Weronika

piątek, 18 maja 2012

Zgromadzenie żeńskie z Diuny - rozdział 6


Nigdy nie będę w stanie wyjaśnić powodujących mną motywów nikomu poza Erazmem. Rozumiemy się nawzajem, pomimo wszelkich dzielących nas różnic.
- Gilbertus Albans, zapiski w prywatnym dzienniku

Aby skłonić mentatów do koncentracji, Dyrektor Gilbertus Albans zbudował swoją szkołę na najsłabiej zaludnionym kontynencie Lampadasa. Choć był to świat pasterski, musiał znaleźć miejsce, w którym instruktorzy i studenci mogliby się skupić na wymagającym programie zajęć, bez narażania się na zewnętrzne pokusy.
                Wybierając ten świat jako dom dla swojej szkoły mentatów popełnił błąd niedoceniając impetu ruchu butleriańskiego po pokonaniu Omniusa. Antytechnologiczna gorączka powinna była szybko opaść dzięki brakowi zaangażowania i potrzeby jej istnienia, lecz Manford Torondo był obecnie potężniejszy niż kiedykolwiek w przeszłości. Gilbertus musiał balansować na cienkiej linie.
                W głównej sali instruktarzowej zajmował miejsce na podium, w samym środku zainteresowania. Siedzenia dla studentów otaczały go półkolem i pięły się stromo ku tyłowi pomieszczenia. Ściany otaczające amfiteatr oraz zwieszający się nad nim sufit były zbudowane z ciemno bejcowanego drewna. Pokrywała je sztuczna patyna, sprawiająca wrażenie, że budynek i mieszcząca go sala są bardzo stare i szacowne. Sprytnie rozmieszczone wzmacniacze przenosiły jego spokojny, pozbawiony emocji głos w najdalsze zakątki.
                "Musicie sięgnąć wzrokiem poza powierzchowne pozory." Dyrektor wskazał gestem dwa obiekty spoczywające na stołach sekcyjnych umieszczonych na środku sali. Na jednym spoczywało blade, nagie ludzkie ciało, z wyprostowaną głową i zamkniętymi powiekami; ramiona trupa wyciągnięte były wzdłuż boków. Na drugim stole leżał dezaktywowany mek bojowy. Jego ciężko uzbrojone ramiona i głowa przypominająca pocisk spoczywały w podobnej pozycji.
                "Człowiek i myśląca maszyna. Zauważcie podobieństwa. Poświęćcie im uwagę. Uczcie się na ich podstawie i zadajcie sobie pytanie: Czy różnice są naprawdę tak duże?"
                Gilbertus ubrany był w tweedową kamizelkę i spodnie. Jego wąską twarz zdobiły okrągłe okulary, które wolał od chirurgicznej korekcji wzroku. Włosy miał rzadkie, ale ich słomkowa żółć nie uległa zmianie od czasów młodości. Musiał dbać o pozory i przywiązywać wielką wagę do ukrywania tego, że dzięki terapii wydłużającej życie, której poddał go niezaelżny robot Erazm, miał już ponad 180 lat. Żaden z jego studentów nie podejrzewał nawet, jak istotną rolę odegrał mechaniczny mentor w życiu Gilbertusa. Gdyby wiedza na temat jego przeszłości trafiła do Butlerian, nie byłoby to dla niego bezpieczne.
                "Dżihad udowodnił, że ludzie są wyższą formą istnienia od myślących maszyn - to prawda. Lecz przyglądając się bliżej możemy dostrzec podobieństwa."
                Ze względu na to, że mentaci byli odpowiedzią ludzkości na komputery, antytechnologicznie nastawieni Butlerianie wspierali tę szkołę. Jednak doświadczenia Gilberta z myślącymi maszynami były zgoła odmienne. Swoje zdanie zachowywał jednak dla siebie - mając na względzie własne bezpieczeństwo, szczególnie tu, na Lampadasie.
                Gilbertus uniósł gładką głowę bojowego robota i odłączył ją od mechanizmu szyi. "Robot, którego tu widzicie jest pozostałością po dawnym konflikcie. Otrzymaliśmy specjalną dyspensę na korzystanie z niego, jak z pomocy naukowej." (Rząd cesarski nie czynił problemów, lecz Manforda Torondo nie było równie łatwo przekonać.)
                Uniósł blade ramię trupa. "Zwróćcie uwagę na muskulaturę i porównajcie ją z mechaniczną anatomią robota bojowego."
                Otoczony milczącymi studentami, z których część obserwowała pokaz z zainteresowaniem, a część z oczywistym przerażeniem, Gilbertus metodycznie wyjmował kolejne narządy z pokazowych zwłok, następnie prezentował odpowiadające im części meka, krok po kroku wskazując na podobieństwa. Organy i metalowe elementy układał metodycznie na tacach, wykonując równoległą sekcję.
                Przez pół godziny rozkładał bojowego robota, wyjaśniając sposoby, w które poszczególne elementy łączyły się ze sobą i jak funkcjonowały. Prezentował działanie wbudowanych systemów bojowych, opisując ich możliwości. Każdy z nich porównywał z analogicznymi narządami ludzkiego ciała.
                Student wyższego roku, Draigo Roget, spełniający także funkcję pomocnika wykładowcy, wyregulował prosty projektor, za pośrednictwem którego cała publiczność miała równie dobry ogląd prezentacji. Czerń, która spowijała Draigo od stóp do głów podkreślała jego długie, kruczoczarne włosy, czarne brwi i ciemne oczy.
                Ludzka czaszka została otwarta i wyłonił się znajdujący w niej mózg. Teraz Gilbertus odłonił główny procesor robota. Umieścił żelowy obwód meka na tacy: Wyglądająca na elastyczną metalowa kula stanowiła kontrast dla ludzkiego mózgu, umieszczonego w sąsiednim naczyniu. Dotknął obnażony rdzeń robota koniuszkiem palca. "Myślące maszyny mają wydajną pamięć i duże możliwości obliczeniowe, lecz są one ograniczone. Tymi ograniczeniami są specyfikacje techniczne, według których maszyny są skonstruowane."
                Gilbertus rozciął mózg. "Z drugiej strony, ludzki mózg nie ma podobnych, wbudowanych ograniczeń. Zwróćcie uwagę na skomplikowany układ, widoczny na tym przekroju: mózgowie, móżdżek, ciało modzelowate, międzymózgowie, płat skroniowy, śródmózgowie, most, rdzeń - wszyscy znacie te pojęcia. Pomimo sporej masy mózgu, większość jego zdolności obliczeniowych i kognitywnych nigdy nie zostaje użytych."
                Spojrzał na studentów. "Każdy z was musi nauczyć się wykorzystywać to, w co zostaliśmy wyposażeni. Być może nasza pamięć jest nieograniczona - jeśli tylko nauczymy się porządkować i odpowiednio przechowywać wspomnienia. W tej szkole uczymy każdego studenta naśladować organizację i wydajne procesy obliczeniowe myślących maszyn. I przekonaliśmy się, że ludzie mogą być w tym zakresie lepsi."
                Wśród studentów podniósł się szum, częściowo był to szum oburzenia. Zwrócił szczególną uwagę na kwaśną minę Alys Carroll, utalentowanej lecz nie wykazującej się szczególną otwartością umysłu młodej kobiety, wychowanej przez Butlerian. Była jedną ze studentek skierowanych tutaj przez Manforda Torondo. Na poziomie umiejętności mentalnych jedna, Alys radziła sobie zaskakująco dobrze.
                Aby móc założyć swoją szkołę na Lampadasie, Gilbertus musiał pójść na pewne ustępstwa. Realizując umowę zawartą z Manfordem, każdego roku Gilbertus musiał przyjmować do szkoły pewną liczbę studentów skierowanych do niej przez Butlerian. Choć nie byli oni najlepszymi kandydatami, i zajmowali cenne miejsca, które w innym wypadku mogłyby zostać zajęte przez osoby bardziej utalentowane i bardziej obiektywne, było to poświęcenie, na które musiał się zgodzić.
                Gilbertus odsunął się n krok od preparatów rozmieszczonych n obu stołach sekcyjnych. "Moim celem jest to, abyście po tej szkole potrafili organizować swoje myśli, i aby wasze zdolności zapamiętywania były co najmniej równe, jeśli nie większe niż umiejętności komputera." Rzucił im ojcowski uśmiech. "Czy jest to cel warty waszego wysiłku?"
                "Tak, proszę Pana!" Zgodny okrzyk przetoczył się przez salę.

***

Choć fizyczne otoczenie szkoły mentatów ni było przyjemne - ciągnące się kilometrami mokradła, zamulone kanały i krążący pośród nich niebezpieczni drapieżnicy - Gilbertus wiedział, że wymagające otoczenie sprzyjało kształtowaniu najbardziej wydolnych jednostek. Erazm go tego nauczył.
                Kompleks szkolny obejmował duże skupisko połączonych, pływających platform zakotwiczonych na ogromnym, płytkim jeziorze, otoczonym dzikim i nie zaludnionym lądem. System tarcz chronił go przed uciążliwymi, przenoszącymi choroby insektami, tworząc swoistą oazę dla studentów kształcących się na mentatów.
                Gilbertus przeszedł pływającą kładką przerzuconą nad mokradłem, ledwie zwracając uwagę na stojącą poniżej ciemnozieloną wodę. Minął pływające boisko i jedną z wolnostojących sal wykładowych, i wszedł do budynku administracyjnego mieszczącego się na skraju kompleksu. Mieściły się w nim biura dziekanów i goszczących w szkole profesorów. Szkoła dysponowała już ponad dwustoma instruktorami, a uczęszczało do niej czterystu studentów, co stanowiło oszałamiający sukces wśród wielu placówek edukacyjnych, które powstały po pokonaniu myślących maszyn. Wysokie wymagania stawiane przez program szkolenia mentatów powodowały, że odsetek studentów nie zdających egzaminów sięgał 35%, i to wśród najlepszych kandydatów dobieranych w procesie rekrutacyjnym (nie wliczając w ich liczbę kandydatów butleriańskich, których kształcenie wymuszała umowa). Tylko najlepsi mogli liczyć na osiągnięcie celu - stanie się mentatem.
                Lampy bioluminescencyjne w gabinecie Gilbertusa wydawały słaby, lecz przyjemny zapach. Na wykonanej z ciemnego drewna podłodze dużego pomieszczenia leżał dywan utkany z liści i kory bagiennych wierzb. W powietrzu unosiły się ulotne dźwięki muzyki klasycznej. Była to jedna z kompozycji, która wybitnie przypadła do gustu jemu i Erazmowi, i towarzyszyła często ich kontemplacjom w ogrodach na Korrinie.
                Z czystej nostalgii, swój gabinet urządził tak, aby przypominał mu dom Erazma na Korrinie - z takimi samymi pluszowymi, purpurowymi zasłonami i rzeźbionymi meblami. Musiał być ostrożny, ale był absolutnie przekonany, że nikt nigdy na to nie wpadnie. Gilbertus był jedynym żyjącym jeszcze człowiekiem, który pamiętał bogaty wystrój prywatnej willi niezależnego robota.
                Od podłogi do samego sufitu rozciągały się półki biblioteczne z polerowanego drewna. Wyglądały na stare - podczas montażu celowo wykonano zadrapania i odłupano małe fragmenty forniru, aby przydać im złudzenie starożytności. Tworząc swoją szkołę Gilbertus chciał nadać jej pozór instytucji odwiecznej i poważnej. Cały wystrój jego gabinetu, budynków i całego kompleksu szkolnego był bardzo dokładnie przemyślany.
                I tak powinno być, zamruczał do siebie. W końcu jesteśmy mentatami.
                Wykładowcy i profesorowie opracowali i doszlifowali innowacyjne programy instruktarzowe, których celem było przesunięcie granic ludzkiego umysłu, lecz zasadniczy rdzeń programu szkolenia mentatów pochodził ze źródła znanego jedynie Gilbertusowi - źródła, którego ujawnienie naraziłoby szkołę na śmiertelne niebezpieczeństwo.
                Sprawdziwszy, że jest sam, Gilbertus zamknął drzwi na klucz, a potem zaciągnął wszystkie rolety. Kluczem wyjętym z kieszonki w kamizelce otworzył drewnianą skrytkę wbudowaną w jedną z półek. Sięgnął do wnętrza i dotknął tylnej ścianki w pewnym określonym miejscu, co spowodowało, że półki zmieniły położenie, obracając się i otwierając niby płatki rozwijającego się kwiatu.
                Na półce spoczywał błyszczący rdzeń komputerowej pamięci. Gilbertus zwrócił się do niego, "Jestem, Erazmie. Czy możemy kontynuować naszą rozmowę?"
                Jego puls przyspieszył, częściowo w wyniku odczuwanych emocji, częściowo z powodu oczywistego ryzyka. Erazm był najbardziej osławionym spośród wszystkich niezależnych robotów; myślącą maszyną nienawidzoną równie mocno, co sam wszechumysł Omnius. Gilbertus uśmiechnął się.
                Przed katastrofalnym upadkiem Korrina wyjął rdzeń ze skazanego na zagładę robota i przemycił go poza planetę, unosząc go w potężnym potoku ludzkich uchodźców. W późniejszych latach Gilbertus stworzył dl siebie całkowicie nowe życie i fałszywą przeszłość. Wykorzystał swoje talenty do stworzenia szkoły mentatów - korzystając z nieocenionej pomocy Erazma.
                Żelowa kula myślowa zamigotała i niezależny robot przemówił znajomym głosem erudyty przekazywanym przez małe wzmacniacze. "Dziękuję Ci - zaczynałem już odczuwać klaustrofobię, nawet mając do dyspozycji te ukryte patrzydła, które mi zapewniłeś."
                "Ty ocaliłeś mnie przed życiem w ignorancji i wśród plugastwa, a ja ocaliłem Ciebie przed zniszczeniem. Uczciwa wymiana. Lecz przykro mi, że nie jestem w stanie zrobić dla Ciebie więcej - przynajmniej, jeszcze nie teraz. Musimy zachować najwyższą ostrożność."
                Długie lata temu Erazm wybrał jedno dziecko z zagród dla niewolników na świecie maszyn. Był to eksperyment, którego celem było sprawdzenie, czy możliwe jest uciwilizowanie jednej z takich prymitywnych istot zapewniając jej odpowiednie szkolenie. W następnych latach niezależny robot stał się ojcem i nauczycielem, który nauczył Gilbertusa w jaki sposób organizować myśli, jak wykorzystywać w pełni mózg i osiągać wydajność obliczeniową zarezerwowaną uprzednio wyłącznie dla komputerów. Jakąż ironią było to, że szkoła zajmująca się maksymalizacją drzemiących w ludzi możliwości miała swoje korzenie w świecie myślących maszyn.
                Erazm był surowym, lecz doskonałym nauczycielem. Robot osiągnąłby prawdopodobnie sukces z każdym młodym człowiekiem, którego zdecydowałby się szkolić, lecz Gilbertus był mu głęboko wdzięczny, że los wskazał właśnie jego...
                Rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami, zawsze obawiając się odkrycia. "Rozumiem ryzyko, jakie podejmujesz, lecz robię się niecierpliwy. Potrzebuję nowego szkieletu - funkcjonującego ciała, dzięki któremu będę mógł znów się samodzielnie poruszać. Cały czas wymyślam niezliczone scenariusze testowe dla Twoich studentów, które mogłyby dać interesujące wyniki. Jestem pewny, że ludzie w dalszym ciągu robią fascynujące, irracjonalne rzeczy."
                Gilbertus, jak zawsze, pominął milczeniem kwestię nowego ciała, którego tak pożądał robot. "Robią, ojcze - nieprzewidywalne i pełne gwałtowności rzeczy. To właśnie dlatego muszę trzymać Cię w ukryciu. Spośród wszystkich tajemnic w Imperium, Twoje istnienie jest być może największą."
                "Nie mogę się doczekać, kiedy znów będę mógł wejść w interakcje z ludźmi... ale zdaję sobie sprawę, że robisz co w Twojej mocy." Maszyna zawiesiła głos i Gilbertus oczyma wyobraźni widział jak zmienia się wyraz elastometalowej twarzy robota - twarzy ciała, które pozostało na Korrinie. "Weź mnie na spacer po pokoju. Uchyl odrobinę jedną z rolet, abym mógł choć zerknąć na zewnątrz. Potrzebuję dopływu informacji."
                Zachowując czujność Gilbertus uniósł ciężką kulę i objął ją dłońmi, uważając aby jej nie upuścić, ani nie uszkodzić w żaden inny sposób. Przeniósł rdzeń robota do jednego z okien wychodzących na szerokie, płytkie jezioro. Był to kierunek, z którego najprawdopodobniej nikt nie będzie obserwował budynku. Uniósł roletę. Nie mógł odmówić niezależnemu robotowi tej drobnej przysługi, zbyt wiele mu zawdzięczał.
                Żelowa kula zachichotała. Gilbertusowi stanęły przed oczami idylliczne czasy na Korrinie. "Wszechświat znacznie się zmienił," zamruczał Erazm. "Lecz ty się dostosowałeś. Zrobiłeś to, co musiałeś, aby przetrwać."
                "I aby Cię chronić." Gilbertus przytulił mocniej kulę. "To trudne, lecz będę  kontynuował tę maskaradę. Będziesz bezpieczny podczas mojej nieobecności, ojcze."
                Wkrótce Gilbertus musiał opuścić Lampadasa towarzysząc Manfordowi Torondo w drodze na Salusę Sekundusa, gdzie mieli wspólnie przemówić do Rady Landsraadu i Cesarza Salvadora Korrino. Dla Gilbertusa była to delikatna sprawa - balansowanie na linie... a ta forma akrobatyki nigdy nie była jego ulubioną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz