Weronika

niedziela, 22 lipca 2012

Daniel Silva - Portret szpiega - rozdział 6


Rozdział 6
Covent Garden, Londyn

Była oczywiście jeszcze jedna możliwość – taka, że mężczyzna idący o kilka kroków przed nim nie miał nic pod płaszczem poza kilkoma dodatkowymi funtami nadwagi. Nieuchronnie, w pamięci Gabriela przebudziło się wspomnienie o przypadku Jean'a Charles'a de Menezes, elektryka brazylijskiego pochodzenia, który został śmiertelnie postrzelony przez brytyjskie służby policyjne na londyńskiej stacji metra Stockwell, w wyniku mylnej identyfikacji jako poszukiwanego bojownika islamskiego. Brytyjska prokuratura odmówiła wniesienia aktu oskarżenia wobec funkcjonariuszy zaangażowanych w śmiertelną pomyłkę. Decyzja ta wywołała oburzenie wśród aktywistów działających na rzecz praw człowieka oraz libertarian na całym świecie. Gabriel zdawał sobie sprawę, że w podobnych okolicznościach nie mógłby spodziewać się podobnej pobłażliwości. Oznaczało to, że zanim zacznie działać, musi być pewny. Co do jednego nie miał wątpliwości. Uważał, że zamachowiec, podobnie jak malarz, sygnuje swoje dzieło zanim naciśnie przycisk detonatora. Będzie chciał, aby jego ofiary zdały sobie sprawę, że ich nieuchronna śmierć nie jest bezcelowa, że staną się za chwilę ofiarą składaną w imię Allacha na ołtarzu świętego dżihadu.
Jednak tymczasem Gabriel nie miał innego wyboru. Mógł tylko śledzić mężczyznę i czekać. Powoli, ostrożnie skracał dystans, wprowadzając niewielkie poprawki swojego toru ruchu tak, aby zachować czyste pole ostrzału. Jego oczy utkwione były w dolnej części czaszki mężczyzny. Kilka centymetrów niżej znajdował się pień mózgu – organ zarządzający sterowaniem układów ruchowych i czuciowych całego ciała. Zniszczenie pnia mózgu kilkoma pociskami uniemożliwi zamachowcowi wciśnięcie przycisku detonatora. Chybienie tego celu może umożliwić męczennikowi zrealizowanie zadania w ostatnim, przedśmiertnym skurczu. Gabriel był jednym z niewielu ludzi na świecie, którzy rzeczywiście zabili terrorystę tuż przed tym, kiedy zamierzał on zaatakować. Miał świadomość, że różnica pomiędzy powodzeniem a porażką sprowadza się do ułamka sekundy. Sukces oznacza śmierć jednego człowieka. Porażka pociągnie za sobą śmierć wielu niewinnych osób, a być może także Gabriela.
Trup przeszedł przez przejście prowadzące na skwer. Teraz kłębił się tu znacznie większy tłum. Skrzypek grał suitę Bacha. Facet udający Jimmiego Hendrixa zmagał się z podłączoną do wzmacniacza gitarą elektryczną. Dobrze ubrany mężczyzna stojąc na drewnianej kratownicy krzyczał coś o Bogu i wojnie w Iraku. Trup kierował się bezpośrednio ku środkowi placyku, gdzie przedstawienie dawane przez komika sięgało nowych głębi demoralizacji, ku uciesze pokaźnego tłumku widzów. Wykorzystując techniki, jakich nauczył się w młodości, Gabriel wyciszył w swoim umyśle wszystkie dźwięki po kolei, poczynając od słabych akordów suity Bacha, a kończąc na bezwstydnym rżeniu tłumu. Spojrzał po raz ostatni na swój zegarek i czekał na chwilę, kiedy trup złoży swój podpis.
Była 14:36. Trup osiągnął zewnętrzną krawędź sporego zgromadzenia. Zatrzymał się na chwilkę, jakby szukając miejsca, w którym łatwiej będzie mu przecisnąć się ku przodowi, a potem ruszył rozpychając się pomiędzy dwiema zaskoczonymi kobietami. Gabriel wszedł w tłum w innym miejscu, o kilka jardów na prawo względem mężczyzny, przeciskając się niemal niezauważalnie pomiędzy członkami rodziny amerykańskich turystów. W większości miejsc ludzie tworzyli mocno ściśnięty, poczwórny szereg. To dla Gabriela stanowiło źródło jeszcze jednego dylematu. Idealną w takich okolicznościach amunicją byłyby pociski z wydrążonym czubkiem, powodujące znacznie większe uszkodzenia tkanek celu i znacząco ograniczające ryzyko przypadkowego zranienia osób stojących w pobliżu pociskiem przechodzącym na wylot. Lecz Beretta Gabriela była załadowana zwykłymi 9-milimetrowymi pociskami typu Parabellum. W rezultacie, będzie musiał ustawić się w pozycji umożliwiającej strzał po trajektorii możliwie jak najbardziej skierowanej ku dołowi. W przeciwnym wypadku, starając się ocalić życie niewinnych mógł przypadkowo uśmiercić jednego z nich.
Trup przebił się przez poczwórną ścianę gapiów i teraz zmierzał bezpośrednio w stronę ulicznego komika. Jego oczy przybrały ten charakterystyczny wyraz zapatrzenia w wieczność. Usta poruszały się. Ostatnia modlitwa . . . Komik mylnie założył, że trup chce wziąć udział w przedstawieniu. Uśmiechając się, zrobił dwa kroki ku niemu, lecz zamarł w bezruchu widząc ręce wyłaniające się z kieszeni płaszcza. Lewa dłoń była lekko rozchylona. Prawa zaciśnięta w pięść, z kciukiem wygiętym pod kątem prostym. Jednak Gabriel w dalszym ciągu się wahał. A jeśli nie było tam detonatora? A jeśli spoczywał tam długopis, albo walcowata pomadka do ust? Musiał mieć pewność. Powiedz mi co zamierzasz, pomyślał. Złóż swój podpis.
Trup zwrócił się twarzą ku hali targowej. Klienci spoglądający w dół z balkonu pubu Punch and Judy zaśmieli się nerwowo, podobnie jak widzowie zebrani na skwerze. W zaciszu swojego umysłu, Gabriel wyciszył śmiech i zatrzymał obraz w stopklatce. Scena stała przed jego oczami niczym obraz pędzla Canaletta. Postacie zatrzymane w ruchu; tylko on , Gabriel, renowator, mógł się pomiędzy nimi poruszać. Prześliznął się przez pierwszy rząd widzów i skupił spojrzenie w punkcie u podstawy czaszki mężczyzny. Strzał skierowany w dół nie był możliwy. Lecz było inne możliwe rozwiązanie umożliwiające uniknięcia przypadkowych ofiar: strzał skierowany ku górze wyprowadziłby bezpiecznie pocisk Gabriela ponad głowami widzów, ku fasadzie najbliższego budynku. Wyobraził sobie sekwencje ruchów – wyciągnięcie broni, podparcie dłoni trzymającej broń, przyklęk, strzał, zmiana pozycji – i czekał, by trup złożył swój podpis.
Ciszę panującą w głowie Gabriela przerwał pijany krzyk dochodzący z balkonu Punch and Judy — polecenie, aby męczennik zjeżdżał stamtąd i nie przerywał przedstawienia. Trup odpowiedział unosząc oba ramiona ponad głowę, niczym długodystansowiec przerywający taśmę mety. Na wewnętrznej stronie jego prawego nadgarstka widoczny był cienki przewód prowadzący od detonatora do ładunku. Gabriel nie potrzebował więcej dowodów. Sięgnął do marynarki i chwycił kolbę Beretty. Następnie, kiedy trup wykrzykiwał swoje „Allahu Akbar,” Gabriel opadł na jedno kolano i wycelował broń. Zadziwiająco, strzał był czysty, bez ryzyka postronnych ofiar. Lecz w chwili, kiedy Gabriel miał nacisnąć spust, dwie silne ręce pociągnęły pistolet ku dołowi, i masa dwóch mężczyzn pociągnęła go ku dołowi, na bruk placyku.
W chwili, w której uderzył o ziemie usłyszał dźwięk grzmotu i poczuł falę przetaczającą się nad nim. Przez kilka sekund Gabriel nie słyszał niczego innego. Potem rozległ się krzyk, pojedynczy wrzask, a potem aria lamentów. Gabriel uniósł głowę i zobaczył scenę rodem z koszmarów sennych. Strzępy ciał i krew. To był Bagdad nad Tamizą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz