Nigdy nie będę w
stanie wyjaśnić powodujących mną motywów nikomu poza Erazmem. Rozumiemy się
nawzajem, pomimo wszelkich dzielących nas różnic.
- Gilbertus Albans, zapiski w prywatnym dzienniku
Aby skłonić mentatów do koncentracji,
Dyrektor Gilbertus Albans zbudował swoją szkołę na najsłabiej zaludnionym
kontynencie Lampadasa. Choć był to świat pasterski, musiał znaleźć miejsce, w
którym instruktorzy i studenci mogliby się skupić na wymagającym programie
zajęć, bez narażania się na zewnętrzne pokusy.
Wybierając
ten świat jako dom dla swojej szkoły mentatów popełnił błąd niedoceniając
impetu ruchu butleriańskiego po pokonaniu Omniusa. Antytechnologiczna gorączka
powinna była szybko opaść dzięki brakowi zaangażowania i potrzeby jej
istnienia, lecz Manford Torondo był obecnie potężniejszy niż kiedykolwiek w
przeszłości. Gilbertus musiał balansować na cienkiej linie.
W
głównej sali instruktarzowej zajmował miejsce na podium, w samym środku
zainteresowania. Siedzenia dla studentów otaczały go półkolem i pięły się
stromo ku tyłowi pomieszczenia. Ściany otaczające amfiteatr oraz zwieszający
się nad nim sufit były zbudowane z ciemno bejcowanego drewna. Pokrywała je
sztuczna patyna, sprawiająca wrażenie, że budynek i mieszcząca go sala są
bardzo stare i szacowne. Sprytnie rozmieszczone wzmacniacze przenosiły jego
spokojny, pozbawiony emocji głos w najdalsze zakątki.
"Musicie
sięgnąć wzrokiem poza powierzchowne pozory." Dyrektor wskazał gestem dwa
obiekty spoczywające na stołach sekcyjnych umieszczonych na środku sali. Na
jednym spoczywało blade, nagie ludzkie ciało, z wyprostowaną głową i
zamkniętymi powiekami; ramiona trupa wyciągnięte były wzdłuż boków. Na drugim
stole leżał dezaktywowany mek bojowy. Jego ciężko uzbrojone ramiona i głowa
przypominająca pocisk spoczywały w podobnej pozycji.
"Człowiek
i myśląca maszyna. Zauważcie podobieństwa. Poświęćcie im uwagę. Uczcie się na
ich podstawie i zadajcie sobie pytanie: Czy różnice są naprawdę tak duże?"
Gilbertus
ubrany był w tweedową kamizelkę i spodnie. Jego wąską twarz zdobiły okrągłe
okulary, które wolał od chirurgicznej korekcji wzroku. Włosy miał rzadkie, ale
ich słomkowa żółć nie uległa zmianie od czasów młodości. Musiał dbać o pozory i
przywiązywać wielką wagę do ukrywania tego, że dzięki terapii wydłużającej
życie, której poddał go niezaelżny robot Erazm, miał już ponad 180 lat. Żaden z
jego studentów nie podejrzewał nawet, jak istotną rolę odegrał mechaniczny
mentor w życiu Gilbertusa. Gdyby wiedza na temat jego przeszłości trafiła do
Butlerian, nie byłoby to dla niego bezpieczne.
"Dżihad
udowodnił, że ludzie są wyższą formą istnienia od myślących maszyn - to prawda.
Lecz przyglądając się bliżej możemy dostrzec podobieństwa."
Ze
względu na to, że mentaci byli odpowiedzią ludzkości na komputery,
antytechnologicznie nastawieni Butlerianie wspierali tę szkołę. Jednak
doświadczenia Gilberta z myślącymi maszynami były zgoła odmienne. Swoje zdanie
zachowywał jednak dla siebie - mając na względzie własne bezpieczeństwo,
szczególnie tu, na Lampadasie.
Gilbertus
uniósł gładką głowę bojowego robota i odłączył ją od mechanizmu szyi.
"Robot, którego tu widzicie jest pozostałością po dawnym konflikcie.
Otrzymaliśmy specjalną dyspensę na korzystanie z niego, jak z pomocy
naukowej." (Rząd cesarski nie czynił problemów, lecz Manforda Torondo nie
było równie łatwo przekonać.)
Uniósł
blade ramię trupa. "Zwróćcie uwagę na muskulaturę i porównajcie ją z
mechaniczną anatomią robota bojowego."
Otoczony
milczącymi studentami, z których część obserwowała pokaz z zainteresowaniem, a
część z oczywistym przerażeniem, Gilbertus metodycznie wyjmował kolejne narządy
z pokazowych zwłok, następnie prezentował odpowiadające im części meka, krok po
kroku wskazując na podobieństwa. Organy i metalowe elementy układał metodycznie
na tacach, wykonując równoległą sekcję.
Przez
pół godziny rozkładał bojowego robota, wyjaśniając sposoby, w które
poszczególne elementy łączyły się ze sobą i jak funkcjonowały. Prezentował
działanie wbudowanych systemów bojowych, opisując ich możliwości. Każdy z nich
porównywał z analogicznymi narządami ludzkiego ciała.
Student
wyższego roku, Draigo Roget, spełniający także funkcję pomocnika wykładowcy,
wyregulował prosty projektor, za pośrednictwem którego cała publiczność miała
równie dobry ogląd prezentacji. Czerń, która spowijała Draigo od stóp do głów
podkreślała jego długie, kruczoczarne włosy, czarne brwi i ciemne oczy.
Ludzka
czaszka została otwarta i wyłonił się znajdujący w niej mózg. Teraz Gilbertus
odłonił główny procesor robota. Umieścił żelowy obwód meka na tacy: Wyglądająca
na elastyczną metalowa kula stanowiła kontrast dla ludzkiego mózgu,
umieszczonego w sąsiednim naczyniu. Dotknął obnażony rdzeń robota koniuszkiem
palca. "Myślące maszyny mają wydajną pamięć i duże możliwości
obliczeniowe, lecz są one ograniczone. Tymi ograniczeniami są specyfikacje
techniczne, według których maszyny są skonstruowane."
Gilbertus
rozciął mózg. "Z drugiej strony, ludzki mózg nie ma podobnych, wbudowanych
ograniczeń. Zwróćcie uwagę na skomplikowany układ, widoczny na tym przekroju:
mózgowie, móżdżek, ciało modzelowate, międzymózgowie, płat skroniowy,
śródmózgowie, most, rdzeń - wszyscy znacie te pojęcia. Pomimo sporej masy
mózgu, większość jego zdolności obliczeniowych i kognitywnych nigdy nie zostaje
użytych."
Spojrzał
na studentów. "Każdy z was musi nauczyć się wykorzystywać to, w co
zostaliśmy wyposażeni. Być może nasza pamięć jest nieograniczona - jeśli tylko
nauczymy się porządkować i odpowiednio przechowywać wspomnienia. W tej szkole
uczymy każdego studenta naśladować organizację i wydajne procesy obliczeniowe
myślących maszyn. I przekonaliśmy się, że ludzie mogą być w tym zakresie
lepsi."
Wśród
studentów podniósł się szum, częściowo był to szum oburzenia. Zwrócił
szczególną uwagę na kwaśną minę Alys Carroll, utalentowanej lecz nie
wykazującej się szczególną otwartością umysłu młodej kobiety, wychowanej przez
Butlerian. Była jedną ze studentek skierowanych tutaj przez Manforda Torondo. Na
poziomie umiejętności mentalnych jedna, Alys radziła sobie zaskakująco dobrze.
Aby
móc założyć swoją szkołę na Lampadasie, Gilbertus musiał pójść na pewne
ustępstwa. Realizując umowę zawartą z Manfordem, każdego roku Gilbertus musiał
przyjmować do szkoły pewną liczbę studentów skierowanych do niej przez
Butlerian. Choć nie byli oni najlepszymi kandydatami, i zajmowali cenne
miejsca, które w innym wypadku mogłyby zostać zajęte przez osoby bardziej
utalentowane i bardziej obiektywne, było to poświęcenie, na które musiał się
zgodzić.
Gilbertus
odsunął się n krok od preparatów rozmieszczonych n obu stołach sekcyjnych.
"Moim celem jest to, abyście po tej szkole potrafili organizować swoje
myśli, i aby wasze zdolności zapamiętywania były co najmniej równe, jeśli nie
większe niż umiejętności komputera." Rzucił im ojcowski uśmiech. "Czy
jest to cel warty waszego wysiłku?"
"Tak,
proszę Pana!" Zgodny okrzyk przetoczył się przez salę.
***
Choć fizyczne otoczenie szkoły mentatów
ni było przyjemne - ciągnące się kilometrami mokradła, zamulone kanały i
krążący pośród nich niebezpieczni drapieżnicy - Gilbertus wiedział, że
wymagające otoczenie sprzyjało kształtowaniu najbardziej wydolnych jednostek.
Erazm go tego nauczył.
Kompleks
szkolny obejmował duże skupisko połączonych, pływających platform
zakotwiczonych na ogromnym, płytkim jeziorze, otoczonym dzikim i nie
zaludnionym lądem. System tarcz chronił go przed uciążliwymi, przenoszącymi
choroby insektami, tworząc swoistą oazę dla studentów kształcących się na
mentatów.
Gilbertus
przeszedł pływającą kładką przerzuconą nad mokradłem, ledwie zwracając uwagę na
stojącą poniżej ciemnozieloną wodę. Minął pływające boisko i jedną z
wolnostojących sal wykładowych, i wszedł do budynku administracyjnego
mieszczącego się na skraju kompleksu. Mieściły się w nim biura dziekanów i
goszczących w szkole profesorów. Szkoła dysponowała już ponad dwustoma
instruktorami, a uczęszczało do niej czterystu studentów, co stanowiło
oszałamiający sukces wśród wielu placówek edukacyjnych, które powstały po
pokonaniu myślących maszyn. Wysokie wymagania stawiane przez program szkolenia
mentatów powodowały, że odsetek studentów nie zdających egzaminów sięgał 35%, i
to wśród najlepszych kandydatów dobieranych w procesie rekrutacyjnym (nie
wliczając w ich liczbę kandydatów butleriańskich, których kształcenie wymuszała
umowa). Tylko najlepsi mogli liczyć na osiągnięcie celu - stanie się mentatem.
Lampy
bioluminescencyjne w gabinecie Gilbertusa wydawały słaby, lecz przyjemny
zapach. Na wykonanej z ciemnego drewna podłodze dużego pomieszczenia leżał
dywan utkany z liści i kory bagiennych wierzb. W powietrzu unosiły się ulotne
dźwięki muzyki klasycznej. Była to jedna z kompozycji, która wybitnie przypadła
do gustu jemu i Erazmowi, i towarzyszyła często ich kontemplacjom w ogrodach na
Korrinie.
Z
czystej nostalgii, swój gabinet urządził tak, aby przypominał mu dom Erazma na
Korrinie - z takimi samymi pluszowymi, purpurowymi zasłonami i rzeźbionymi
meblami. Musiał być ostrożny, ale był absolutnie przekonany, że nikt nigdy na
to nie wpadnie. Gilbertus był jedynym żyjącym jeszcze człowiekiem, który
pamiętał bogaty wystrój prywatnej willi niezależnego robota.
Od
podłogi do samego sufitu rozciągały się półki biblioteczne z polerowanego
drewna. Wyglądały na stare - podczas montażu celowo wykonano zadrapania i
odłupano małe fragmenty forniru, aby przydać im złudzenie starożytności.
Tworząc swoją szkołę Gilbertus chciał nadać jej pozór instytucji odwiecznej i
poważnej. Cały wystrój jego gabinetu, budynków i całego kompleksu szkolnego był
bardzo dokładnie przemyślany.
I
tak powinno być, zamruczał do siebie. W końcu jesteśmy mentatami.
Wykładowcy
i profesorowie opracowali i doszlifowali innowacyjne programy instruktarzowe,
których celem było przesunięcie granic ludzkiego umysłu, lecz zasadniczy rdzeń
programu szkolenia mentatów pochodził ze źródła znanego jedynie Gilbertusowi -
źródła, którego ujawnienie naraziłoby szkołę na śmiertelne niebezpieczeństwo.
Sprawdziwszy,
że jest sam, Gilbertus zamknął drzwi na klucz, a potem zaciągnął wszystkie
rolety. Kluczem wyjętym z kieszonki w kamizelce otworzył drewnianą skrytkę
wbudowaną w jedną z półek. Sięgnął do wnętrza i dotknął tylnej ścianki w pewnym
określonym miejscu, co spowodowało, że półki zmieniły położenie, obracając się
i otwierając niby płatki rozwijającego się kwiatu.
Na
półce spoczywał błyszczący rdzeń komputerowej pamięci. Gilbertus zwrócił się do
niego, "Jestem, Erazmie. Czy możemy kontynuować naszą rozmowę?"
Jego
puls przyspieszył, częściowo w wyniku odczuwanych emocji, częściowo z powodu
oczywistego ryzyka. Erazm był najbardziej osławionym spośród wszystkich
niezależnych robotów; myślącą maszyną nienawidzoną równie mocno, co sam
wszechumysł Omnius. Gilbertus uśmiechnął się.
Przed
katastrofalnym upadkiem Korrina wyjął rdzeń ze skazanego na zagładę robota i
przemycił go poza planetę, unosząc go w potężnym potoku ludzkich uchodźców. W
późniejszych latach Gilbertus stworzył dl siebie całkowicie nowe życie i
fałszywą przeszłość. Wykorzystał swoje talenty do stworzenia szkoły mentatów -
korzystając z nieocenionej pomocy Erazma.
Żelowa
kula myślowa zamigotała i niezależny robot przemówił znajomym głosem erudyty
przekazywanym przez małe wzmacniacze. "Dziękuję Ci - zaczynałem już
odczuwać klaustrofobię, nawet mając do dyspozycji te ukryte patrzydła, które mi
zapewniłeś."
"Ty
ocaliłeś mnie przed życiem w ignorancji i wśród plugastwa, a ja ocaliłem Ciebie
przed zniszczeniem. Uczciwa wymiana. Lecz przykro mi, że nie jestem w stanie
zrobić dla Ciebie więcej - przynajmniej, jeszcze nie teraz. Musimy zachować
najwyższą ostrożność."
Długie
lata temu Erazm wybrał jedno dziecko z zagród dla niewolników na świecie
maszyn. Był to eksperyment, którego celem było sprawdzenie, czy możliwe jest
uciwilizowanie jednej z takich prymitywnych istot zapewniając jej odpowiednie
szkolenie. W następnych latach niezależny robot stał się ojcem i nauczycielem,
który nauczył Gilbertusa w jaki sposób organizować myśli, jak wykorzystywać w
pełni mózg i osiągać wydajność obliczeniową zarezerwowaną uprzednio wyłącznie
dla komputerów. Jakąż ironią było to, że szkoła zajmująca się maksymalizacją
drzemiących w ludzi możliwości miała swoje korzenie w świecie myślących maszyn.
Erazm
był surowym, lecz doskonałym nauczycielem. Robot osiągnąłby prawdopodobnie
sukces z każdym młodym człowiekiem, którego zdecydowałby się szkolić, lecz
Gilbertus był mu głęboko wdzięczny, że los wskazał właśnie jego...
Rozmawiali
ze sobą przyciszonymi głosami, zawsze obawiając się odkrycia. "Rozumiem
ryzyko, jakie podejmujesz, lecz robię się niecierpliwy. Potrzebuję nowego
szkieletu - funkcjonującego ciała, dzięki któremu będę mógł znów się
samodzielnie poruszać. Cały czas wymyślam niezliczone scenariusze testowe dla
Twoich studentów, które mogłyby dać interesujące wyniki. Jestem pewny, że
ludzie w dalszym ciągu robią fascynujące, irracjonalne rzeczy."
Gilbertus,
jak zawsze, pominął milczeniem kwestię nowego ciała, którego tak pożądał robot.
"Robią, ojcze - nieprzewidywalne i pełne gwałtowności rzeczy. To właśnie
dlatego muszę trzymać Cię w ukryciu. Spośród wszystkich tajemnic w Imperium,
Twoje istnienie jest być może największą."
"Nie
mogę się doczekać, kiedy znów będę mógł wejść w interakcje z ludźmi... ale
zdaję sobie sprawę, że robisz co w Twojej mocy." Maszyna zawiesiła głos i
Gilbertus oczyma wyobraźni widział jak zmienia się wyraz elastometalowej twarzy
robota - twarzy ciała, które pozostało na Korrinie. "Weź mnie na spacer po
pokoju. Uchyl odrobinę jedną z rolet, abym mógł choć zerknąć na zewnątrz.
Potrzebuję dopływu informacji."
Zachowując
czujność Gilbertus uniósł ciężką kulę i objął ją dłońmi, uważając aby jej nie
upuścić, ani nie uszkodzić w żaden inny sposób. Przeniósł rdzeń robota do
jednego z okien wychodzących na szerokie, płytkie jezioro. Był to kierunek, z
którego najprawdopodobniej nikt nie będzie obserwował budynku. Uniósł roletę.
Nie mógł odmówić niezależnemu robotowi tej drobnej przysługi, zbyt wiele mu
zawdzięczał.
Żelowa
kula zachichotała. Gilbertusowi stanęły przed oczami idylliczne czasy na
Korrinie. "Wszechświat znacznie się zmienił," zamruczał Erazm.
"Lecz ty się dostosowałeś. Zrobiłeś to, co musiałeś, aby przetrwać."
"I
aby Cię chronić." Gilbertus przytulił mocniej kulę. "To trudne, lecz
będę kontynuował tę maskaradę. Będziesz
bezpieczny podczas mojej nieobecności, ojcze."
Wkrótce Gilbertus musiał opuścić
Lampadasa towarzysząc Manfordowi Torondo w drodze na Salusę Sekundusa, gdzie
mieli wspólnie przemówić do Rady Landsraadu i Cesarza Salvadora Korrino. Dla
Gilbertusa była to delikatna sprawa - balansowanie na linie... a ta forma
akrobatyki nigdy nie była jego ulubioną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz