To co jedna osoba
postrzega jako uszczerbek dla humanizmu, inna może uważać za poprawę ludzkiej
kondycji.
- Norma Cenva, wewnętrzna notatka stoczni na Kolharze
Po nonsensownym zamieszaniu ostatniego posiedzenia
Landsraadu Josef Venport powrócił do kwatery głównej VenHold na Kolharze w
dalszym ciągu rozmyślając nad tym, co zobaczył i usłyszał. Manford Torondo i
jego barbarzyńcy pragnęli przejąć kontrolę nad nawą cywilizacji ludzi i
wprowadzić ją na rafy!
Beznogi
„pół-Manford” był dziwacznym mówcą, lecz ten dziwny człowiek, podobnie jak jego
poprzedniczka Rayna Butler, i poprzedzająca ich oboje wielebna Serena Butler,
okryty był nimbem mistycznego męczeństwa, który przyciągał pełną poczucia winy
uwagę wielu.
Organizując
i rozwijając Venport Holdings, Josef i jego poprzednicy starali się stworzyć
trwałą sieć handlową, która pomoże w podniesieniu Imperium z prochów w jakim
się znajdowało po pokonaniu Omniusa. Jego pragnieniem było wzniesienie
ludzkości na dumne wyżyny, niedostępne jej pod dominacją myślących maszyn.
Z
drugiej strony, Butlerianie z wszystkich sił starali się wciągać całe populacje
w bagno ciemnoty i ignorancji. Szczerze, choć pewnie naiwnie, wierzył, że
głupoty głoszone przez Butlerian zwietrzeją z czasem. Teraz nie mógł pojąć, w
jaki sposób ten ruch nabrał takiego impetu. Był to dla niego osobisty afront:
logika i postęp powinny automatycznie tryumfować nad przesądami.
Rozważając
to wszystko podczas swojego powrotu do domu Josef był w ponurym nastroju. Lecz
na jego spotkanie w porcie kosmicznym wyszła mu jego żona Cioba w towarzystwie
sześciu doradców, i dzięki temu poczuł, że wszystko wraca do normy. Ona
stanowiła opokę organizacji. Dzięki swojemu rygorystycznemu szkoleniu w Zgromadzeniu
żeńskim, Cioba stanowiła partnerkę idealną, niezastąpioną pomoc w prowadzeniu
rozlicznych gałęzi holdingu – zarówno tych działających publicznie, jak i tych
okrytych zasłoną tajemnicy. Dzięki niej, operacje gigantycznej firmy
przypominały balet pod okiem doskonałego choreografa.
Była
uderzająco piękną kobietą o intensywnej urodzie. Bladą skórę jej twarzy zdobiły
ciemne brwi. Miała długie, ciemne włosy, które w dni powszednie upinała pod
praktyczną chustą, lecz które opadały poniżej pasa, kiedy rozplatała je i
rozczesywała wieczorami.
Josef
ni był typem romantyka i do kwestii małżeństwa podchodził z biznesowego punktu
widzenia, wiedząc, że jego obowiązkiem jest zaplanowanie przyszłości rodu
Venportów. Perspektywa wydania jednej z absolwentek szkoły na Rossaku za
właściciela VenHold była dla Zgromadzenia oczywistą gratką – patrząc na
bogactwo i polityczne wpływy Venporta – więc siostry zaoferowały mu klika
możliwych kandydatek. Po zorientowaniu się w dostępnych opcjach, Josef najwyżej
ocenił Ciobę. W dwunastoletnim okresie ich małżeństwa Cioba udowodniła swoją
nieprzeciętną wartość jako partnerki w interesach.
Jako
wnuczka Karee Marques miała domieszkę krwi czarodziejek. Josef także
wyprowadził swoją linię genetyczną z Rossaka – poprzez Normę Cenvę, której
matka – Zufa Cenva była najpotężniejszą czarodziejką w historii. Zgodnie z
analizą genetyczną przeprowadzoną przez Zgromadzenie, dwie córki Cioby i Josefa
miały ogromny potencjał. Wychowanie i szkolenie obu córek rodzice powierzyli
szkole na Rossaku.
Oddalając
się od promu kosmicznego podszedł ku nim. Formalnie przywitał żonę i sześciu
doradców. Nie pocałował jej, ale też nie oczekiwała tego. Na czułości przyjdzie
czas później – teraz pełnili zupełnie inną, publiczną rolę. Złożyła mu zwięzły
i konkretny raport zawierający streszczenie najważniejszych spraw – kryzysów,
które już zdołała opanować, oraz innych nadzwyczajnych sytuacji wymagających
jego interwencji. To co najbardziej w niej cenił to fakt, że nigdy nie
marnowała jego czasu, przekazując mu tylko te informacje, które rzeczywiście
wymagały jego uwagi.
Towarzyszyła
mu, kiedy narzucił tempo marszu. Doradcy podążali za nimi, dodając konieczne
szczegóły i opinie. Choć Josef zajmował się wieloma operacjami i inwestycjami
VenHold, starał się pozostawać ponad poziomem szczegółów i detali. Przeciwnie
do jego pra-prababki, Normy Cenvy, która pozostawała w umysłowej izolacji
otoczona własnymi obawami i niemal niezdolna do komunikowania się ze zwykłymi
ludźmi, takimi jak on. Powracając z Salusy Sekundusa czuł bezpieczeństwo i
stabilność, wiedząc, że VenHold pozostaje w dobrych rękach. Na chwilę mógł zapomnieć
o panującym poza firmą chaosie.
Wokół
niego, lądowiska tętniły życiem: promy startowały i lądowały, pojemniki
ładunkowe trafiały na swoje miejsca, tankowce śpieszyły do uśpionych w dokach
statków. Pracownicy obsługi, inżynierowie i projektanci wypełniali cylindryczne
kompleksy administracyjne niczym trutnie ul.
Zanim
dotarli do jego gabinetu w gigantycznym budynku administracyjnym, Cioba
zakończyła już składanie raportu. Przed wejściem, Josef podziękował doradcom i
odprawił ich, i do wnętrza wszedł jedynie w towarzystwie żony. Oboje usiedli,
pozwalając sobie na chwilę relaksu, lecz nie tracąc skupienia na sprawach
zawodowych. „Czym trzeba zająć się w pierwszej kolejności?” zapytał. „Co wymaga
mojego podpisu i nie może poczekać do jutra?”
„Myślę,
że to o czym mówiłam na końcu jest najpilniejsze,” odpowiedziała Cioba.
„Zgodnie z tym, co ustaliliśmy zanim wyleciałeś, zintensyfikowałam wysiłki nad
obserwacją kolejnych trzech uciekinierów z EKT. Jeden z nich został odkryty
przez motłoch i zabity. Pozostali dwaj renegaci są gotowi do oddania się nam na
warunkach przez nas zaproponowanych.”
„Nie
mam cierpliwości do motłochu.” Twarz mu się ściągnęła. „Chociaż delegaci EKT
sami naważyli tego piwa, chcę chronić ich przed ciemnymi hordami fanatyków
religijnych.” Zamieszki spowodowane Biblią
Protestancko-Katolicką były jedynie luźno powiązane z ruchem butleriańskim,
lecz u ich podstaw leżała ta sama ignorancja i zabobon. Wieśniacy z
pochodniami.
Cioba
odezwała się ściszonym głosem, „Pamiętaj, że także delegaci okazali się
zagubionymi głupcami. Właściwie dotyczy to całej Ekumenicznej Komisji Tłumaczy.
Wyszli z fałszywego założenia, że mogą zastosować jeden, racjonalny porządek do
wszystkich sprzecznych i rozbieżnych przekonań religijnych. Nic dziwnego, że
ludzie się przeciw temu zbuntowali.”
Josef
ustanowił ściśle tajny obóz dla uchodźców na niemal zapomnianej planecie
Tupile, oferując bezpieczeństwo każdemu, kto chciał zniknąć – w tej liczbie
samemu Toure Bomoko, który zbiegł tam bezpośrednio po nieprzyjemnym incydencie
z żoną Cesarza Julesa Korrino w Pałacu Cesarskim, i krwawej łaźni, która po nim
nastąpiła. Jedynie Nawigatorzy floty kosmicznej wiedzieli, jak dostać się na tę
planetę, więc tajemnica jej położenia była całkowicie bezpieczna.
„Dobrze,
odeślij ich na Tupile – nikt ich tam nie znajdzie. Zgadzasz się?”
„Zgadzam
się. Tak będzie najlepiej.”
Josef
podpisał upoważnienie, a potem poprosił żonę, aby towarzyszyła mu podczas
odwiedzin Normy Cenvy w jej zbiorniku.
***
Pod zachmurzonym niebem Kolhara, na rozległym utwardzonym
polu stały setki zbiorników. Szczelne, plazowe okienka miały raczej za zadanie
umożliwić zewnętrznym inspektorom zajrzenie do wnętrza, niż mieszkańcom
zbiorników wyglądanie na zewnątrz. Pracownicy z podwieszonymi na dryfach
kanistrami przechodzili od jednego zbiornika do następnego pompując świeży gaz
melanżowy. Wewnątrz licznych pojedynczych zbiorników, embrioniczni Nawigatorzy
unosili się w gęstych brązowo-pomarańczowych obłokach. Ich ciała były powolne i
omdlewające, lecz ich myśli przebiegały ścieżki nie naniesione na żadne mapy.
Na
stosie kopca, który wzniesiono i ozdobiono niczym akropol wznosiła się
największa i najstarsza z tych konstrukcji – zbiornik, w którym przebywała
Norma Cenva. W towarzystwie Cioby Josef wspinał się po marmurowych stopniach
czując się jak pokorny wierny zbliżający się do stóp posągu bóstwa. Jego
pra-prababka trwała tam zanurzona w gazie przyprawowym, nigdy nie oddychając
świeżym powietrzem, od ponad osiemdziesięciu lat nie opuszczając zbiornika. Jej
myśli wędrowały po ezoterycznej tkaninie matematyki i fizyki. Zasadniczo nie
była już człowiekiem.
Norma
była niewiarygodnie inteligentna. Jej ciało uległo zaawansowanej ewolucji, a
umysł obejmował coraz szersze połacie wszechświata. Jej zapotrzebowanie na świeżą
przyprawę było nienasycone. Nawigatorzy, flota kosmiczna VenHold – a w
rzeczywistości cała koncepcja tarcz Holtzmana i silników zaginających
przestrzeń – to wszystko nigdy by się nie ziściło, gdyby nie jej przełomowe
odkrycia.
„Nikt
tak naprawdę nie wie, o czym ona może myśleć,” powiedział Josef do żony, „ale
jasno oznajmiła mi, że chce dodania wielu nowych statków do floty VenHold.
Powiedziałem jej, że dla zapewnienia odpowiedniego poziomu usługa dla
wszystkich planet Imperium koniecznych byłoby dziesiątki tysięcy statków.”
„Może
chce po prostu więcej Nawigatorów,” powiedziała Cioba. „Więcej takich, jak
ona.”
Uśmiechnął
się wchodząc na ostatnie stopnie. „Tworzy Nawigatorów tak szybko, jak to tylko
możliwe, lecz do tego celu konieczne są nadzwyczajne ilości przyprawy.
Zwróciłem jej uwagę, że im więcej statków posiadamy, tym więcej melanżu
jesteśmy w stanie rozprowadzać po Imperium… a co za tym idzie, tym więcej
Nawigatorów jesteśmy w stanie tworzyć. Wszyscy odnoszą w ten sposób korzyści.”
Ze
szczytu wzgórza widoczny był rojny port kosmiczny oraz tereny stoczni. Co
godzinę startował nowo wyposażany statek. Wieże startowe wznosiły się
strzelistymi iglicami w niebo. Już samo śledzenie wszystkich planowych
przelotów pomiędzy tysiącami planet Imperium było administracyjnym koszmarem,
lecz nad tym zadaniem pracowało do Josefa tysiące ludzi – wszyscy zgromadzeni w
jednym kompleksie budynków.
Na
szczęście nie wszystkie jednostki wymagały Nawigatorów. Wolno poruszające się
tradycyjnymi szlakami towarowce wystarczały do transportu niepsujących się
materiałów z jednej planety na drugą. Te statki korzystały z tradycyjnych
silników sprzed ery Holtzmana. Choć każda taka podróż trwała miesiącami, była
tańsza i bezpieczna.
Zaginacze
przestrzeni pokonywały dystans niemal natychmiast, lecz przez długie lata
poruszały się na ślepo; piloci wykreślali kurs i modlili się, aby na ich drodze
nie pojawiło się żadne niebezpieczeństwo. Także teraz, tani przewodnicy w
rodzaju Celestial Transport ryzykowali podróże na ślepo, zwykle nie informując
o tym fakcie nieszczęsnych pasażerów. Wiele lat temu, w okresie Dżihadu Sereny
Butler, Aureliusz Venport zgodził się przekazać swoje zaginające przestrzeń
statki na rzecz wysiłku wojennego, pod tym jednak warunkiem, że wyłącznie jego
firma będzie miała prawo do korzystania z tej technologii po pokonaniu
myślących maszyn. Jednak, nim upłynęły dwie dekady od chwili bitwy pod
Korrinem, Cesarz Jules wprowadził poprawkę do tej umowy, aby – jak to określono
– „umożliwić konkurencję”.
Josef
nie mógł pozbyć się rozdrażnienia na myśl o tym, że ryzyko ponoszone przez jego
rodzinę i ciężka praca zostały tym samym zepchnięte na margines, lecz
dostosował się do nowych zasad. Tylko VenHold znał sekret tworzenia i szkolenia
Nawigatorów – istot zdolnych do objęcia kosmosu swoimi umysłami i wytyczenia
bezpiecznej drogi przez zakrzywioną przestrzeń.
Zanurzeni
w gazie przyprawowym, pływający w polach dryftowych, kandydaci na Nawigatorów
kierowali swoje myśli ku wnętrzu, ku krajobrazom kreślonym przez fizykę i
matematykę. Wraz z ekspansją ich umysłów rosło ich zapotrzebowanie na
przyprawę. Rosło bez końca. Podobnie jak bez końca rosło zapotrzebowanie Josefa
na nowych Nawigatorów.
Choć
Ciobie od czasu do czasu udawało się z nią porozmawiać, głównie o wspólnych rossakańskich
korzeniach, Josef był jedyną osobą potrafiącą regularnie komunikować się z
Normą. Początkowo łącznikiem Normy ze światem zewnętrznym był jej syn – Adrien
Venport – jeden z głównych założycieli imperium handlowego Venporta. Później,
gdy ciało zaczynało go zawodzić, Adrien pozwolił się wreszcie przekonać matce
do umieszczenia w zbiorniku z melanżem, który miał go zamienić w istotę podobną
do matki, lecz Adrien okazał się być zbyt stary, a jego organizm zbyt mało
elastyczny, i utonął w gazie melanżowym. Pogrążona w żałobie Norma Cenva
wycofała się w głąb siebie i nie zbliżyła się do nikogo z ludzi… aż do czasu,
kiedy kontakt z nią udało się nawiązać Josefowi.
Teraz
stał przed zbiornikiem. Odezwał się do mikrofonu i czekał, wiedząc, że czasami
muszą upłynąć długie minuty, zanim skupi się na nim uwaga Normy. Gdy w końcu
odezwała się do niego z wnętrza zbiornika, jej głos brzmiał eterycznie,
pływająco i sztucznie. Nie miał pojęcia, jak właściwie mógłby brzmieć dźwięk
wydawany przez jej struny głosowe, a nawet, czy w ogóle je jeszcze miała. „Czy
sprowadziłeś więcej statków?” zapytała. Czasami wypowiedzi Normy były
całkowicie artykułowane i zrozumiałe, czasami brzmiały odlegle i niespójnie.
Wszystko zależało od tego, ile uwagi mu poświęcała.
„Odnieśliśmy
pewne sukcesy, ale napotkaliśmy także na przeszkody.”
„Potrzeba
więcej statków, więcej Nawigatorów, więcej przyprawy. Wszechświat czeka.”
Odpowiedział:
„Nie mamy wystarczającej ilości Nawigatorów, aby obsadzić wszystkie statki
przekazane do służby. Potrzebujemy więcej Nawigatorów, aby kierowali większą
ilością statków przewożących przyprawę, aby możliwe było tworzenie więcej
Nawigatorów.”
Norma
zastanawiała się przez chwilę. „Rozumiem ten zaklęty krąg.”
„A
także więcej ochotników do transformacji,” dodała Cioba. Tu w rzeczywistości
było wąskie gardło. „Niewielu chce zapłacić tak wysoką cenę.”
„Nagrodą
jest cały wszechświat,” powiedziała Norma.
„Gdyby
tylko było to takie proste”, dodał Josef. Zdawało się, że Norma nie rozumie
problemu.
Wraz
ze wzbogacaniem się floty w nowe statki, coraz bardziej palącą potrzebą było
zdobywanie nowych ochotników, którzy odważyliby się poddać transformacji do
Nawigatora. Nie wszyscy przeżywali tę próbę stając się zdolnymi do pracy na
nowych statkach. Josef miał nadzieję, że kiedyś wszyscy kandydaci na
Nawigatorów będą dobrowolnymi ochotnikami. Tymczasem musiał pracować z takim
materiałem, jaki był dostępny.
Omówili
dogłębnie ten problem z Ciobą, a ona wysunęła nawet propozycję dla Wielebnej
Matki Raquelli, ale jak dotąd żadna a sióstr nie zdecydowała się poddać
dobrowolnej transformacji. Jak można przekonać inteligentnego kandydata aby
zgodził się na zamknięcie w maleńkiej celi więziennej wypełnionej toksycznym
gazem przyprawowym, i poddał ekstremalnej transformacji ciała i umysłu? To nie
była łatwa decyzja dla nikogo.
„Robię
co mogę,” powiedział. „Proszę, zachowaj cierpliwość.”
„Jestem
cierpliwa,” odpowiedziała Norma. „Mogę czekać w nieskończoność.” Na chwilę
pogrążyła się w milczącej zadumie, a potem odezwała się znowu, „Przeprowadzam
tych kandydatów przez ćwiczenia umysłowe. Będą dobrymi Nawigatorami.” Wielkie
oczy osadzone w zdeformowanej twarzy zbliżyły się do plazowego wizjera. „Pomimo
całej technologii zapewniającej napęd naszym zaginającym przestrzeń statkom, flota
w dalszym ciągu zależy od ludzkiego mózgu.” Jej myśli odpłynęły i Josef myślał,
że już utracił jej zainteresowanie i uwagę, lecz wtedy Norma przemówiła znowu.
„Potrzeba więcej statków. Potrzeba więcej Nawigatorów. Potrzeba więcej
przyprawy. I do tego potrzeba więcej statków.”
Choć
miała zdolność rozumienia rzeczy niemal niemożliwych do pojęcia, Norma nigdy
nie pojęła natury interesów, jakie prowadził Josef. Nic więc dziwnego, że nie
dbała o niuanse polityki. I w tym zakresie Josef musiał ją wyręczać.
Podniósł
głos. „Jest wiele statków – byłych statków maszyn – które VenHold może
przystosować do celów pasażerskich lub towarowych. Całe porzucone floty dryfują
w kosmosie, lecz trzeba je znajdować zanim położą na nich łapy Butlerianie. Oni
niszczą statki robotów wszędzie, gdzie je znajdą – wandale i terroryści ze
szlachetnymi hasłami na ustach.” W jego głosie brzmiał gniew.
„To
powstrzymaj ich,” powiedziała Norma. „Nie powinni niszczyć statków, które
potrzebujemy.”
„Nawet
Cesarz Salvador udaje, że nie widzi, kiedy ci fanatycy niszczą statki,”
włączyła się Cioba. „Myślę, że on boi się Butlerian.”
„Cesarz
powinien ich powstrzymać.” Norma zamilkła, unosząc się w swoim pojemniku. Josef
wyczuł jej głębokie zmartwienie. W końcu, obco brzmiącym głosem powiedziała,
„Zastanowię się nad tym.” Następnie zatonęła w gęstej, cynamonowej mgle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz