Weronika

czwartek, 19 lipca 2012

Portret szpiega - rozdział 3


Rozdział 3
Ulica St. James, Londyn

Później, jednostka ds. zwalczania terroryzmu londyńskiej policji metropolitalnej spędzi wiele cennego czasu i wyleje wiele potu starając się zrekonstruować ruchy wykonane tego ranka przez niejakiego Gabriela Allona, legendarnego lecz krnąbrnego syna izraelskiego wywiadu, obecnie formalnie na emeryturze, pędzącego ciche dni w Zjednoczonym Królestwie. Na podstawie zeznań świadków z grona wścibskich sąsiadów wiadomo było, że wyruszył ze swojego domku w Kornwalii kilka minut po świcie i wsiadł do posiadanego przez siebie Range Rovera, w towarzystwie swojej pięknej, pochodzącej z Włoch żony, Chiary. Dzięki iście orwellowskiemu systemowi kamer monitoringu zainstalowanemu w Wielkiej Brytanii wiadomo także było, że para dotarła do centrum Londynu w czasie bliskim rekordowemu, oraz że – najwyraźniej z bezpośrednią boską pomocą – udało im się znaleźć całkiem legalne miejsce parkingowe na Piccadilly. Stamtąd udali się pieszo do Mason’s Yard, spokojnego kwadratowego placyku otoczonego sklepami przy ulicy St. James, gdzie stanęli u drzwi placówki o nazwie Isherwood Fine Arts. Zgodnie z nagraniem z kamery monitoringu zainstalowanej na placyku, zostali wpuszczeni do środka o godzinie 11:40 czasu londyńskiego, choć Maggie, wyposażona w przeciętne umiejętności zawodowe sekretarka pana Isherwooda, mylnie zapisała tę wizytę w kalendarzu jako przypadającą na 11:45.
Dostarczająca muzealnej jakości obrazy starych mistrzów włoskich i holenderskich od roku 1968 galeria sztuki zajmowała kiedyś wysoką grzędę przy wiecznie modnej New Bond Street w Mayfair. Do emigracji na wygnanie przy St. James zmusiły ją Hermès, Burberry i Cartier. Uchodząc przed tą inwazją galeria schroniła się w wyginającym się pod własnym ciężarem, trzypiętrowym magazynie, który dawniej stanowił własność firmy Fortnum & Mason. Przez kazirodczych i oszczerczych wieśniaków z St. James, galeria zawsze postrzegana jako niezły teatr – komedia i tragedia zarazem, wzbijająca się na niebotyczne szczyty i lądująca w bezdennych czeluściach, z nieodłącznym posmakiem spisków czających się tuż pod powierzchnią codziennej rutyny handlu sztuką. W znacznej mierze obraz taki był bezpośrednią konsekwencją osobowości jej właściciela. Na Julianie Isherwoodzie ciążyła klątwa o charakterze niemal zabójczym dla handlarza dziełami sztuki — wolał być posiadaczem, niż sprzedawcą. W rezultacie, znaczącą część spisu inwentarzowego firmy stanowił towar, który handlowcy pieszczotliwie nazywają martwym – obrazy, za które żaden kupiec nigdy nie zapłaci uczciwej ceny. Szeptano, że osobisty stan posiadania Isherwooda mógłby z powodzeniem stawać w szranki z aktywami brytyjskiej rodziny królewskiej. Nawet Gabriel, który od ponad trzydziestu lat zajmował się odnawianiem obrazów dla galerii, miał jedynie mętne pojęcie o rzeczywistej skali majątku Isherwooda.
Zastali go w gabinecie — wysoką, kruchą figurę opartą o blat biurka, na którym piętrzyły się stare katalogi i monografie. Miał na sobie szary garnitur w kredowo białe paski oraz lawendowy krawat, który dostał poprzedniego wieczora od osoby będącej najnowszym obiektem jego uczuć. Jak zwykle, wydawał się być lekko skacowany – był to wygląd nad którym pracował latami. Oczy miał ponuro utkwione w ekranie telewizora.
- Rozumiem, że znacie najświeższe wiadomości?
Gabriel przytaknął powoli. Wraz z Chiara wysłuchał pierwszych biuletynów radiowych, gdy przejeżdżali przez zachodnie przedmieścia Londynu. Obrazy wyświetlane na ekranie były nadzwyczaj podobne do tych, które uformowały się w pamięci Gabriela — zwłoki w plastikowych workach, zakrwawieni ocalali, gapie przyciskający dłonie do twarzy w wyrazie szoku i przerażenia. Ten obraz nigdy się nie zmieniał. I pewnie nie zmieni się także w przyszłości.
- W zeszłym tygodniu jadłem lunch z klientem u Fouqueta,- powiedział Isherwood, przeciągając dłonią po przydługich, posiwiałych włosach – Umówiliśmy się w dokładnie tym samym miejscu, w którym ten maniak dziś zdetonował bombę. A co by było, gdyby klient zaprosił mnie na ten lunch dziś? Mogłem tam—
Isherwood przerwał. Była to typowa reakcja po ataku, pomyślał Gabriel. Żywi zawsze poszukiwali jakiegoś związku – jakkolwiek wątłego – ze zmarłymi.
- Zamachowiec w Kopenhadze zabił dzieci, - powiedział Isherwood – Czy potrafisz mi wyjaśnić, jakiemu celowi może służyć mordowanie niewinnych dzieci?
- Strachowi – odpowiedział Gabriel. – Chcą, abyśmy się bali.
- Kiedy to się wreszcie skończy? – zapytał Isherwood kręcąc z niesmakiem głową – Kiedy, na Boga, skończy się to szaleństwo?
- Akurat ty nie powinieneś zadawać tego rodzaju pytań, Julian. - Gabriel ściszył głos i dodał – W końcu, obaj mamy w tej wojnie miejsca w pierwszym rzędzie i to od bardzo dawna.
Na twarzy Isherwooda pojawił się melancholijny uśmiech. Jego rdzennie angielskie nazwisko i brytyjski akcent skutecznie ukrywały fakt, że wcale nie był Anglikiem – przynajmniej z technicznego punktu widzenia. Miał co prawda obywatelstwo i paszport Zjednoczonego Królestwa, lecz z urodzenia był Niemcem, z wychowania Francuzem, a z wyznania Żydem. Jedynie garstka zaufanych przyjaciół wiedziała, że Isherwood trafił do Londynu jako dziecko-uchodźca, przerzucony przez pokryte śniegiem Pireneje przez pare baskijskich pasterzy. Oraz, że jego ojciec – szanowany marszand paryski Samuel Isakowitz, został zamordowany w obozie śmierci w Sobiborze wraz z matką Isherwooda. Choć Isherwood pilnie strzegł sekretów swojej przeszłości, historia jego dramatycznej ucieczki z okupowanej przez nazistów Europy dotarła do uszu izraelskich tajnych służb wywiadowczych. W połowie lat 1970-tych, podczas fali palestyńskich ataków terrorystycznych na żydowskie cele w Europie, został zwerbowany jako sayan, dobrowolny współpracownik. Isherwood otrzymał jedno, jedynie zadanie — pomoc w zbudowaniu i podtrzymaniu przykrywki operacyjnej renowatora sztuki i zabójcy o nazwisku Gabriel Allon.
- Pamiętaj tylko o jednym – powiedział Isherwood – teraz pracujesz dla mnie, nie dla nich. To już nie jest Twój problem, chłopie. Już nie. – Skierował pilota na telewizor i obraz masakry w Paryżu i Kopenhadze zniknął im z oczu, przynajmniej na chwilę. – Rzućmy okiem na coś pięknego, dobrze?
Ograniczona przestrzeń galerii zmusiła Isherwooda do pionowej organizacji jego królestwa — magazyny na parterze, biura na pierwszym piętrze, a na drugim wspaniała sala wystawiennicza wzorowana na słynnej galerii Paula Rosenberga w Paryżu, w której młody Julian spędzał wiele szczęśliwych godzin dzieciństwa. Gdy weszli do pomieszczenia, południowe słońce przelewało się przez umieszczony w dachy świetlik, oświetlając duży olejny obraz spoczywający na pokrytym suknem podwyższeniu. Obraz przedstawiał Madonnę z Dzieciątkiem w towarzystwie Marii Magdaleny, Grupa umieszczona była na tle wieczornego krajobrazu. Całość w dość oczywisty sposób wskazywała na szkołę wenecką. Chiara zdjęła skórzany płaszcz trzy czwarte i usiadła na muzealnej otomanie ustawionej na środku pomieszczenia. Gabriel stał na wprost płótna, z jedną dłonią podpierającą wąski podbródek i pochyloną lekko głową.
- Gdzie to znalazłeś?
- W wielkiej kupie wapienia na wybrzeżu Norfolk.
- Czy wapień ten ma właściciela?
- Nalega na zachowanie anonimowości. Wystarczy, że uchylę rąbka tajemnicy, iż właściciel jest potomkiem utytułowanej rodziny, posiadane przez niego dobra są ogromne, a zasoby gotówki kurczą się w zastraszającym tempie.
- Więc zwrócił się do Ciebie, abyś przyjął od niego kilka obrazów, dzięki czemu uchroni się od zatonięcia w długach przez kolejny rok.
- Przy tym tempie, w jakim przepuszcza posiadane zasoby, daję mu raczej jakieś dwa miesiące.
- Ile za to zapłaciłeś?
- Dwadzieścia tysięcy.
- Jakże szlachetnie z twojej strony, Julianie. - Gabriel spojrzał przelotnie na Isherwooda i dodał – Zakładam, że dla zmylenia śladów wziąłeś także kilka innych obrazów.
- Sześć bezwartościowych bohomazów – wyznał Isherwood. – Lecz jeśli przeczucie co do tego obrazu mnie nie myli, opłacało się zainwestować.
- Pochodzenie? – zapytał Gabriel.
- Został nabyty w Wenecji przez jednego z przodków właściciela, gdy ten odbywał swoją ‘podróż życia” na początku dziewiętnastego wieku. Od tego czasu obraz pozostawał własnością rodziny.
- Obecnie przypisywany?
- Pracowni Palmy Vecchio.
- Doprawdy? – sceptycznie zapytał Gabriel – Kto tak twierdzi?
- Włoski ekspert sztuki, który zaaranżował sprzedaż.
- Był ślepy?
- Tylko na jedno oko.
Gabriel uśmiechnął się. Wielu Włochów, którzy doradzali Brytyjczykom podczas ich podróży było szarlatanami, organizowali transakcje dotyczące bezwartościowych kopii jako oryginalnych dzieł mistrzów florenckich i weneckich. Od czasu do czasu mylili się także w drugą stronę. Isherwood podejrzewał, że obraz umieszczony na podwyższeniu mieścił się w tej ostatniej kategorii. Gabriel się z nim zgadzał. Przeciągnął końcem palca wskazującego po twarzy Magdaleny, usuwając brud gromadzący się tam od stuleci.
- Gdzie wisiał? W kopalni?
Przyjrzał się silnie przebarwionemu werniksowi. Wedle wszelkie prawdopodobieństwa, składał się on z mastyksu lub damary rozcieńczonych terpentyną. Usunięcie go będzie żmudnym procesem wymagającym zastosowania starannie dobranej mieszaniny acetonu, nowoczesnego rozpuszczalnika methyl proxitol oraz benzyny lakowej. Gabriel mógł sobie jedynie wyobrazić grozę, jaka czekała na niego po usunięciu starego werniksu: archipelagi pentimenti, pustynie pęknięć i ubytków powierzchni, połacie utraconej malatury ukryte przez wcześniejsze zabiegi konserwatorskie. Do tego dochodził także stan samego płótna, które z czasem dramatycznie obwisło. Lekarstwem było podklejenie, pełna niebezpieczeństw procedura obejmująca operowanie ciepłem, wilgocią i naciskiem. U każdego renowatora, który kiedykolwiek wykonywał podklejenie pozostawały blizny do końca życia. Gabriel zniszczył kiedyś dużą część obrazu pędzla Domenico Zampieri używając żelazka z uszkodzonym regulatorem temperatury. Całkowicie odrestaurowany obraz, choć w idealnym stanie dla oka amatora, stał się ostatecznie owocem wspólnych wysiłków Zampieriego i pracowni Gabriela Allona.
- Więc? – zapytał ponownie Isherwood. – Kto namalował to cholerstwo?
Gabriel wykonał teatralny popis pod tytułem „zastanowienie”. – Aby podjąć ostateczną decyzję będę potrzebował rentgena.
- Jeden z moich pracowników przyjdzie dziś po południu i zrobi zdjęcia. Ale obaj doskonale wiemy, że ich nie potrzebujesz, aby pokusić się o wstępną ocenę autorstwa. Jesteś taki sam, jak ja, chłopie. Od setek tysięcy lat kręcisz się przy obrazach. I oczy nigdy Cię nie mylą.
Gabriel wydobył małe szkło powiększające z kieszeniu marynarki i z jego pomocą przyjrzał się śladom pociągnięć pędzla. Pochylając się lekko naprzód wyczuwał znajomy kształt pistoletu Beretta 9mm, uciskającego jego lewe biodro. Na zakończenie współpracy z Brytyjskim wywiadem przy sabotażu irańskiego programu jądrowego, otrzymał pozwolenie na stałe noszenie broni w celu obrony własnej. Otrzymał także paszport Zjednoczonego Królestwa, z którego mógł korzystać w podróżach zagranicznych, pod warunkiem, że nie będzie go wykorzystywał do pracy dla swojego starego pracodawcy. Na to nie było szans. Bujna kariera Gabriela Allona była nieodwołalnie zakończona. Nie pełnił już roli izraelskiego anioła zemsty. Był renowatorem dzieł sztuki zatrudnionym przez firmę Isherwood Fine Arts, a Anglia była jego domem.
- Masz przeczucie – powiedział Isherwood. – widzę to w tych Twoich zielonych oczach.
- Mam – odpowiedział Gabriel, w dalszym ciągu zajmując się badaniem pociągnięć pędzla – ale najpierw chciałbym uzyskać niezależną opinię.
Przez ramię popatrzył na Chiarę. Bawiła się kosmykiem swoich niesfornych włosów, z lekko speszoną miną. W tej pozycji była uderzająco podobna do kobiety na obrazie. Nie było w tym nic dziwnego, pomyślał Gabriel. Jako potomkini Żydów wypędzonych z Hiszpanii w 1492 roku, Chiara zostałą wychowana w starożytnym getcie w Wenecji. Było całkiem niewykluczone, że jej antenatki pracowały jako modeli dla takich mistrzów jak Bellini, Veronese i Tintoretto.
- Co o tym myślisz? - zapytał.
Chiara zbliżyła się do Gabriela stając przed płótnem i kliknęła językiem oceniając z niesmakiem jego opłakany stan. Choć podczas studiów uniwersyteckich zajmowała się Cesarstwem Rzymskim, asystowała Gabrielowi przy wielu pracach konserwacyjnych, dzięki czemu stała się wyśmienitym historykiem sztuki.
- To doskonały przykład „świętej rozmowy”, czyli Sacra Conversazione, idyllicznej sceny obejmującej grupę postaci na tle estetycznie ujmującego krajobrazu. Każdy dureń wie, że Palmę Vecchio uznaje się za prekursora tej formy malarskiej.
- Co sądzisz o rozplanowaniu szkicu? – zapytał Isherwood, niczym prawnik naprowadzający świadka na poprawne zeznania.
- Cholernie dobre, jak na Palmę – odpowiedziała Chiara. – Jego paleta nie miała sobie równych, lecz nigdy nie był uważany za szczególnie utalentowanego szkicownika, nawet przez sobie współczesnych.
- A kobieta, która pozowała do postaci Madonny?
- Jeśli się nie mylę, a chyba się nie mylę, nazywała się Violante. Pojawiła się na wielu obrazach pędzla Palmy. Lecz w tym samym czasie pracował w Wenecji inny malarz, o którym mówiono, że także za nią przepada. Nazywał się—
- Tiziano Vecellio – dokończył jej myśl Isherwood – Lepiej znany światu jako Tycjan.
- Gratulacje, Julianie – powiedział Gabriel uśmiechając się. – Właśnie zgarnąłeś Tycjana za nędzne dwadzieścia tysięcy funtów. Teraz musisz tylko znaleźć renowatora zdolnego przywrócić temu obrazowi dawny blask.
- Ile? – zapytał Isherwood.
Gabriel skrzywił się. – To będzie wymagało mnóstwa pracy.
- Ile? – powtórzył Isherwood.
- Dwieście tysięcy.
- Mógłbym znaleźć kogoś za połowę tej sumy.
- To prawda. Ale obaj pamiętamy, co się stało ostatnim razem, kiedy zdecydowałeś się na oszczędności.
- Kiedy możesz zacząć?
- Muszę sprawdzić w kalendarzu, zanim będę mógł składać jakieś zobowiązania.
- Dam Ci sto tysięcy zaliczki.
- w takim wypadku, mogę zacząć niezwłocznie.
- Wyślę go do Kornwalii pojutrze, - powiedział Isherwood. – Pozostaje pytanie, kiedy dostanę go z powrotem?
Gabriel nie odpowiedział. Przez moment wpatrywał się w tarczę zegarka, jakby nie dowierzając, że wskazuje poprawną godzinę, a następnie zwrócił twarz ku świetlikowi w dachu.
Isherwood położył mu miękko dłoń na ramieniu. – To nie jest Twój problem, chłopie, - powiedział – Już nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz