dech w piersi!”
Valya
obserwowała z ciekawością, jak młoda Siostra dostarczyła Wielebnej Matce bogato
zdobiony pakunek. Raquella odprawiła dziewczynę, chcąc jak najszybciej zapoznać
się z zawartością zaplombowanego cylindra; Valya zaproponowała, że także
wyjdzie, lecz Wielebna Matka gestem poleciła jej zostać. Valya siedziała
całkowicie nieruchomo i nie zakłócając panującej ciszy, podczas gdy Raquella
czytała ciasno zwinięty arkusz. „To od siostry Dorotei.”
„Wiadomości
z Dworu Cesarskiego?” Choć czuła bliskość z Wielebną Matką Raquellą, Valya w
dalszym ciągu niecierpliwie oczekiwała dnia, w którym będzie mogła opuścić
Rossaka. Miała nadzieję, że pewnego dnia zostanie wysłana na Salusę Sekundusa,
gdzie będzie mogła nawiązywać najwyższej wagi kontakty z wpływowymi osobami z
grona szlachetnych, a także z wysokimi urzędnikami dworu, i odbuduje pozycję
rodu Harkonnenów. Być może zwiąże się także małżeństwem z jednym z potężnych
rodów szlacheckich. Osiągnąwszy taki cel, być może będzie mogła uzyskać
stanowisko w Venport Holdings. Zgromadzenie żeński otwierało przed nią wiele
możliwości…
Brwi
Raquelli zmarszczyły się niczym blady pergamin, gdy kobieta zapoznawała się z
zakodowanym tekstem; wydawało się, że nie wie, czy się uśmiechnąć, czy
skrzywić. „Cesarz Salvador chce, aby jego siostra, Anna Korrino, wstąpiła do Zgromadzenia.
Na to coś wspólnego ze skandalem, jaki rozegrał się na dworze. Polecono nam
przyjąć tę dziewczynę jako akolitę.” Stara kobieta spojrzała na Valyę unosząc
brwi. „Jest w Twoim wieku.”
Zdziwiona
Valya zamrugała oczami. Mając dwadzieścia jeden lat była bardziej dziewczyną,
niż kobietą. „Siostra Cesarza?” zapytała. „Jeśli wstąpi do szkoły, zapewni nam
to rozgłos i prestiż…, ale czy Anna Korrino nadaje się na akolitę?”
„To
nie jest prośba.” Wielebna Matka odłożyła przeczytaną wiadomość. „Musimy
zorganizować podróż następnym zaginaczem przestrzeni na Salusę. Jako Wielebna
Matka, osobiście polecę tam, aby objąć księżniczkę Korrino naszą pieczą. Jej
pozycja wymaga, abyśmy zrobiły co w naszej mocy, aby czuła się doceniona i mile
widziana.” Spojrzała na Valyę, rozważając coś, a może wsłuchując się w słowa
płynące z jej wewnętrznej pamięci. Podjęła w końcu decyzję i uśmiechnęła się.
„I chcę, abyś mi towarzyszyła.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz