Jesteśmy barometrem
wskazującym stan ludzkości.
Wielebna matka Raquella Berto-Anirul, z uwag do trzeciego
rocznika absolwentek
Z konieczności wielebna matka Raquella Berto-Anirul
świadoma była długiej historii. Dzięki bogactwu pamięci przodków spoczywającemu
w jej umyśle – stanowiącemu personifikację historii – stara kobieta mogła
patrzeć na rzeczywistość z takiej perspektywy przeszłości, która nie była dostępna
nikomu poza nią… jeszcze nie.
Mając
do dyspozycji tak wiele pokoleń, z których mogła czerpać natchnienie, Raquella
miała doskonałą perspektywę obserwacji przyszłości rasy ludzkiej. A inne
siostry należące do jej szkoły oczekiwały, że ich jedyna wielebna matka będzie
ich przewodniczką. Musiała przekazać tę wiedzę innym, poszerzać wiedzę i
definiować wyraźnie cel istnienia zgromadzenia, rozwijać umiejętności fizyczne i
psychiczne, które miały odróżniać członkinie zgromadzenia od przeciętnych kobiet.
Stojąc
wraz z innymi siostrami na wystającym z klifu balkonie szkoły na Rossaku,
oficjalnej placówki treningowej zgromadzenia, Raquella czuła na twarzy drobny deszcz.
Spowita w czarną szatę z wysokim kołnierzem, patrzyła z powagą w dół, poza
krawędź klifu, na znajdującą się poniżej purpurową dżunglę. Choć podczas
przygnębiającej ceremonii powietrze było ciepłe i wilgotne, o tej porze roku
pogoda niemal nigdy nie była dokuczliwa, dzięki wiatrowi, który dął wzdłuż
ściany skarpy. Powiew niósł, pochodzący z odległych wulkanów, słaby, kwaśnawy
zapach o posmaku siarki zmieszany z wieloma woniami środowiska roślinnego,
produkującego rozmaite związki chemiczne.
Dziś
odprawiały kolejną ceremonię pogrzebową zmarłej siostry. Jeszcze jedna śmierć w
wyniku zatrucia… Kolejna, zakończona niepowodzeniem próba przebudzenia drugiej
wielebnej matki.
Ponad
osiem dziesięcioleci temu, umierająca i zgorzkniała czarodziejka Ticia Cenva
podała Raquelli śmiertelną dawkę najsilniejszej z dostępnych trucizn. Raquella
powinna była umrzeć, lecz gdzieś głęboko w jej umyśle, w każdej komórce swojego
ciała, dokonała modyfikacji toczących się w niej procesów biochemicznych,
zmieniając strukturę cząsteczkową samej trucizny. Cudem przeżyła, lecz próba ta
spowodowała w niej jakąś fundamentalną zmianę, inicjując spowodowaną tym
kryzysem transformację, która dokonywała się u najdalszych granic jej
śmiertelności. Wyszła z niej cało, lecz odmieniona. Wyposażona w bibliotekę
wcześniejszych istnień, nową umiejętność rozpatrywania swojej własnej
egzystencji na poziomie genetycznym, oraz w niedościgłe zrozumienie każdego
połączenia mięśni, nerwów, naczyń krwionośnych i ścięgien w swoim organizmie.
Kryzys.
Przetrwanie. Postęp.
Lecz
w latach, które nadeszły potem, pomimo podejmowania wielu prób, nikomu innemu
nie udało się osiągnąć tego samego celu, i Raquella nie wiedziała stratę ilu
jeszcze istnień ludzkich będzie w stanie przed samą sobą uzasadnić zanim ten
nieuchwytny cel zostanie osiągnięty. Znała tylko jeden sposób, w jaki przemiana
mogła się dokonać: doprowadzenie do progu śmierci, do momentu, w którym – być
może – poddawana próbie siostra znajdzie w sobie siłę, aby ewoluować…
Pełne
optymizmu i determinacji, jej najlepsze uczennice w dalszym ciągu w nią
wierzyły. I umierały.
Raquella
popatrzyła ze smutkiem na odziane w czarne szaty siostry i trzy ubrane na
zielono akolitki, które zająwszy miejsca na koronach drzew opuszczały ciało w
wilgotne głębiny srebrno-purpurowej dżungli. Ciało pozostanie tam, wydane na
pastwę drapieżników, dopełniając wiecznego kręgu życia i śmierci, zamieniając
to, co było ludzkim ciałem z powrotem w żyzna glebę.
Ta
odważna młoda kobieta to siostra Tiana, lecz teraz jej ciało owinięte w jasne
płótno, było całkowicie anonimowe. Mieszkańcy dżungli zakotłowali się w dole,
gdy gęste korony drzew pochłonęły opuszczaną platformę.
Sama
Raquella żyła już ponad 130 lat. Była świadkiem zakończenia dżihadu Sereny
Butler, Bitwy pod Korrinem, która rozegrała się dwadzieścia lat później, oraz
lat niepokoju, które nastąpiły później. Pomimo wieku, stara kobieta była
fizyczne sprawna i a jej umysł nie stracił ostrości. Działo się tak dzięki
umiarkowanemu zażywaniu melanżu importowanego z Arrakis i własnym
umiejętnościom manipulowania biochemizmem organizmu.
Rosnące
szeregi jej szkoły zasilały kandydatki rekrutowane wśród najlepszych młodych
kobiet w Imperium, włącznie z ostatnimi potomkiniami czarodziejek, które
dominowały na tej planecie w latach poprzedzających dżihad i podczas niego.
Obecnie pozostało ich zaledwie osiemdziesiąt jeden. Łącznie szkoliło się tutaj
tysiąc sto sióstr, z czego dwie trzecie było studentkami; niektóre z nich były
dziećmi ze żłobków, córkami misjonarek Raquelli, które zaszły w ciążę z
wybranymi mężczyznami. Wysłanniczki kierowały tu nowe, obiecujące kandydatki, i
szkolenie trwało…
Od
wielu lat głosy z jej pamięci natarczywie dopominały się, aby poddawała próbie
więcej kandydatek, aby pojawiło się więcej wielebnych matek, jak ona. Wraz z
siostrami nauczycielkami poświęciła swoje życie przekazywaniu innym kobietom
umiejętności kontroli nad myślami, ciałami i swoją własną przyszłością. Teraz,
gdy nie było już myślących maszyn, przeznaczenie ludzkości wymagało, aby istoty
ludzkie stawały się czymś więcej, niż w przeszłości. Raquella wskazywała im
drogę. Wiedziała, że wyszkolona
kobieta może, w odpowiednich warunkach, przekształcić się w istotę wyższego
rzędu.
Kryzys.
Przetrwanie. Postęp.
Wiele
spośród absolwentek szkoły zakonnej już dowiodło swojej wartości, trafiając na
odległe planety i służąc jako doradczynie miejscowych władców. Pełniły tę rolę
nawet na dworze cesarskim. Niektóre ukończyły szkołę mentatów na Lampadasie,
inne zostały utalentowanymi lekarkami Suk. Była świadoma ich cichego wpływu na
coraz większe połacie Imperium. Sześć spośród kobiet było teraz w pełni
wyszkolonymi men tatami. Jedna z nich, Dorotea, służyła jako zaufana doradczyni
Cesarza Salvadora Korrino na Salusie Sekundusie.
Lecz
wielebna matka pragnęła gorąco, aby więcej z uczennic mogło uzyskać ten sam
poziom zrozumienia, ten sam uniwersalny ogląd zgromadzenia i jego przyszłości, i te
same moce psychiczne i fizyczne, jakimi dysponowała ona sama.
Jednak
z jakieś przyczyny jej kandydatki nie były w stanie wykonać tego skoku. A teraz
umarła kolejna obiecująca, młoda kobieta…
Gdy
kobiety kontynuowały dziwnie pragmatyczną ceremonię pochówku szczątków zmarłej
siostry, Raquella martwiła się o przyszłość. Pomimo swojej długowieczności nie
miała złudzeń dotyczących osobistej nieśmiertelności. A gdyby przyszło jej
umrzeć przed tym, zanim którakolwiek z kobiet zdobyłaby umiejętność przetrwania
procesu transformacji, jej własne umiejętności przepadłyby na zawsze…
Los
zgromadzenia i jego dzieł miał o wiele większe znaczenie niż jej osobiste
przeznaczenie. W długim okresie czasu, los ludzkości zależał od ostrożnie
realizowanego postępu, ulepszeń. Zgromadzenie nie mogło sobie pozwolić na dalsze
czekanie. Musiała zapewnić mu następców.
Po
zakończeniu ceremonii pogrzebowej i oddaniu ciała zmarłej drapieżnikom, reszta
kobiet powróciła do zajmujących groty w klifie pomieszczeń szkoły, aby
kontynuować codzienne zajęcia. Raquella wybrała nową kandydatkę, młodą kobietę
z okrytej niesławą rodziny, mającą niewiele perspektyw na przyszłość, lecz
zasługującą na tę szansę.
Siostrę
Valyę Harkonnen.
Raquella
patrzyła na Valyę opuszczającą balkon wraz z pozostałymi siostrami i idącą ku
niej wąską ścieżką na zboczu klifu. Siostra Valya była elastyczną kobietą o
owalnej twarzy i orzechowych oczach. Wielebna matka obserwowała jej płynne
ruchy, odzwierciedlające pewność siebie pochylenie głowy, konstrukcję jej ciała
– niewielkie lecz znaczące szczegóły stanowiące elementy jej osobowości.
Raquella nie miała wątpliwości co do trafności swojego wyboru; niewiele sióstr
wykazywało tak wielkie oddanie.
Siostra
Valya wstąpiła do zgromadzenia mając niemal siedemnaście lat, pozostawiając swą
zacofaną planetę Lankiveil w poszukiwaniu lepszego życia. Jej pradziadek,
Abulurd Harkonnen, został tam po Bitwie pod Korrinem zesłany za tchórzostwo. W
ciągu swojego pięcioletniego pobytu na Rossaku Valya zrobiła kapitalne postępy
i dowiodła, że jest jedną z najbardziej wiernych i utalentowanych sióstr
Raquelli; współpracowała ściśle z siostrą Karee Marques, jedną z ostatnich
czarodziejek, badając nowe leki i trucizny, które mogłyby zostać wykorzystane w
procesie próby.
Gdy
Valya stanęła przed matką wielebną nie robiła wrażenie nadmiernie przygnębionej
zakończoną właśnie ceremonią pogrzebową. „Chciałaś mnie widzieć, Wielebna
Matko?”
„Chodź
za mną, proszę.”
Valya
była ciekawa, ale powstrzymała się od zadawania pytań. Obie kobiety przeszły
przez pieczary administracyjne i jaskinie, w których urządzono pomieszczenia
mieszkalne. W czasach swojej świetności, w minionych wiekach, miasto na klifie
było domem dla tysięcy mężczyzn i kobiet, czarodziejek, handlarzy lekami,
badaczy głębokiej dżungli. Lecz w wyniku epidemii zmarło tak wielu ludzi, że
obecnie miasto było niemal puste, stanowiąc wyłącznie dom dla zgromadzenia żeńskiego.
Jeden
kompleks jaskiń wykorzystywano jako szpital dla dzieci, które urodziły się z
wadami rozwojowymi, będącymi skutkiem oddziaływania toksyn znajdujących się w
środowisku Rossaka. Dzięki uważnym badaniom zapisów hodowlanych, takie dzieci
rodziły się obecnie bardzo rzadko, a te, którym udało się przeżyć były otaczane
opieką w jednym z miast na północy, poza pasmem wulkanów. Raquella nie
pozwalała, aby w jej szkole przebywali jacykolwiek mężczyźni, choć czasami
pojawiali się oni jako dostawcy, fachowcy dokonujący koniecznych napraw, czy
inni usługodawcy.
Raquella
poprowadziła Valyę poza zabarykadowane boczne wyjścia na urwisko klifu, które
kiedyś prowadziły do zatłoczonego niczym ul jaskiniowego miasta, lecz które
były obecnie porzucone i zablokowane. Były to przestronne miejsca, pozbawione
wszelkiego życia, których mieszkańcy już dawno spoczęli w dżungli. Wskazała na
zdradliwą ścieżkę wiodącą stromo wzdłuż ściany klifu, na szczyt płaskowyżu.
„Tam idziemy.”
Młoda
kobieta zawahała się na mgnienie oka, a następnie podążyła za wielbną matką
przez zwałowisko, ignorując znaki zakazujące wstępu. Valya odczuwała
jednocześnie podniecenie i zdenerwowanie. „Tam są zapisy hodowlane.”
„To
prawda.”
W
latach potwornych epidemii rozsiewanych przez Omniusa, gdy ginęły całe
populacje, czarodziejki z Rossaka – które zawsze prowadziły badania genetyczne,
w celu określenia najlepszych krzyżówek – rozpoczęły bardziej ambitny program
skatalogowania ludzkich linii genetycznych. Był to plan dalekosiężny. Obecnie,
opieka nad tym oceanem Informacji spadła na ramiona Raquelli i wybranych przez
nią sióstr.
Ścieżka
biegła stromymi zakosami wzdłuż ściany skalnej, po jednej jej stronie wznosiła
się niebotyczny klif, pod drugiej ziała przepaść, której dno wypełniała gęsta
dżungla. Mżawka ustała, lecz skalne podłoże było w dalszym ciągu mokre i
śliskie.
Obie
kobiety osiągnęły punkt obserwacyjny, na którym otoczyły je pasma mgły.
Raquella spojrzała na dżunglę i dymiące w oddali wulkany – widok ten nie uległ
zmianie od czasu, kiedy przybyła to po raz pierwszy całe dziesięciolecia temu,
jako pielęgniarka, u boku dr Mohandasa Suk, który został to wezwany w celu opanowania
epidemii wywołanej przez Omniusa.
„Tylko
nieliczne z nas przychodzą tutaj – lecz my pójdziemy jeszcze dalej.” Raquella
nie była osobą skłonną do rozmówek i trzymała swoje emocje krótko na wodzy,
lecz czuła podniecenie i falę optymizmu, wprowadzając nową osobę w najpilniej
strzeżony sekret zgromadzenia żeńskiego. Nowego sprzymierzeńca. Tylko w ten sposób
zgromadzenie żeńskie mogło przetrwać.
Zatrzymały
się u wejścia do groty pomiędzy skalnymi głazami, w pobliżu szczytu płaskowyżu,
wysoko ponad żyzną i tętniącą życiem dżunglą. Wejścia strzegły dwie
czarodziejki. Skinęły głowami matce wielebnej i pozwoliły im przejść.
„Kompilacja
zapisów hodowlanych jest prawdopodobnie największym dziełem zgromadzenia,”
powiedziała Raquella. „Mając do dyspozycji tak ogromną bazę danych ludzkiej
genetyki, możemy kreślić mapę naszej rasy i wybiegać w jej przyszłość… być może
nawet nią prowadzić.”
Valya
skinęła poważnie głową. „Słyszałam od innych sióstr, że jest to największe
archiwum danych, jakie kiedykolwiek zostało zgromadzone, lecz nigdy nie mogła
zrozumieć, w jaki sposób możemy zarządzać tak wielką masą Informacji. W jaki
sposób możemy dokonywać analiz i kreślić prognozy?”
Raquella
postanowiła zachować na razie atmosferę tajemniczości. „Jesteśmy zzgromadzeniem
żeńskim.”
Weszły
do dwóch dużych komór mieszczących się w jaskini. Pomieszczenia wypełnione były
drewnianymi stołami i biurkami. Wokół nich krążyły kobiety pracujące z wielkimi
arkuszami trwałego papieru, składające i organizujące wielkie mapy DNA,
następnie wypełniające dokumenty, które poddawane były miniaturyzacji i
archiwizowane w postaci tekstu o niemal mikroskopowych wymiarach.
„Cztery
z naszych sióstr odbyły szkolenie dla mentatów pod kierunkiem Gilbertusa
Albansa,” powiedziała Raquella. „Lecz nawet z ich zaawansowanymi umiejętnościami
umysłowymi, przedsięwzięcie jest przytłaczające.”
Valya
starała się opanować trwogę. „Takie niezmierzone bogactwo danych…” Jej jasne
oczy chłonęły nowe informacje z wyrazem fascynacji. Była zaszczycona i dumna z
tego, że wielebna matka dopuściła ją do swojego wewnętrznego kręgu. „Wiem, że
kolejne siostry szkolą się na Lampadasie, lecz ten projekt będzie wymagał całej
armii sióstr-mentatów. Zapisy DNA miliardów ludzi z tysięcy planet.”
Gdy
podążały w głąb zastrzeżonych tuneli, z bocznej komory wyszła starsza siostra w
białej szacie czarodziejki. Powitała obie kobiety. „Wielebna matko, czy to nowa
rekrutka, którą zdecydowałaś się do mnie przyprowadzić?”
Raquella
przytaknęła. „Siostra Valya ma doskonałe wyniki w nauce i dowiodła swojego
oddania pomagając Karee Marques w jej badaniach farmaceutycznych.” Lekko
popchnęła młodą kobietę naprzód. „Valyo, siostra Sabra Hublein była jedną z
pierwszych architektek naszej rozbudowanej bazy danych w okresie epidemii, na
długo zanim ja pojawiłam się na Rossaku.”
„Zapisy
hodowlane muszą być utrzymywane,” powiedziała stara kobieta. „I obserwowane.”
„Ale…
Nie jestem mentatem,” powiedziała Valya.
Sabra
poprowadziła ich do pustego tunelu i obejrzała się przez ramię, upewniając się,
że nikt ich nie widzi. „Są inne sposoby, aby nam pomóc, siostro Valya.”
Zatrzymały
się w pobliżu zakrętu tunelu. Raquella stanęła twarzą ku kamiennej ścianie.
Spojrzała przelotnie na młodszą kobietę. „Czy boisz się nieznanego?”
Valya
zdobyła się na niepewny uśmiech. „Ludzie zawsze obawiają się nieznanego, jeśli
tylko potrafią się do tego przyznać. Lecz potrafię stawić czoło moim lękom.”
„Dobrze.
Więc chodź za mną i poznaj terytorium, które pozostaje w znaczniej mierze
niezbadane.”
Valya
wyglądała na niepewną. „Czy chcesz abym była kolejną ochotniczką, która
wypróbuje nowy lek do transformacji? Wielebna matko, myślę, że nie jestem
jeszcze gotowa na –„
„Nie,
to coś zupełnie innego, lecz o nie mniejszym znaczeniu. Jestem stara, moje
dziecko. Przez to stałam się bardziej cyniczna, lecz nauczyłam się ufać moim
instynktom. Uważnie cię obserwowałam, widziałam twoją pracę z Karee Marques –
Chcę cię wprowadzić w ten plan.”
Valya
nie wyglądała na przestraszoną i dalsze pytania zachowała dla siebie. Dobrze, pomyślała Raquella.
„Weź
głęboki oddech u uspokój umysł, dziewczyno. Za chwilę poznasz najpilniej
strzeżoną tajemnicę zzgromadzenia żeńskiego. Wiedzą o nim bardzo nieliczne z nas.”
Wziąwszy
młodą kobietę za rękę Raquella pociągnęła ją w kierunku litej skały. Sabra szła
tuż za Valyą i po chwili przeszły przez skałę – hologram – i znalazły się w
nowej komorze.
Cała
trójka znalazła się w małym przedsionku. Mrugając w jasnym świetle Valya
starała się ukryć zaskoczenie, korzystając ze zdobytych w toku nauki
umiejętności, aby zachować zimną krew.
„Tędy.”
Wielebna matka poprowadziła je do dużej, jasno oświetlonej groty. Oczy Valyi
rozszerzyły się ze zdumienia, gdy ogarnęła wzrokiem otwierający się widok.
Komora
wypełniona była szumiącymi i klikającymi maszynami, konstelacjami
elektronicznych światełek – całe szeregi zakazanych komputerów ustawionych na
wielu poziomach wzdłuż zakrzywionych kamiennych ścian. Pomiędzy nimi wiły się
kręcone schody i drewniane rampy. Kilka ubranych na biało czarodziejek
przemykało pomiędzy maszynami. Szum automatów wypełniał powietrze.
Valya
wyjąkała, „Czy to… Czy to…?” Nie mogła ująć swojego pytania w słowa, a
następnie wybuchła, „Myślące maszyny!”
„Jak
sama powiedziałaś,” wyjaśniła Raquella, „żaden człowiek, nawet wyszkolony
mentat, nie da rady zachować wszystkich danych, jakie kobiety z Rossaka
zgromadziły w ciągu wielu pokoleń. Czarodziejki potajemnie używają tych maszyn
od wielu lat, a niektóre z naszych najbardziej zaufanych i najlepiej
wyszkolonych kobiet konserwują je i naprawiają.”
„Ale…
dlaczego?”
„Jedynym
sposobem zachowania tak ogromnej ilości danych i sporządzania koniecznych
prognoz genetycznych dotyczących kolejnych pokoleń potomków, jest korzystanie z
pomocy komputerów – których używanie jest ściśle zabronione. Teraz rozumiesz,
dlaczego musimy zachować te maszyny w tajemnicy.”
Raquella
uważnie obserwowała Valyę, zauważyła wyraz namysłu, gdy jej wzrok wędrował po
pomieszczeniu. Zdawała się być przytłoczona, lecz zaintrygowana, a nie
przerażona.
„Musisz
się wiele nauczyć,” powiedziała Sabra. „Od lat badałyśmy zapisy hodowlane i
obawiamy się, że prawdziwe czarodziejki wymrą. Już zostało nas niewiele, więc
nie mamy zbyt dużo czasu. To może być jedyny sposób, aby zrozumieć, co się
dzieje.”
„I
znaleźć alternatywy,” powiedziała Raquella. „Takie jak powołanie do istnienia
nowych wielebnych matek.” Dokładała starań, aby w jej głosie nie można było
usłyszeć ani desperacji, ani nadziei.
Jedna
z czarodziejek podeszła do siostry Sabry i wymieniła z nią kilka słów w sprawie
związanej z programem hodowlanym, potem wróciła do swojej pracy, obdarzając
Valyę krótkim, ciekawym spojrzeniem. „Siostra Esther-Cano jest naszą najmłodszą
czarodziejką czystej krwi,” powiedziała Raquella, „Ma zaledwie trzydzieści lat.
Jednak następna w kolejności wieku jest już o ponad dziesięć lat starsza od
niej. Zdolności telepatyczne występują u córek czarodziejek coraz rzadziej.”
Sabra
kontynuowała, „Zapisy hodowlane szkoły obejmują informacje pochodzące od ludzi
z tysięcy planet. Nasza baza danych jest przeogromna, a celem jej istnienia –
jak już wiesz – jest optymalizacja ludzkości poprzez doskonalenie osobiste i
dobór selektywny. Dzięki komputerom możemy modelować interakcje DNA i
przewidywać możliwe krzyżówki dla niemal nieskończonej liczby linii krwi.”
Krótka
trwoga, jaka opanowała Valyę niemal automatycznie ustąpiła bardziej
intensywnemu zainteresowaniu. Rozejrzała się po pomieszczeniu i rzuciła
praktycznym tonem, „Jeśli Butlerianie kiedykolwiek się o tym dowiedzą, zmiotą
szkołę z powierzchni ziemi i wyrżną wszystkie siostry.”
„Tak
właśnie zrobią,” odpowiedziała Raquella. „Teraz rozumiesz, jak wielkim
zaufaniem cię obdarzyłyśmy.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz