Weronika

piątek, 11 maja 2012

Zgromadzenie żenskie z Diuny - rozdział 2


Jesteśmy barometrem wskazującym stan ludzkości.
Wielebna matka Raquella Berto-Anirul, z uwag do trzeciego rocznika absolwentek

Z konieczności wielebna matka Raquella Berto-Anirul świadoma była długiej historii. Dzięki bogactwu pamięci przodków spoczywającemu w jej umyśle – stanowiącemu personifikację historii – stara kobieta mogła patrzeć na rzeczywistość z takiej perspektywy przeszłości, która nie była dostępna nikomu poza nią… jeszcze nie.
                Mając do dyspozycji tak wiele pokoleń, z których mogła czerpać natchnienie, Raquella miała doskonałą perspektywę obserwacji przyszłości rasy ludzkiej. A inne siostry należące do jej szkoły oczekiwały, że ich jedyna wielebna matka będzie ich przewodniczką. Musiała przekazać tę wiedzę innym, poszerzać wiedzę i definiować wyraźnie cel istnienia zgromadzenia, rozwijać umiejętności fizyczne i psychiczne, które miały odróżniać członkinie zgromadzenia od przeciętnych kobiet.
                Stojąc wraz z innymi siostrami na wystającym z klifu balkonie szkoły na Rossaku, oficjalnej placówki treningowej zgromadzenia, Raquella czuła na twarzy drobny deszcz. Spowita w czarną szatę z wysokim kołnierzem, patrzyła z powagą w dół, poza krawędź klifu, na znajdującą się poniżej purpurową dżunglę. Choć podczas przygnębiającej ceremonii powietrze było ciepłe i wilgotne, o tej porze roku pogoda niemal nigdy nie była dokuczliwa, dzięki wiatrowi, który dął wzdłuż ściany skarpy. Powiew niósł, pochodzący z odległych wulkanów, słaby, kwaśnawy zapach o posmaku siarki zmieszany z wieloma woniami środowiska roślinnego, produkującego rozmaite związki chemiczne.
                Dziś odprawiały kolejną ceremonię pogrzebową zmarłej siostry. Jeszcze jedna śmierć w wyniku zatrucia… Kolejna, zakończona niepowodzeniem próba przebudzenia drugiej wielebnej matki.
                Ponad osiem dziesięcioleci temu, umierająca i zgorzkniała czarodziejka Ticia Cenva podała Raquelli śmiertelną dawkę najsilniejszej z dostępnych trucizn. Raquella powinna była umrzeć, lecz gdzieś głęboko w jej umyśle, w każdej komórce swojego ciała, dokonała modyfikacji toczących się w niej procesów biochemicznych, zmieniając strukturę cząsteczkową samej trucizny. Cudem przeżyła, lecz próba ta spowodowała w niej jakąś fundamentalną zmianę, inicjując spowodowaną tym kryzysem transformację, która dokonywała się u najdalszych granic jej śmiertelności. Wyszła z niej cało, lecz odmieniona. Wyposażona w bibliotekę wcześniejszych istnień, nową umiejętność rozpatrywania swojej własnej egzystencji na poziomie genetycznym, oraz w niedościgłe zrozumienie każdego połączenia mięśni, nerwów, naczyń krwionośnych i ścięgien w swoim organizmie.
                Kryzys. Przetrwanie. Postęp.
                Lecz w latach, które nadeszły potem, pomimo podejmowania wielu prób, nikomu innemu nie udało się osiągnąć tego samego celu, i Raquella nie wiedziała stratę ilu jeszcze istnień ludzkich będzie w stanie przed samą sobą uzasadnić zanim ten nieuchwytny cel zostanie osiągnięty. Znała tylko jeden sposób, w jaki przemiana mogła się dokonać: doprowadzenie do progu śmierci, do momentu, w którym – być może – poddawana próbie siostra znajdzie w sobie siłę, aby ewoluować…
                Pełne optymizmu i determinacji, jej najlepsze uczennice w dalszym ciągu w nią wierzyły. I umierały.
                Raquella popatrzyła ze smutkiem na odziane w czarne szaty siostry i trzy ubrane na zielono akolitki, które zająwszy miejsca na koronach drzew opuszczały ciało w wilgotne głębiny srebrno-purpurowej dżungli. Ciało pozostanie tam, wydane na pastwę drapieżników, dopełniając wiecznego kręgu życia i śmierci, zamieniając to, co było ludzkim ciałem z powrotem w żyzna glebę.
                Ta odważna młoda kobieta to siostra Tiana, lecz teraz jej ciało owinięte w jasne płótno, było całkowicie anonimowe. Mieszkańcy dżungli zakotłowali się w dole, gdy gęste korony drzew pochłonęły opuszczaną platformę.
                Sama Raquella żyła już ponad 130 lat. Była świadkiem zakończenia dżihadu Sereny Butler, Bitwy pod Korrinem, która rozegrała się dwadzieścia lat później, oraz lat niepokoju, które nastąpiły później. Pomimo wieku, stara kobieta była fizyczne sprawna i a jej umysł nie stracił ostrości. Działo się tak dzięki umiarkowanemu zażywaniu melanżu importowanego z Arrakis i własnym umiejętnościom manipulowania biochemizmem organizmu.
                Rosnące szeregi jej szkoły zasilały kandydatki rekrutowane wśród najlepszych młodych kobiet w Imperium, włącznie z ostatnimi potomkiniami czarodziejek, które dominowały na tej planecie w latach poprzedzających dżihad i podczas niego. Obecnie pozostało ich zaledwie osiemdziesiąt jeden. Łącznie szkoliło się tutaj tysiąc sto sióstr, z czego dwie trzecie było studentkami; niektóre z nich były dziećmi ze żłobków, córkami misjonarek Raquelli, które zaszły w ciążę z wybranymi mężczyznami. Wysłanniczki kierowały tu nowe, obiecujące kandydatki, i szkolenie trwało…
                Od wielu lat głosy z jej pamięci natarczywie dopominały się, aby poddawała próbie więcej kandydatek, aby pojawiło się więcej wielebnych matek, jak ona. Wraz z siostrami nauczycielkami poświęciła swoje życie przekazywaniu innym kobietom umiejętności kontroli nad myślami, ciałami i swoją własną przyszłością. Teraz, gdy nie było już myślących maszyn, przeznaczenie ludzkości wymagało, aby istoty ludzkie stawały się czymś więcej, niż w przeszłości. Raquella wskazywała im drogę. Wiedziała, że wyszkolona kobieta może, w odpowiednich warunkach, przekształcić się w istotę wyższego rzędu.
                Kryzys. Przetrwanie. Postęp.
                Wiele spośród absolwentek szkoły zakonnej już dowiodło swojej wartości, trafiając na odległe planety i służąc jako doradczynie miejscowych władców. Pełniły tę rolę nawet na dworze cesarskim. Niektóre ukończyły szkołę mentatów na Lampadasie, inne zostały utalentowanymi lekarkami Suk. Była świadoma ich cichego wpływu na coraz większe połacie Imperium. Sześć spośród kobiet było teraz w pełni wyszkolonymi men tatami. Jedna z nich, Dorotea, służyła jako zaufana doradczyni Cesarza Salvadora Korrino na Salusie Sekundusie.
                Lecz wielebna matka pragnęła gorąco, aby więcej z uczennic mogło uzyskać ten sam poziom zrozumienia, ten sam uniwersalny ogląd zgromadzenia i jego przyszłości, i te same moce psychiczne i fizyczne, jakimi dysponowała ona sama.
                Jednak z jakieś przyczyny jej kandydatki nie były w stanie wykonać tego skoku. A teraz umarła kolejna obiecująca, młoda kobieta…
                Gdy kobiety kontynuowały dziwnie pragmatyczną ceremonię pochówku szczątków zmarłej siostry, Raquella martwiła się o przyszłość. Pomimo swojej długowieczności nie miała złudzeń dotyczących osobistej nieśmiertelności. A gdyby przyszło jej umrzeć przed tym, zanim którakolwiek z kobiet zdobyłaby umiejętność przetrwania procesu transformacji, jej własne umiejętności przepadłyby na zawsze…
                Los zgromadzenia i jego dzieł miał o wiele większe znaczenie niż jej osobiste przeznaczenie. W długim okresie czasu, los ludzkości zależał od ostrożnie realizowanego postępu, ulepszeń. Zgromadzenie nie mogło sobie pozwolić na dalsze czekanie. Musiała zapewnić mu następców.
                Po zakończeniu ceremonii pogrzebowej i oddaniu ciała zmarłej drapieżnikom, reszta kobiet powróciła do zajmujących groty w klifie pomieszczeń szkoły, aby kontynuować codzienne zajęcia. Raquella wybrała nową kandydatkę, młodą kobietę z okrytej niesławą rodziny, mającą niewiele perspektyw na przyszłość, lecz zasługującą na tę szansę.
                Siostrę Valyę Harkonnen.
                Raquella patrzyła na Valyę opuszczającą balkon wraz z pozostałymi siostrami i idącą ku niej wąską ścieżką na zboczu klifu. Siostra Valya była elastyczną kobietą o owalnej twarzy i orzechowych oczach. Wielebna matka obserwowała jej płynne ruchy, odzwierciedlające pewność siebie pochylenie głowy, konstrukcję jej ciała – niewielkie lecz znaczące szczegóły stanowiące elementy jej osobowości. Raquella nie miała wątpliwości co do trafności swojego wyboru; niewiele sióstr wykazywało tak wielkie oddanie.
                Siostra Valya wstąpiła do zgromadzenia mając niemal siedemnaście lat, pozostawiając swą zacofaną planetę Lankiveil w poszukiwaniu lepszego życia. Jej pradziadek, Abulurd Harkonnen, został tam po Bitwie pod Korrinem zesłany za tchórzostwo. W ciągu swojego pięcioletniego pobytu na Rossaku Valya zrobiła kapitalne postępy i dowiodła, że jest jedną z najbardziej wiernych i utalentowanych sióstr Raquelli; współpracowała ściśle z siostrą Karee Marques, jedną z ostatnich czarodziejek, badając nowe leki i trucizny, które mogłyby zostać wykorzystane w procesie próby.
                Gdy Valya stanęła przed matką wielebną nie robiła wrażenie nadmiernie przygnębionej zakończoną właśnie ceremonią pogrzebową. „Chciałaś mnie widzieć, Wielebna Matko?”
                „Chodź za mną, proszę.”
                Valya była ciekawa, ale powstrzymała się od zadawania pytań. Obie kobiety przeszły przez pieczary administracyjne i jaskinie, w których urządzono pomieszczenia mieszkalne. W czasach swojej świetności, w minionych wiekach, miasto na klifie było domem dla tysięcy mężczyzn i kobiet, czarodziejek, handlarzy lekami, badaczy głębokiej dżungli. Lecz w wyniku epidemii zmarło tak wielu ludzi, że obecnie miasto było niemal puste, stanowiąc wyłącznie dom dla zgromadzenia żeńskiego.
                Jeden kompleks jaskiń wykorzystywano jako szpital dla dzieci, które urodziły się z wadami rozwojowymi, będącymi skutkiem oddziaływania toksyn znajdujących się w środowisku Rossaka. Dzięki uważnym badaniom zapisów hodowlanych, takie dzieci rodziły się obecnie bardzo rzadko, a te, którym udało się przeżyć były otaczane opieką w jednym z miast na północy, poza pasmem wulkanów. Raquella nie pozwalała, aby w jej szkole przebywali jacykolwiek mężczyźni, choć czasami pojawiali się oni jako dostawcy, fachowcy dokonujący koniecznych napraw, czy inni usługodawcy.
                Raquella poprowadziła Valyę poza zabarykadowane boczne wyjścia na urwisko klifu, które kiedyś prowadziły do zatłoczonego niczym ul jaskiniowego miasta, lecz które były obecnie porzucone i zablokowane. Były to przestronne miejsca, pozbawione wszelkiego życia, których mieszkańcy już dawno spoczęli w dżungli. Wskazała na zdradliwą ścieżkę wiodącą stromo wzdłuż ściany klifu, na szczyt płaskowyżu. „Tam idziemy.”
                Młoda kobieta zawahała się na mgnienie oka, a następnie podążyła za wielbną matką przez zwałowisko, ignorując znaki zakazujące wstępu. Valya odczuwała jednocześnie podniecenie i zdenerwowanie. „Tam są zapisy hodowlane.”
                „To prawda.”
                W latach potwornych epidemii rozsiewanych przez Omniusa, gdy ginęły całe populacje, czarodziejki z Rossaka – które zawsze prowadziły badania genetyczne, w celu określenia najlepszych krzyżówek – rozpoczęły bardziej ambitny program skatalogowania ludzkich linii genetycznych. Był to plan dalekosiężny. Obecnie, opieka nad tym oceanem Informacji spadła na ramiona Raquelli i wybranych przez nią sióstr.
                Ścieżka biegła stromymi zakosami wzdłuż ściany skalnej, po jednej jej stronie wznosiła się niebotyczny klif, pod drugiej ziała przepaść, której dno wypełniała gęsta dżungla. Mżawka ustała, lecz skalne podłoże było w dalszym ciągu mokre i śliskie.
                Obie kobiety osiągnęły punkt obserwacyjny, na którym otoczyły je pasma mgły. Raquella spojrzała na dżunglę i dymiące w oddali wulkany – widok ten nie uległ zmianie od czasu, kiedy przybyła to po raz pierwszy całe dziesięciolecia temu, jako pielęgniarka, u boku dr Mohandasa Suk, który został to wezwany w celu opanowania epidemii wywołanej przez Omniusa.
                „Tylko nieliczne z nas przychodzą tutaj – lecz my pójdziemy jeszcze dalej.” Raquella nie była osobą skłonną do rozmówek i trzymała swoje emocje krótko na wodzy, lecz czuła podniecenie i falę optymizmu, wprowadzając nową osobę w najpilniej strzeżony sekret zgromadzenia żeńskiego. Nowego sprzymierzeńca. Tylko w ten sposób zgromadzenie żeńskie mogło przetrwać.
                Zatrzymały się u wejścia do groty pomiędzy skalnymi głazami, w pobliżu szczytu płaskowyżu, wysoko ponad żyzną i tętniącą życiem dżunglą. Wejścia strzegły dwie czarodziejki. Skinęły głowami matce wielebnej i pozwoliły im przejść.
                „Kompilacja zapisów hodowlanych jest prawdopodobnie największym dziełem zgromadzenia,” powiedziała Raquella. „Mając do dyspozycji tak ogromną bazę danych ludzkiej genetyki, możemy kreślić mapę naszej rasy i wybiegać w jej przyszłość… być może nawet nią prowadzić.”
                Valya skinęła poważnie głową. „Słyszałam od innych sióstr, że jest to największe archiwum danych, jakie kiedykolwiek zostało zgromadzone, lecz nigdy nie mogła zrozumieć, w jaki sposób możemy zarządzać tak wielką masą Informacji. W jaki sposób możemy dokonywać analiz i kreślić prognozy?”
                Raquella postanowiła zachować na razie atmosferę tajemniczości. „Jesteśmy zzgromadzeniem żeńskim.”
                Weszły do dwóch dużych komór mieszczących się w jaskini. Pomieszczenia wypełnione były drewnianymi stołami i biurkami. Wokół nich krążyły kobiety pracujące z wielkimi arkuszami trwałego papieru, składające i organizujące wielkie mapy DNA, następnie wypełniające dokumenty, które poddawane były miniaturyzacji i archiwizowane w postaci tekstu o niemal mikroskopowych wymiarach.
                „Cztery z naszych sióstr odbyły szkolenie dla mentatów pod kierunkiem Gilbertusa Albansa,” powiedziała Raquella. „Lecz nawet z ich zaawansowanymi umiejętnościami umysłowymi, przedsięwzięcie jest przytłaczające.”
                Valya starała się opanować trwogę. „Takie niezmierzone bogactwo danych…” Jej jasne oczy chłonęły nowe informacje z wyrazem fascynacji. Była zaszczycona i dumna z tego, że wielebna matka dopuściła ją do swojego wewnętrznego kręgu. „Wiem, że kolejne siostry szkolą się na Lampadasie, lecz ten projekt będzie wymagał całej armii sióstr-mentatów. Zapisy DNA miliardów ludzi z tysięcy planet.”
                Gdy podążały w głąb zastrzeżonych tuneli, z bocznej komory wyszła starsza siostra w białej szacie czarodziejki. Powitała obie kobiety. „Wielebna matko, czy to nowa rekrutka, którą zdecydowałaś się do mnie przyprowadzić?”
                Raquella przytaknęła. „Siostra Valya ma doskonałe wyniki w nauce i dowiodła swojego oddania pomagając Karee Marques w jej badaniach farmaceutycznych.” Lekko popchnęła młodą kobietę naprzód. „Valyo, siostra Sabra Hublein była jedną z pierwszych architektek naszej rozbudowanej bazy danych w okresie epidemii, na długo zanim ja pojawiłam się na Rossaku.”
                „Zapisy hodowlane muszą być utrzymywane,” powiedziała stara kobieta. „I obserwowane.”
                „Ale… Nie jestem mentatem,” powiedziała Valya.
                Sabra poprowadziła ich do pustego tunelu i obejrzała się przez ramię, upewniając się, że nikt ich nie widzi. „Są inne sposoby, aby nam pomóc, siostro Valya.”
                Zatrzymały się w pobliżu zakrętu tunelu. Raquella stanęła twarzą ku kamiennej ścianie. Spojrzała przelotnie na młodszą kobietę. „Czy boisz się nieznanego?”
                Valya zdobyła się na niepewny uśmiech. „Ludzie zawsze obawiają się nieznanego, jeśli tylko potrafią się do tego przyznać. Lecz potrafię stawić czoło moim lękom.”
                „Dobrze. Więc chodź za mną i poznaj terytorium, które pozostaje w znaczniej mierze niezbadane.”
                Valya wyglądała na niepewną. „Czy chcesz abym była kolejną ochotniczką, która wypróbuje nowy lek do transformacji? Wielebna matko, myślę, że nie jestem jeszcze gotowa na –„
                „Nie, to coś zupełnie innego, lecz o nie mniejszym znaczeniu. Jestem stara, moje dziecko. Przez to stałam się bardziej cyniczna, lecz nauczyłam się ufać moim instynktom. Uważnie cię obserwowałam, widziałam twoją pracę z Karee Marques – Chcę cię wprowadzić w ten plan.”
                Valya nie wyglądała na przestraszoną i dalsze pytania zachowała dla siebie. Dobrze, pomyślała Raquella.
                „Weź głęboki oddech u uspokój umysł, dziewczyno. Za chwilę poznasz najpilniej strzeżoną tajemnicę zzgromadzenia żeńskiego. Wiedzą o nim bardzo nieliczne z nas.”
                Wziąwszy młodą kobietę za rękę Raquella pociągnęła ją w kierunku litej skały. Sabra szła tuż za Valyą i po chwili przeszły przez skałę – hologram – i znalazły się w nowej komorze.
                Cała trójka znalazła się w małym przedsionku. Mrugając w jasnym świetle Valya starała się ukryć zaskoczenie, korzystając ze zdobytych w toku nauki umiejętności, aby zachować zimną krew.
                „Tędy.” Wielebna matka poprowadziła je do dużej, jasno oświetlonej groty. Oczy Valyi rozszerzyły się ze zdumienia, gdy ogarnęła wzrokiem otwierający się widok.
                Komora wypełniona była szumiącymi i klikającymi maszynami, konstelacjami elektronicznych światełek – całe szeregi zakazanych komputerów ustawionych na wielu poziomach wzdłuż zakrzywionych kamiennych ścian. Pomiędzy nimi wiły się kręcone schody i drewniane rampy. Kilka ubranych na biało czarodziejek przemykało pomiędzy maszynami. Szum automatów wypełniał powietrze.
                Valya wyjąkała, „Czy to… Czy to…?” Nie mogła ująć swojego pytania w słowa, a następnie wybuchła, „Myślące maszyny!”
                „Jak sama powiedziałaś,” wyjaśniła Raquella, „żaden człowiek, nawet wyszkolony mentat, nie da rady zachować wszystkich danych, jakie kobiety z Rossaka zgromadziły w ciągu wielu pokoleń. Czarodziejki potajemnie używają tych maszyn od wielu lat, a niektóre z naszych najbardziej zaufanych i najlepiej wyszkolonych kobiet konserwują je i naprawiają.”
                „Ale… dlaczego?”
                „Jedynym sposobem zachowania tak ogromnej ilości danych i sporządzania koniecznych prognoz genetycznych dotyczących kolejnych pokoleń potomków, jest korzystanie z pomocy komputerów – których używanie jest ściśle zabronione. Teraz rozumiesz, dlaczego musimy zachować te maszyny w tajemnicy.”
                Raquella uważnie obserwowała Valyę, zauważyła wyraz namysłu, gdy jej wzrok wędrował po pomieszczeniu. Zdawała się być przytłoczona, lecz zaintrygowana, a nie przerażona.
                „Musisz się wiele nauczyć,” powiedziała Sabra. „Od lat badałyśmy zapisy hodowlane i obawiamy się, że prawdziwe czarodziejki wymrą. Już zostało nas niewiele, więc nie mamy zbyt dużo czasu. To może być jedyny sposób, aby zrozumieć, co się dzieje.”
                „I znaleźć alternatywy,” powiedziała Raquella. „Takie jak powołanie do istnienia nowych wielebnych matek.” Dokładała starań, aby w jej głosie nie można było usłyszeć ani desperacji, ani nadziei.
                Jedna z czarodziejek podeszła do siostry Sabry i wymieniła z nią kilka słów w sprawie związanej z programem hodowlanym, potem wróciła do swojej pracy, obdarzając Valyę krótkim, ciekawym spojrzeniem. „Siostra Esther-Cano jest naszą najmłodszą czarodziejką czystej krwi,” powiedziała Raquella, „Ma zaledwie trzydzieści lat. Jednak następna w kolejności wieku jest już o ponad dziesięć lat starsza od niej. Zdolności telepatyczne występują u córek czarodziejek coraz rzadziej.”
                Sabra kontynuowała, „Zapisy hodowlane szkoły obejmują informacje pochodzące od ludzi z tysięcy planet. Nasza baza danych jest przeogromna, a celem jej istnienia – jak już wiesz – jest optymalizacja ludzkości poprzez doskonalenie osobiste i dobór selektywny. Dzięki komputerom możemy modelować interakcje DNA i przewidywać możliwe krzyżówki dla niemal nieskończonej liczby linii krwi.”
                Krótka trwoga, jaka opanowała Valyę niemal automatycznie ustąpiła bardziej intensywnemu zainteresowaniu. Rozejrzała się po pomieszczeniu i rzuciła praktycznym tonem, „Jeśli Butlerianie kiedykolwiek się o tym dowiedzą, zmiotą szkołę z powierzchni ziemi i wyrżną wszystkie siostry.”
                „Tak właśnie zrobią,” odpowiedziała Raquella. „Teraz rozumiesz, jak wielkim zaufaniem cię obdarzyłyśmy.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz