Oczekiwanie było takie, że skoro jedynymi rzeczami, których jeszcze w Diunie brakuje są nowości, to będę je nagrywał.
Po pierwsze to nie do końca prawda z tymi brakującymi elementami, bo nie możemy się jakoś doczekać ani "Drogi na Diunę' Franka Herberta, ani "Drogi na Diunę" (zbioru opowiadań) Briana i Kevina.
Ale z jakąś tam regularnością pojawiają się kolejne dopiski. W tej chwili podcykl "Wielkie szkoły Diuny" ma już dwa tomy - Zgromadzenie żeńskie i Mentatów. Czekamy na Mistrzów miecza.
No właśnie. Czekamy?
Tłumaczenie konieczności dopisania wczesnej historii imperium, wojny z myślącymi maszynami, dżihadu butlerjańskiego tym, że są to dopiski konieczne, aby można było czytelnie zamknąć zasadniczy cykl dwiema pozycjami, które wspólnie Frank Herbert określał jako Diuna 7, było odrobinę grubymi nićmi szyte (tak sobie myślę, że gdyby Frank Herbert pożył na tyle długo, aby samemu ukończyć cykl, nie pisałby prequeli, a i tak wszyscy wiedzielibyśmy o co chodzi), ale jakoś tam się broniło. Niestety dalsze "plomby" w postaci trzytomowego Preludium, niedokończonych Bohaterów (w dalszym ciągu nie ma Jessiki z Diuny) wnosiły się na ornitopterowych skrzydłach obu twórców coraz niżej. I wszystko wskazuje na to, że cykl Wielkie szkoły także "wyżej nerek nie podskoczy". To co mnie osobiście najbardziej wkurza, to już nawet nie ewidentny brak wizji (przy wizji Franka Herberta wszystko inne i tak wypada blado), ale zmiany koncepcji w toku pracy. Tam gdzie autorzy wpadli na nowy pomysł, albo zamknęli sobie wątki w pracach wcześniejszych, odbywa się "przepychanie" na siłę. Gołym okiem widać niestety, że kolejne tomy są wymyślane "na biegu", i nie ma wspólnego, szanowanego od początku do końca planu obejmującego choćby tylko trzytomowy cykl.
Przykro mi to pisać, ale mając w perspektywie (nie wiadomo jeszcze jakiej) nagranie Mistrzów miecza Diuny, ogarnia mnie zniechęcenie. Może lepiej byłoby nagrać raz jeszcze samego tylko Franka Herberta - od początku i we w miarę spójnym tłumaczeniu Rebisu?
Po pierwsze to nie do końca prawda z tymi brakującymi elementami, bo nie możemy się jakoś doczekać ani "Drogi na Diunę' Franka Herberta, ani "Drogi na Diunę" (zbioru opowiadań) Briana i Kevina.
Ale z jakąś tam regularnością pojawiają się kolejne dopiski. W tej chwili podcykl "Wielkie szkoły Diuny" ma już dwa tomy - Zgromadzenie żeńskie i Mentatów. Czekamy na Mistrzów miecza.
No właśnie. Czekamy?
Tłumaczenie konieczności dopisania wczesnej historii imperium, wojny z myślącymi maszynami, dżihadu butlerjańskiego tym, że są to dopiski konieczne, aby można było czytelnie zamknąć zasadniczy cykl dwiema pozycjami, które wspólnie Frank Herbert określał jako Diuna 7, było odrobinę grubymi nićmi szyte (tak sobie myślę, że gdyby Frank Herbert pożył na tyle długo, aby samemu ukończyć cykl, nie pisałby prequeli, a i tak wszyscy wiedzielibyśmy o co chodzi), ale jakoś tam się broniło. Niestety dalsze "plomby" w postaci trzytomowego Preludium, niedokończonych Bohaterów (w dalszym ciągu nie ma Jessiki z Diuny) wnosiły się na ornitopterowych skrzydłach obu twórców coraz niżej. I wszystko wskazuje na to, że cykl Wielkie szkoły także "wyżej nerek nie podskoczy". To co mnie osobiście najbardziej wkurza, to już nawet nie ewidentny brak wizji (przy wizji Franka Herberta wszystko inne i tak wypada blado), ale zmiany koncepcji w toku pracy. Tam gdzie autorzy wpadli na nowy pomysł, albo zamknęli sobie wątki w pracach wcześniejszych, odbywa się "przepychanie" na siłę. Gołym okiem widać niestety, że kolejne tomy są wymyślane "na biegu", i nie ma wspólnego, szanowanego od początku do końca planu obejmującego choćby tylko trzytomowy cykl.
Przykro mi to pisać, ale mając w perspektywie (nie wiadomo jeszcze jakiej) nagranie Mistrzów miecza Diuny, ogarnia mnie zniechęcenie. Może lepiej byłoby nagrać raz jeszcze samego tylko Franka Herberta - od początku i we w miarę spójnym tłumaczeniu Rebisu?