Weronika

czwartek, 31 grudnia 2015

Byśmy szczęśliwsi byli.

Jakiś czas temu moja droga żona wróciła z wypadu do marketu ściskając tryumfalnie w dłoni taki narząd kuchenny, który u nas nosi nazwę "ciepaćki". (Etymologia tego dźwięcznego określenia wzięła się od pana Pascala, który gotując na ekranie telewizora często powtarzał, że "białka ubijamy ciepaćką".) Trochę zdziwiony szczęściem promieniującym z oblicza kochanej małżonki, sięgnąłem do odpowiedniej szuflady w kuchni i wyjąłem stamtąd inną ciepaćkę, mówiąc, że "mamy już jedną i pewnie o niej zapomniałaś". Zostałem natychmiast uświadomiony, że stara ciepaćka jest uszkodzona, ponieważ jeden z jej elipsoidalnych drutów nie chce się asymptotycznie zbliżać do swojego przeciwległego końca.
- Aaaa, rozumiem - powiedziałem olśniony.
W ramach domowych obowiązków zdarza mi się czasami wstawiać, i czasami rozkładać zmywarkę do naczyń. Przez to pojęcie rozumiem umieszczanie w niej brudnych i wyjmowanie czystych naczyń i narządów kuchennych i stołowych. Dziś obowiązek ten spotkał mnie po raz kolejny, i po raz kolejny wyjąłem ze zmywarki naszą starą, asymptotycznie uszkodzoną ciepaćkę, której jakoś nowy nabytek nie chce zastąpić i wyprzeć.
Co ma z tym wszystkim wspólnego szczęście?
Otóż, nie trzeba wszystkiego rozumieć (w tym także rozumieć kobiety w przypadku mężczyzn i rozumieć mężczyzn w przypadku kobiet), aby być szczęśliwym. Moja żona jest szczęśliwa, bo sobie kupiła kupiła nową ciepaćkę i jest szczęśliwa, bo używa starej, a ja jestem szczęśliwy, że nie muszę tego rozumieć i że widzę moją żonę szczęśliwą.
Czego i Wam serdecznie życzę z okazji dorocznej wymiany kalendarza na nowy.

A przykładowa ciepaćka wygląda tak:

niedziela, 27 grudnia 2015

O kontaktach rodzinnych i pozarodzinnych

Odrobinka tła: posiadam troje potomków, wszyscy w zakresie między 20 a 30 lat. Ku rozpaczy mojej mamy a ich babci, nie mamy szczególnie silnej potrzeby rozmawiania codziennie przez telefon o pierdołach. W rezultacie, dzwonimy do siebie wtedy, kiedy "jest sprawa", a nasze rozmowy trwają najczęściej poniżej 30 sekund. (- Tata, potrzebna jest kasa. - Ile? - Tyle. - OK. Wszyscy zdrowi? - Tak.). Zupełnie inaczej kształtują się kontakty mojej żony i jej córki (także w zakresie między 20 a 30 lat; tak się poskładało, że mamy wspólne małżeństwo i odrębne dzieci ;) ). One dzwonią do siebie co najmniej raz dziennie. (Nie uwierzysz, jakie fajne buty dziś widziałam. Ale nie pasują mi do żadnej torebki, więc będę sobie musiała kupić nową sukienkę..... I tak przez 40 minut, o wszystkim).
19 grudnia zadzwonił do mnie mój najstarszy syn. Nasza rozmowa zaczęła się od jego pytania: Widziałeś? - Tak, byłem wczoraj. - Ja też. Poczekaj, wygonię z pokoju tych, którzy jeszcze nie byli i powiesz mi, co sądzisz. (Dalszy ciąg rozmowy jest mniej więcej w poście "Nowa nadzieja umiera ostatnia", a cała rozmowa zajęła nam co najmniej kilkanaście minut.)
20 grudnia zadzwoniła do mnie córka. Nasza rozmowa zaczęła się od słów - Wiem, że widziałeś, bo mi brat powiedział, Ja właśnie wyszłam z kina. Powiedz mi, co o tym myślisz... (i dalej, jak wyżej, włącznie z czasem trwania rozmowy co najmniej kilkunastominutowym).
W kwadrans po zakończeniu rozmowy z córką, odmeldował się mój średni syn (żyjący na wygnaniu w odległym mieście), zaczynając rozmowę: "Właśnie wyszedłem z kina. Byłeś już? - Tak. - No to super, powiedz mi, co myślisz... (i po raz trzeci mniej więcej ta sama rozmowa, i znów przez dobrych kilkanaście minut).
Moja małżonka miała już na wpół otwarte usta, kiedy kończyłem drugą rozmowę, a po trzeciej nie wytrzymała: - No wiesz, to niesamowite. Potraficie się do siebie nie odzywać przez pół roku, a jak tylko wyjdą nowe Gwiezdne Wojny, telefon od razu się urywa.
Cóż, kochanie, są rzeczy ważne, i są Gwiezdne Wojny.
Myślę, że sprawdziłem się jako ojciec :)

A teraz o kontaktach pozarodzinnych, w gronie rodzinnym przy Wigilii.
- Wiesz tata, ostatnio w firmie zaczepił mnie facet w czarnej zimowej czapce z haftem "poczytajmimako.blogspot.com" i wskazując na identyczną czapkę na mojej głowie, zagaił: "Widzę, że też słuchasz mako". A ja, zmieszałam się lekko, i odpowiadam: "Wiesz, to nie całkiem tak, mako to mój stary". Na co on, wykazując się dogłębną znajomością rzeczy: "O, to ty musisz być tą, która zaprojektowała koszulki."
To się nazywa kosmiczny zbieg okoliczności. Tylko trzy czapki w "obcych rękach" a jednak nosiciele się na siebie natknęli.
Gorące pozdrowienia dla spotkanego czapkonoścy.
A nasze dzieci coś tam mamroczą o akcji "#mojstarytomako"

wtorek, 22 grudnia 2015

Oby nam się...

Kochani,
Niezależnie od tego, czy nadchodzące dni dla Was to Święta Bożego Narodzenia, Chanuka, Kwandza, czy może świętujecie narodziny Seta, czy taniec Shivy, a może po prostu macie wolne, chciałbym Wam życzyć, żeby nam się działo normalnie, spokojnie, uczciwie, ciepło na sercu i z ciepłymi stopami. Żeby odezwał się najmniej spodziewany, miły telefon, albo żebyście sobie przypomnieli, do kogo trzeba koniecznie zadzwonić i przez chwilę pogadać.
Ot tak, bez wielkiego zadęcia i bez wielkich słów. Po prostu, żeby wszystko nabrało właściwej perspektywy.
To jest widok na pierwszą gwiazdkę z mojego kuchennego okna. Jak powiedział klasyk: "bunkrów nie ma, ale też jest zajebiście".

sobota, 19 grudnia 2015

Harry Harrison - Stalowy szczur [Audiobook PL]

Niniejszym zaczynam nowy cykl - szczęśliwie krótkich - książek o Stalowym Szczurze, bohaterze stworzonym przez Harriego Harrisona.
Literatura lekka, łatwa i przyjemna. I najbliżej poczucia humoru, na ile mnie znać.

Przyjmijcie ostatnie dwie produkcje - Ayn Rand na poważnie i Harriego Harrisona na lekko - w charakterze prezentu gwiazdkowego, bo przed Świętami z pewnością niczego nowego już nie nagram.

Ja tymczasem udaję się na sąsiedniego bloga, i mam zamiar pobyć tam parę dni.

Gdyby ktoś chciał sobie podmienić okładkę, Darek poleca.

Nowa nadzieja umiera ostatnia. Przebudzenie mocy bez spoilerów.

Ośmielam się, bo zanim jeszcze film wszedł na ekrany, pytaliście mnie o moje oczekiwania i plany związane z nowym kanonem.
No to, byłem wczoraj w kinie, zobaczyłem "Przebudzenie mocy", i mam jasność.

Po pierwsze: zaczyna się nowa saga dla nowych (młodych) fanów. Nie dla starych i sentymentalnych. I tu dobra wiadomość - jej poziom będzie wyższy niż prequeli. I tu zła wiadomość - to akurat nie było trudne do osiągnięcia.

Po drugie: JJ z jakiegoś powodu zlekceważył dość podstawową zasadę dobrego kina akcji - zły bohater musi być zły. Darth Vader był zły i przerażający. Składał się na to jego wygląd, towarzysząca mu muzyka i... gra aktorska. To jest przedziwne, ale postać przez cały czas schowana za plastikiem maski grała. A jego słowa "You failed me for the last time" budziły dreszcze. To był adwersarz na miarę legendarnej sagi. W Przebudzeniu mocy zło reprezentowane jest przez tupiącego nóżkami chłopca, a to robi znacznie mniejsze wrażenie.

Po trzecie: Dobra wiadomość jest taka, że w przeciwieństwie do Bonda, który powstał wyłącznie po to, aby sprzedawać telefony, samochody, garnitury i zapalniczki, Nowe Star Wars nie promują niczego poza sobą. Jeśli można powiedzieć, że ten film coś promuje, to będzie to jogging. Wszyscy bez przerwy biegają. Mam to samo, kiedy wyglądam z okna, i nawet często biegacze są podobnie ubrani.

Co z tego wynika dla czytania nowego kanonu? Być może książki ocalą to, czego nie udało się ocalić filmowi. Ale, zgodnie z punktem pierwszym, dla zupełnie innych niż ja czytelników. Ja pozostaję w galaktyce, w której Han i Leia są małżeństwem z trójką dzieci, Luke ma żonę i syna, a Chewbacca zginął.

czwartek, 17 grudnia 2015

Ayn Rand - Źródło [Audiobook PL]

Skończyłem "Źródło".
Gdy zastanawiałem się, jak zachęcić nieprzekonanych, a może nawet niechętnych, przed oczyma stanął mi Morfeusz z Matrixa, trzymający dwie pigułki. To jest moment wyboru. Jest dokładnie tak: możesz podjąć decyzję o poznaniu tej książki, lub możesz ją odrzucić.
Odrzucenie jest łatwe. Nie wymaga od Ciebie niczego, poza wzruszeniem ramion i skrzywieniem ust. I wszystko będzie pięknie. Otaczać Cię będą piękni i przyjaźni ludzie, będą Tobą kierowali światli przywódcy, urzędnicy od szczęścia i dobrobytu zadbają, aby niczego Ci nie było brak, a mądra i pogodna telewizja upewni Cię, że tak jest naprawdę. Twoja rola ograniczy się wyłącznie do trawienia - żywienie i wydalanie załatwią za Ciebie inni.
Natomiast czytanie/słuchanie będzie torturą szorowania łokciami i kolanami po ostrym żużlu. Tak przynajmniej zinterpretuje to Twój mózg wprowadzony nagle w stan wytężonej pracy. Przed chwilą intelektualne wyzwania cyfrowego multipleksu telewizji naziemnej lub satelitarnej, a tu raptem proste zdania o sile siekiery zmierzającej dokładnie między oczy. I - zauważ - wcale nie ośmielam się sugerować, że Ayn Rand posiadła jakiś monopol na jedyną prawdziwą prawdę i pomiędzy okładkami "Źródła" sprzedaje Ci jakieś uniwersalne objawienie. Twierdzę, że buduje logiczną konstrukcję i zmusza Cię do samodzielnego określenia Twojej odpowiedzi na tę logikę. Mówi Ci "stań na równym ze mną poziomie i walcz, argumentuj", ale pamiętaj, że z logiką można walczyć tylko logiką. Gdy tylko najdzie Cię pokusa użycia dialektycznych wytrychów i bełkotliwej nowomowy okażesz się, gołębiem, który wygrał w szachy, bo pozrzucał bierki i obsrał szachownicę.
Mózg nie jest wyposażony w unerwienie czuciowe. Mózg nie czuje bólu. Ale jaźń tak. Gdy go poczujesz, znaczy że żyjesz.

piątek, 11 grudnia 2015

Filmowe "Źródło" - wymarzona obsada

Jak pewnie wiecie, jest filmowa adaptacja Źródła, ze scenariuszem samej Ayn Rand. Film ten, niestety, strasznie się zestarzał, a jego obsada była ukłonem w kierunku najlepiej sprzedających się gwiazd Hollywoodu, a nie odzwierciedleniem potrzeb scenariusza (np. Gary Cooper był zdecydowanie za stary w stosunku do postaci Howarda Roarka).
Nic dziwnego, że pojawiają się takie pomysły jak: kto znalazłby się z obsadzie, gdyby Źródło kręcono współcześnie?
Tu jest jedna z propozycji takiej wymarzonej obsady.

Odkąd ją zobaczyłem, Gail Wynand ma dla mnie tę twarz:

Co Wy na to? Kogo obsadzilibyście w kluczowych rolach? Przyznam, że najbardziej ciekawi mnie, kogo widzielibyście w roli Tooheya.

wtorek, 8 grudnia 2015

Nowy kanon Star Wars i biedny ja

A biedny, bo co chwila, jak diabełek z pudełka, wyskakują mi pytania o to, kiedy zajmę się najnowszymi książkami z GW?
Postaram się odpowiedzieć raz a dobrze:

Po pierwsze primo: Nie wiem, czy się nimi zajmę w ogóle. To, co w tej chwili jest w kanonie (m.in. kreskówki na poziomie ryjącym dno wraz z zalegającym mułem) nie jest zachęcające. Być może "Przebudzenie mocy" okaże się sprawą godną zainteresowania, i być może (podobnie jak wcześniej) powstaną dwa wyraźnie odgraniczone nurty "dorosły" i "młodzieżowy". Jeśli tak się stanie, pewnie sięgnę po nowe książki, żeby zobaczyć co w trawie piszczy - przez co należy rozumieć, że sobie je poczytam po cichu.

Po drugie primo: Jeśli się okaże, że nowy kanon jest OK, to może się także okaże, że polityka Disneya co do audiobooków SW po polsku jest jednak inna, niż polityka Lucas Arts, Bantam Books i Amberu, które zgodnie odrzucały wszelkie propozycje udźwiękawiania starego kanonu. Chcę przez to powiedzieć, że trzeba chwilę poczekać. Widać, że Disney rozpętał nową gadżetomanię na zupełnie niespotykaną u nas skalę. Być może czujnie sprawdza teraz, jak rynek na to reaguje. Być może sonduje i rozważa, jak wyglądałby rynek audiobooków. Z pewnością przygląda się czujnie sprzedaży pierwszych trzech książek wydanych przez Uroborosa. (Swoją drogą, nie rozumiem, dlaczego - tak na na zachodzie - jako pierwsze nie pojawiło się tłumaczenie "Heir to the Jedi". Ale ja nie muszę wszystkiego rozumieć, aby być szczęśliwym.)

Po trzecie primo (albo jak kto woli, po drugie secundo): Nawet jeśli Disney będzie miał kwestię polskich audiobooków SW równie głęboko w okrężnicy, jak wcześniejsi "władcy mocy", to gdyby taki mały szczekający do mikrofonu piesek zaczął ich ograbiać z domniemanych zysków, spuściliby na mnie ogary piekieł w wyświeconych togach. Przy takim rozwoju sytuacji, pytanie o nowy kanon będziecie mogli powtórzyć, kiedy już zbliżę się do końca czytania starego kanonu.

Podsumowując, czyli po quarto tertio secundo primo, 

LENIWI MOGĄ CZYTAĆ OD TEGO MOMENTU

nie zamierzam na razie zabierać się za czytanie nowego kanonu SW na głos.

piątek, 4 grudnia 2015

Popiszcie się


Niezawodny Thomas już dawno temu przysłał mi tę okładkę (nawet dwie, pozwoliłem sobie subiektywnie wybrać tę, która mi bardziej przypadła do gustu).
Potraktujcie to jako wyzwanie.
MALARZE, GRAFICY, FOTOGRAFICY i wszyscy inni parający się materią obrazu - NA START!
Wyzwanie jest wielkie. Howard Roark musi być z Was dumny!

Jestem w tej chwili mniej więcej w 1/3 tekstu, więc macie trochę czasu, aby dopieścić swoje pomysły na okładkę.

Pierwsza reakcja:
Pawła.

Maćka.

Maćka.

Darka.