Weronika

niedziela, 27 maja 2012

Zgromadzenie żeńskie z Diuny - rozdział 10


To co jedna osoba postrzega jako uszczerbek dla humanizmu, inna może uważać za poprawę ludzkiej kondycji.
- Norma Cenva, wewnętrzna notatka stoczni na Kolharze

Po nonsensownym zamieszaniu ostatniego posiedzenia Landsraadu Josef Venport powrócił do kwatery głównej VenHold na Kolharze w dalszym ciągu rozmyślając nad tym, co zobaczył i usłyszał. Manford Torondo i jego barbarzyńcy pragnęli przejąć kontrolę nad nawą cywilizacji ludzi i wprowadzić ją na rafy!
                Beznogi „pół-Manford” był dziwacznym mówcą, lecz ten dziwny człowiek, podobnie jak jego poprzedniczka Rayna Butler, i poprzedzająca ich oboje wielebna Serena Butler, okryty był nimbem mistycznego męczeństwa, który przyciągał pełną poczucia winy uwagę wielu.
                Organizując i rozwijając Venport Holdings, Josef i jego poprzednicy starali się stworzyć trwałą sieć handlową, która pomoże w podniesieniu Imperium z prochów w jakim się znajdowało po pokonaniu Omniusa. Jego pragnieniem było wzniesienie ludzkości na dumne wyżyny, niedostępne jej pod dominacją myślących maszyn.
                Z drugiej strony, Butlerianie z wszystkich sił starali się wciągać całe populacje w bagno ciemnoty i ignorancji. Szczerze, choć pewnie naiwnie, wierzył, że głupoty głoszone przez Butlerian zwietrzeją z czasem. Teraz nie mógł pojąć, w jaki sposób ten ruch nabrał takiego impetu. Był to dla niego osobisty afront: logika i postęp powinny automatycznie tryumfować nad przesądami.
                Rozważając to wszystko podczas swojego powrotu do domu Josef był w ponurym nastroju. Lecz na jego spotkanie w porcie kosmicznym wyszła mu jego żona Cioba w towarzystwie sześciu doradców, i dzięki temu poczuł, że wszystko wraca do normy. Ona stanowiła opokę organizacji. Dzięki swojemu rygorystycznemu szkoleniu w Zgromadzeniu żeńskim, Cioba stanowiła partnerkę idealną, niezastąpioną pomoc w prowadzeniu rozlicznych gałęzi holdingu – zarówno tych działających publicznie, jak i tych okrytych zasłoną tajemnicy. Dzięki niej, operacje gigantycznej firmy przypominały balet pod okiem doskonałego choreografa.
                Była uderzająco piękną kobietą o intensywnej urodzie. Bladą skórę jej twarzy zdobiły ciemne brwi. Miała długie, ciemne włosy, które w dni powszednie upinała pod praktyczną chustą, lecz które opadały poniżej pasa, kiedy rozplatała je i rozczesywała wieczorami.
                Josef ni był typem romantyka i do kwestii małżeństwa podchodził z biznesowego punktu widzenia, wiedząc, że jego obowiązkiem jest zaplanowanie przyszłości rodu Venportów. Perspektywa wydania jednej z absolwentek szkoły na Rossaku za właściciela VenHold była dla Zgromadzenia oczywistą gratką – patrząc na bogactwo i polityczne wpływy Venporta – więc siostry zaoferowały mu klika możliwych kandydatek. Po zorientowaniu się w dostępnych opcjach, Josef najwyżej ocenił Ciobę. W dwunastoletnim okresie ich małżeństwa Cioba udowodniła swoją nieprzeciętną wartość jako partnerki w interesach.
                Jako wnuczka Karee Marques miała domieszkę krwi czarodziejek. Josef także wyprowadził swoją linię genetyczną z Rossaka – poprzez Normę Cenvę, której matka – Zufa Cenva była najpotężniejszą czarodziejką w historii. Zgodnie z analizą genetyczną przeprowadzoną przez Zgromadzenie, dwie córki Cioby i Josefa miały ogromny potencjał. Wychowanie i szkolenie obu córek rodzice powierzyli szkole na Rossaku.
                Oddalając się od promu kosmicznego podszedł ku nim. Formalnie przywitał żonę i sześciu doradców. Nie pocałował jej, ale też nie oczekiwała tego. Na czułości przyjdzie czas później – teraz pełnili zupełnie inną, publiczną rolę. Złożyła mu zwięzły i konkretny raport zawierający streszczenie najważniejszych spraw – kryzysów, które już zdołała opanować, oraz innych nadzwyczajnych sytuacji wymagających jego interwencji. To co najbardziej w niej cenił to fakt, że nigdy nie marnowała jego czasu, przekazując mu tylko te informacje, które rzeczywiście wymagały jego uwagi.
                Towarzyszyła mu, kiedy narzucił tempo marszu. Doradcy podążali za nimi, dodając konieczne szczegóły i opinie. Choć Josef zajmował się wieloma operacjami i inwestycjami VenHold, starał się pozostawać ponad poziomem szczegółów i detali. Przeciwnie do jego pra-prababki, Normy Cenvy, która pozostawała w umysłowej izolacji otoczona własnymi obawami i niemal niezdolna do komunikowania się ze zwykłymi ludźmi, takimi jak on. Powracając z Salusy Sekundusa czuł bezpieczeństwo i stabilność, wiedząc, że VenHold pozostaje w dobrych rękach. Na chwilę mógł zapomnieć o panującym poza firmą chaosie.
                Wokół niego, lądowiska tętniły życiem: promy startowały i lądowały, pojemniki ładunkowe trafiały na swoje miejsca, tankowce śpieszyły do uśpionych w dokach statków. Pracownicy obsługi, inżynierowie i projektanci wypełniali cylindryczne kompleksy administracyjne niczym trutnie ul.
                Zanim dotarli do jego gabinetu w gigantycznym budynku administracyjnym, Cioba zakończyła już składanie raportu. Przed wejściem, Josef podziękował doradcom i odprawił ich, i do wnętrza wszedł jedynie w towarzystwie żony. Oboje usiedli, pozwalając sobie na chwilę relaksu, lecz nie tracąc skupienia na sprawach zawodowych. „Czym trzeba zająć się w pierwszej kolejności?” zapytał. „Co wymaga mojego podpisu i nie może poczekać do jutra?”
                „Myślę, że to o czym mówiłam na końcu jest najpilniejsze,” odpowiedziała Cioba. „Zgodnie z tym, co ustaliliśmy zanim wyleciałeś, zintensyfikowałam wysiłki nad obserwacją kolejnych trzech uciekinierów z EKT. Jeden z nich został odkryty przez motłoch i zabity. Pozostali dwaj renegaci są gotowi do oddania się nam na warunkach przez nas zaproponowanych.”
                „Nie mam cierpliwości do motłochu.” Twarz mu się ściągnęła. „Chociaż delegaci EKT sami naważyli tego piwa, chcę chronić ich przed ciemnymi hordami fanatyków religijnych.” Zamieszki spowodowane Biblią Protestancko-Katolicką były jedynie luźno powiązane z ruchem butleriańskim, lecz u ich podstaw leżała ta sama ignorancja i zabobon. Wieśniacy z pochodniami.
                Cioba odezwała się ściszonym głosem, „Pamiętaj, że także delegaci okazali się zagubionymi głupcami. Właściwie dotyczy to całej Ekumenicznej Komisji Tłumaczy. Wyszli z fałszywego założenia, że mogą zastosować jeden, racjonalny porządek do wszystkich sprzecznych i rozbieżnych przekonań religijnych. Nic dziwnego, że ludzie się przeciw temu zbuntowali.”
                Josef ustanowił ściśle tajny obóz dla uchodźców na niemal zapomnianej planecie Tupile, oferując bezpieczeństwo każdemu, kto chciał zniknąć – w tej liczbie samemu Toure Bomoko, który zbiegł tam bezpośrednio po nieprzyjemnym incydencie z żoną Cesarza Julesa Korrino w Pałacu Cesarskim, i krwawej łaźni, która po nim nastąpiła. Jedynie Nawigatorzy floty kosmicznej wiedzieli, jak dostać się na tę planetę, więc tajemnica jej położenia była całkowicie bezpieczna.
                „Dobrze, odeślij ich na Tupile – nikt ich tam nie znajdzie. Zgadzasz się?”
                „Zgadzam się. Tak będzie najlepiej.”
                Josef podpisał upoważnienie, a potem poprosił żonę, aby towarzyszyła mu podczas odwiedzin Normy Cenvy w jej zbiorniku.

***

Pod zachmurzonym niebem Kolhara, na rozległym utwardzonym polu stały setki zbiorników. Szczelne, plazowe okienka miały raczej za zadanie umożliwić zewnętrznym inspektorom zajrzenie do wnętrza, niż mieszkańcom zbiorników wyglądanie na zewnątrz. Pracownicy z podwieszonymi na dryfach kanistrami przechodzili od jednego zbiornika do następnego pompując świeży gaz melanżowy. Wewnątrz licznych pojedynczych zbiorników, embrioniczni Nawigatorzy unosili się w gęstych brązowo-pomarańczowych obłokach. Ich ciała były powolne i omdlewające, lecz ich myśli przebiegały ścieżki nie naniesione na żadne mapy.
                Na stosie kopca, który wzniesiono i ozdobiono niczym akropol wznosiła się największa i najstarsza z tych konstrukcji – zbiornik, w którym przebywała Norma Cenva. W towarzystwie Cioby Josef wspinał się po marmurowych stopniach czując się jak pokorny wierny zbliżający się do stóp posągu bóstwa. Jego pra-prababka trwała tam zanurzona w gazie przyprawowym, nigdy nie oddychając świeżym powietrzem, od ponad osiemdziesięciu lat nie opuszczając zbiornika. Jej myśli wędrowały po ezoterycznej tkaninie matematyki i fizyki. Zasadniczo nie była już człowiekiem.
                Norma była niewiarygodnie inteligentna. Jej ciało uległo zaawansowanej ewolucji, a umysł obejmował coraz szersze połacie wszechświata. Jej zapotrzebowanie na świeżą przyprawę było nienasycone. Nawigatorzy, flota kosmiczna VenHold – a w rzeczywistości cała koncepcja tarcz Holtzmana i silników zaginających przestrzeń – to wszystko nigdy by się nie ziściło, gdyby nie jej przełomowe odkrycia.
                „Nikt tak naprawdę nie wie, o czym ona może myśleć,” powiedział Josef do żony, „ale jasno oznajmiła mi, że chce dodania wielu nowych statków do floty VenHold. Powiedziałem jej, że dla zapewnienia odpowiedniego poziomu usługa dla wszystkich planet Imperium koniecznych byłoby dziesiątki tysięcy statków.”
                „Może chce po prostu więcej Nawigatorów,” powiedziała Cioba. „Więcej takich, jak ona.”
                Uśmiechnął się wchodząc na ostatnie stopnie. „Tworzy Nawigatorów tak szybko, jak to tylko możliwe, lecz do tego celu konieczne są nadzwyczajne ilości przyprawy. Zwróciłem jej uwagę, że im więcej statków posiadamy, tym więcej melanżu jesteśmy w stanie rozprowadzać po Imperium… a co za tym idzie, tym więcej Nawigatorów jesteśmy w stanie tworzyć. Wszyscy odnoszą w ten sposób korzyści.”
                Ze szczytu wzgórza widoczny był rojny port kosmiczny oraz tereny stoczni. Co godzinę startował nowo wyposażany statek. Wieże startowe wznosiły się strzelistymi iglicami w niebo. Już samo śledzenie wszystkich planowych przelotów pomiędzy tysiącami planet Imperium było administracyjnym koszmarem, lecz nad tym zadaniem pracowało do Josefa tysiące ludzi – wszyscy zgromadzeni w jednym kompleksie budynków.
                Na szczęście nie wszystkie jednostki wymagały Nawigatorów. Wolno poruszające się tradycyjnymi szlakami towarowce wystarczały do transportu niepsujących się materiałów z jednej planety na drugą. Te statki korzystały z tradycyjnych silników sprzed ery Holtzmana. Choć każda taka podróż trwała miesiącami, była tańsza i bezpieczna.
                Zaginacze przestrzeni pokonywały dystans niemal natychmiast, lecz przez długie lata poruszały się na ślepo; piloci wykreślali kurs i modlili się, aby na ich drodze nie pojawiło się żadne niebezpieczeństwo. Także teraz, tani przewodnicy w rodzaju Celestial Transport ryzykowali podróże na ślepo, zwykle nie informując o tym fakcie nieszczęsnych pasażerów. Wiele lat temu, w okresie Dżihadu Sereny Butler, Aureliusz Venport zgodził się przekazać swoje zaginające przestrzeń statki na rzecz wysiłku wojennego, pod tym jednak warunkiem, że wyłącznie jego firma będzie miała prawo do korzystania z tej technologii po pokonaniu myślących maszyn. Jednak, nim upłynęły dwie dekady od chwili bitwy pod Korrinem, Cesarz Jules wprowadził poprawkę do tej umowy, aby – jak to określono – „umożliwić konkurencję”.
                Josef nie mógł pozbyć się rozdrażnienia na myśl o tym, że ryzyko ponoszone przez jego rodzinę i ciężka praca zostały tym samym zepchnięte na margines, lecz dostosował się do nowych zasad. Tylko VenHold znał sekret tworzenia i szkolenia Nawigatorów – istot zdolnych do objęcia kosmosu swoimi umysłami i wytyczenia bezpiecznej drogi przez zakrzywioną przestrzeń.
                Zanurzeni w gazie przyprawowym, pływający w polach dryftowych, kandydaci na Nawigatorów kierowali swoje myśli ku wnętrzu, ku krajobrazom kreślonym przez fizykę i matematykę. Wraz z ekspansją ich umysłów rosło ich zapotrzebowanie na przyprawę. Rosło bez końca. Podobnie jak bez końca rosło zapotrzebowanie Josefa na nowych Nawigatorów.
                Choć Ciobie od czasu do czasu udawało się z nią porozmawiać, głównie o wspólnych rossakańskich korzeniach, Josef był jedyną osobą potrafiącą regularnie komunikować się z Normą. Początkowo łącznikiem Normy ze światem zewnętrznym był jej syn – Adrien Venport – jeden z głównych założycieli imperium handlowego Venporta. Później, gdy ciało zaczynało go zawodzić, Adrien pozwolił się wreszcie przekonać matce do umieszczenia w zbiorniku z melanżem, który miał go zamienić w istotę podobną do matki, lecz Adrien okazał się być zbyt stary, a jego organizm zbyt mało elastyczny, i utonął w gazie melanżowym. Pogrążona w żałobie Norma Cenva wycofała się w głąb siebie i nie zbliżyła się do nikogo z ludzi… aż do czasu, kiedy kontakt z nią udało się nawiązać Josefowi.
                Teraz stał przed zbiornikiem. Odezwał się do mikrofonu i czekał, wiedząc, że czasami muszą upłynąć długie minuty, zanim skupi się na nim uwaga Normy. Gdy w końcu odezwała się do niego z wnętrza zbiornika, jej głos brzmiał eterycznie, pływająco i sztucznie. Nie miał pojęcia, jak właściwie mógłby brzmieć dźwięk wydawany przez jej struny głosowe, a nawet, czy w ogóle je jeszcze miała. „Czy sprowadziłeś więcej statków?” zapytała. Czasami wypowiedzi Normy były całkowicie artykułowane i zrozumiałe, czasami brzmiały odlegle i niespójnie. Wszystko zależało od tego, ile uwagi mu poświęcała.
                „Odnieśliśmy pewne sukcesy, ale napotkaliśmy także na przeszkody.”
                „Potrzeba więcej statków, więcej Nawigatorów, więcej przyprawy. Wszechświat czeka.”
                Odpowiedział: „Nie mamy wystarczającej ilości Nawigatorów, aby obsadzić wszystkie statki przekazane do służby. Potrzebujemy więcej Nawigatorów, aby kierowali większą ilością statków przewożących przyprawę, aby możliwe było tworzenie więcej Nawigatorów.”
                Norma zastanawiała się przez chwilę. „Rozumiem ten zaklęty krąg.”
                „A także więcej ochotników do transformacji,” dodała Cioba. Tu w rzeczywistości było wąskie gardło. „Niewielu chce zapłacić tak wysoką cenę.”
                „Nagrodą jest cały wszechświat,” powiedziała Norma.
                „Gdyby tylko było to takie proste”, dodał Josef. Zdawało się, że Norma nie rozumie problemu.
                Wraz ze wzbogacaniem się floty w nowe statki, coraz bardziej palącą potrzebą było zdobywanie nowych ochotników, którzy odważyliby się poddać transformacji do Nawigatora. Nie wszyscy przeżywali tę próbę stając się zdolnymi do pracy na nowych statkach. Josef miał nadzieję, że kiedyś wszyscy kandydaci na Nawigatorów będą dobrowolnymi ochotnikami. Tymczasem musiał pracować z takim materiałem, jaki był dostępny.
                Omówili dogłębnie ten problem z Ciobą, a ona wysunęła nawet propozycję dla Wielebnej Matki Raquelli, ale jak dotąd żadna a sióstr nie zdecydowała się poddać dobrowolnej transformacji. Jak można przekonać inteligentnego kandydata aby zgodził się na zamknięcie w maleńkiej celi więziennej wypełnionej toksycznym gazem przyprawowym, i poddał ekstremalnej transformacji ciała i umysłu? To nie była łatwa decyzja dla nikogo.
                „Robię co mogę,” powiedział. „Proszę, zachowaj cierpliwość.”
                „Jestem cierpliwa,” odpowiedziała Norma. „Mogę czekać w nieskończoność.” Na chwilę pogrążyła się w milczącej zadumie, a potem odezwała się znowu, „Przeprowadzam tych kandydatów przez ćwiczenia umysłowe. Będą dobrymi Nawigatorami.” Wielkie oczy osadzone w zdeformowanej twarzy zbliżyły się do plazowego wizjera. „Pomimo całej technologii zapewniającej napęd naszym zaginającym przestrzeń statkom, flota w dalszym ciągu zależy od ludzkiego mózgu.” Jej myśli odpłynęły i Josef myślał, że już utracił jej zainteresowanie i uwagę, lecz wtedy Norma przemówiła znowu. „Potrzeba więcej statków. Potrzeba więcej Nawigatorów. Potrzeba więcej przyprawy. I do tego potrzeba więcej statków.”
                Choć miała zdolność rozumienia rzeczy niemal niemożliwych do pojęcia, Norma nigdy nie pojęła natury interesów, jakie prowadził Josef. Nic więc dziwnego, że nie dbała o niuanse polityki. I w tym zakresie Josef musiał ją wyręczać.
                Podniósł głos. „Jest wiele statków – byłych statków maszyn – które VenHold może przystosować do celów pasażerskich lub towarowych. Całe porzucone floty dryfują w kosmosie, lecz trzeba je znajdować zanim położą na nich łapy Butlerianie. Oni niszczą statki robotów wszędzie, gdzie je znajdą – wandale i terroryści ze szlachetnymi hasłami na ustach.” W jego głosie brzmiał gniew.
                „To powstrzymaj ich,” powiedziała Norma. „Nie powinni niszczyć statków, które potrzebujemy.”
                „Nawet Cesarz Salvador udaje, że nie widzi, kiedy ci fanatycy niszczą statki,” włączyła się Cioba. „Myślę, że on boi się Butlerian.”
                „Cesarz powinien ich powstrzymać.” Norma zamilkła, unosząc się w swoim pojemniku. Josef wyczuł jej głębokie zmartwienie. W końcu, obco brzmiącym głosem powiedziała, „Zastanowię się nad tym.” Następnie zatonęła w gęstej, cynamonowej mgle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz