Wczoraj (21 maja) usłyszałem, że rząd (czyli nasz rodzimy Wesley Mouch) przyjął projekt ustawy o ochronie miejsc pracy. Szczytne! Wspaniałe!
Nie jestem ekonomistą, na wielu rzeczach się nie znam, ale tak sobie myślę, że z pustego i Salomon nie naleje. Jeśli jakiś przedsiębiorca będzie ponosił straty i w związku z tym będzie miał otrzymać rządowe wsparcie, aby nie zwalniać pracowników, to oznacza to mniej więcej tyle, że ja - jeśli straty nie poniosę - zostanę znów okradziony z moich pieniędzy. Bo przecież, jak powiedziała śp. Margaret Thatcher, "rząd nie ma żadnych swoich pieniędzy".
Co więcej, wielu zacznie się w tej sytuacji zastanawiać, jak by tu ponieść tę co najmniej 15% stratę, i dostać owe obiecane środki od rządu - co jest z pewnością prostsze od zastanawiania się, co zrobić, żeby uzyskać wyższy zysk.
A Wesley Mouch będzie się zastanawiał, komu by tu ukraść pieniądze, żeby spełnić swoje obietnice, zamiast myśleć o tym, co zrobić, żeby przedsiębiorcom było łatwiej dążyć do maksymalizacji zysków.
Ale co ja tam wiem.... Gdzie mi tam do intelektu Wesleyów Mouchów i panów Thompsonów...