Weronika

środa, 27 czerwca 2012

Zgromadzenie żeńskie z Diuny - rozdział 21


Życie! Gdybyśmy tylko mogli raz jeszcze powrócić we własną przeszłość i dokonać mądrzejszych wyborów.
- anonimowy lament

Przy tych sporadycznych okazjach, kiedy Raquella Berto-Anirul odwiedzała Salusę Sekundusa, pogoda zawsze była wyśmienita – czyste niebo, ciepłe dni ożywanie delikatną bryzą poruszającą kolorowe flagi Ligi Landsraadu oraz złote godła Korrinów, przedstawiające lwa. Dzięki stłoczonym w niej wielu wspomnieniom z przeszłych żywotów mogła przypomnieć sobie wygląd tej planety na przestrzeni wielu stuleci – prawdziwy klejnot pośród wszystkich zamieszkałych przez ludzkość światów.
                Jednak tego popołudnia, gdy Raquella wraz z towarzyszącą jej delegacją sióstr przybyły na stołeczną planetę, niebo miało kolor ołowiu a powietrze było nieruchome, niczym wstrzymany oddech. Różnobarwne flagi zwisały martwo na masztach. Zimia okryła się ciężkim całunem, jakby wiedziała, że Raquella przybyła tu, aby zabrać ze sobą Annę Korrino.
                Chciała zaimponować Cesarzowi Salwadorowi profesjonalizmem sióstr, aby utwierdzić go w przekonaniu, że jego decyzja wysłania siostry na Rossaka była decyzją dobrą. Zgodnie z ustalonym planem Raquella wraz z siostrami powinny były wylądować na planecie poprzedniego wieczora, lecz opóźnienie zaginającego przestrzeń statku VenHold spowodowało, że przybyły dopiero teraz. Przez to wszystko grupa kobiet była już bardzo spóźniona na audiencję w pałacu cesarskim. Nieszczególnie fortunny początek, pomyślała.
                Wynajęty pojazd naziemny zatrzymał się na podjeździe przepysznego pałacu Korrinów, jakby Wielebna Matka Raquella, siostra Valya i dwie inne siostry były gośćmi na wystawnym przyjęciu. Dwóch lokajów w liberiach otworzyło drzwiczki pojazdu i pomogło Raquelli wysiąć, traktując ją jaby była kruchą lalką. Pozwoliła im poczuć się użytecznymi, choć w dalszym ciągu była w pełni sprawna i żadna pomoc nie była jej potrzebna.
                Gdy Valya Harkonnen wysiadła z pojazdu, rozejrzała się, i zanim przypomniała sobie o konieczności trzymania własnych emocji na wodzy, na jej twarzy odbiło się uczucie oszołomienia wspaniałością stolicy. Lokaje pośpieszyli do kolejnego podjeżdżającego pojazdu, na którym powiewały proporczyki któregoś ze światów, by powitać przybywającego ambasadora czy przedstawiciela, i nie zwracali już uwagi na kobiety z Rossaka. Nikt nie zwrócił szczególnej uwagi na ich przybycie.
                Kierując się ku pałacowi, Raquella i jej towarzyszki utonęły w płynącym tłumie dygnitarzy, biurokratów i przedstawicieli, wlewającym się i wylewającym z gigantycznej budowli. Nie tracąc pewności siebie, przedstawiła się umundurowanej eskorcie, oczekującej u podnóża długiej kaskady stopni wiodącej do skrytego pod łukiem głównego wejścia. „Jestem Wielebna Matka Raquella Berto-Anirul, ze szkoły zgromadzenia żeńskiego na Rossaku. Wraz z towarzyszkami przybywamy na prośbę Cesarza, aby spotkać się z księżniczką Anną Korrino.”
                Nie objawiając żadnego zdziwienia, jakby siostry oznajmiły ledwie dostawę zakupów z pobliskiego sklepu, jeden z mężczyzn poprowadził je pozornie niekończącą się estakadą białych, marmurowych schodów.
                Przy wejściu do pałacu na ich spotkanie wybiegła smukła siostra Dorotea. Wyglądała jakby z pośpiechu brakowało jej tchu. Dołączyło do nich pięć innych sióstr – absolwentek, które służyły na dworze cesarskim. Wszystkie ukłoniły się z szacunkiem Wielebnej Matce; nawet siostra Perianna, przydzielona w charakterze osobistej sekretarki żony Rodericka Korrino, porzuciła swoje obowiązki, aby powitać gości.
                Dorotea poleciła pałacowej eskorcie oddalić się i poprowadziła Raquellę i resztę kobiet przez rozbrzmiewające echem, sklepione przedsionki. „Proszę mi wybaczyć brak bardziej zorganizowanego powitania, Wielebna Matko. Nie byłyśmy pewne godziny Twojego przybycia.”
                „Dobrodziejstwa podróży kosmicznych,” powiedziała Raquella dając do zrozumienia, że nic się nie stało. „Flota kosmiczna VenHold jest dość rzetelna, lecz na to opóźnienie nie mogłyśmy nic poradzić. Mam nadzieję, że Cesarz Salwador nie jest z tego powodu na nas zagniewany.”
                „Przełożyłam spotkanie w jego kalendarzu,” odpowiedziała Dorotea. Kobietę wychowały członkinie Zgromadzenia żeńskiego i nie przypuszczała nawet, że jest w rzeczywistości wnuczką Raquelli. „Nie zauważy różnicy, a Annie nie spieszy się do wyjazdu.”
                Raquella dopuściła, aby ciepłe poczucie dumy wkradło się w ton jej głosu. „Zawsze byłaś jedną z moich najbardziej kompetentnych sióstr. Z podziwem patrzę na Twoje dokonania tu, w pałacu.” Zawiesiła głos. „Mam wrażenie, że wybór szkoły dla Anny Korrino odbył się pod Twoim wpływem?”
                „Być może odbył się zgodnie z moją sugestią.” Dorotea skłoniła się lekko. „Dziękuję, że zechciałaś osobiście przybyć, aby przyjąć księżniczkę do grona akolitek. Ten gest wiele znaczy dla jej rodziny.”
                „To ogromny zaszczyt, że Cesarz zdecydował się powierzyć ją naszej opiece. Wybór nowych szkół zakładanych w całym cesarstwie jest tak bogaty.”
                Dorotea poprowadziła gości przez meandry pałacowych korytarzy. „Wraz z siostrami dowiodłyśmy naszej wartości i dałyśmy dobry przykład. Mając na względzie skłonność Anny do podejmowania niedojrzałych decyzji, Cesarz chce, aby księżniczka otrzymała wykształcenie takie, jak nasze.: Spojrzała bezpośrednio na Valyę, oceniając ją. „Czytałam raporty. To ty przejęłaś moje obowiązki jako asystentka siostry Karee Marques przy badaniach farmaceutycznych?”
                „Tak. Mamy przed sobą jeszcze wiele pracy.” Skłoniła się, ale z najwyższą trudnością ukryła swoje podekscytowanie. „Teraz, jestem wdzięczna za możliwość zobaczenia cesarskiej stolicy na własne oczy.”
                Dorotea obdarzyła ją chłodnym uśmiechem. „Czyli mamy ze sobą wiele wspólnego.”
                Raquella przerwała im rozmowę. „Ufam siostrze Valyi. Wiele razy dowiodła swojej wartości. Teraz dodałam do jej listy obowiązków zaprzyjaźnienie się z Anną Korrino.”
                Oczy Valyi błyszczały podnieceniem z powodu wizyty na Salusie Sekundusie, co kazało się Raquelli zastanowić nad priorytetami tej dziewczyny. Nie dała się zwieść pokorze brzmiącej w głosie Valyi, gdy ta powiedziała, „Postaram się ułatwić jej trudne początki w Zgromadzeniu.”
                „Jesteście w tym samym wieku, więc może nie będzie to zbyt trudne.” Dorotea także okazała sceptycyzm, być może dlatego, że postrzegała Valyę jako osobistą rywalkę. „Jednakże Cesarz zwrócił się do mnie, abym towarzyszyła jego siostrze, aby miała przy sobie kogoś znajomego, kiedy znajdzie się na zupełnie obcym jej świecie. Z polecenia Cesarza moja praca na Salusie Sekundusie została zakończona, więc wracam na Rossaka.”
                Choć Raquella wolałaby pozostawić Doroteę na jej dotychczasowym miejscu, nie mogła przeciwstawiać się życzeniom Cesarza. „Bardzo dobrze, powrócisz do pracy z siostrą Karee, a siostrze Valyi znajdę inne zajęcie. Z przykrością tracę w twojej osobie naszą przedstawicielkę na dworze cesarskim, lecz na szczęście mamy tu cztery inne siostry.” W umyśle Raquelli głosy szeptały z podnieceniem, wskazując że szkolenie niewielu sióstr jest równie zaawansowane jak Dorotei. I niewiele jest w równym stopniu gotowych do transformacji. Być może będzie następną… Moja własna wnuczka! Lecz wszystkie siostry muszą pozostawać równe, a więzy rodzinne muszą pozostać ukryte.
                Krótko po urodzeniu Dorotei, córka Raquelli, Arlett, odmówiła oddania dziecka, upierając się, że sama wychowa córkę, opuści Zgromadzenie i postara się odnaleźć ojca dziecka. Widząc taką słabość swojej córki Raquella podjęła ważną decyzję, popartą przez wszystkie inne głosy i obecności z jej przeszłości zamknięte w jej umyśle.
                Wielebna Matka poszła do żłobka, w którym noworodki leżały w swoich kołyskach. Bez namysłu Raquella zdjęła dzieciom wszelkie identyfikatory i pozamieniała niemowlęta miejscami. Następnie wysłała wszystkie matki tych dzieci poza Rossaka, nakazując im rozgłaszać informacje o szkole Zgromadzenia w całym Imperium.
                Od tego dnia, Raquella wcieliła w życie zasadę, że żadna córka urodzona przez lojalną siostrę i wychowywana na Rossaku nie będzie znała swoich rodziców. Każde dziecko będzie wkraczało w życie jako pusta tabliczka, nie zasługując na żadne preferencyjne traktowanie ze względu na swoje pochodzenie.
                Gdy Dorotea była wystarczająco dorosła, Raquella wysłała ją na misje na Lampadas, gdzie mogła spokojnie pracować pośród Butlerian, obserwując i analizując ich. Zgodnie z zamysłem Wielebnej Matki miało to być unikalne doświadczenie treningowe – zanurzenie w ekstremistycznym środowisku, które miało pokazać jej wnuczce, w jaki sposób stawiając ludziom określony cel do osiągnięcia można zmusić ich do wysoce nielogicznych działań i przekonań. Oparta o taki właśnie kamień węgielny, Dorotea została następnie przeniesiona na Salusę Sekundusa, gdzie wypracowała sobie pozycję na dworze cesarskim. Teraz, po upływie długich lat wypełnionych wypełnianiem kolejnych zadań, Dorotea wróci wreszcie do domu. Raquella nie mogłaby się do tego głośno przyznać, ale cieszyła się, że będzie miała Doroteę blisko siebie.
                Valya odezwała się szybko, „Wielebna Matko, jeśli siostra Dorotea opuszcza dwór cesarski, czy zezwolisz mi pozostać na Salusie? Z radością stawiłabym czoło takiemu wyzwaniu…”
                „Nie.” Raquella nie musiała zastanawiać się nad tą decyzją. Nie tylko potrzebowała pomocy Valyi przy skomputeryzowanych zapisach genetycznych, lecz także zdawała sobie doskonale sprawę z wrzących w młodej kobiecie ambicji przywrócenia dobrego imienia jej rodowi. „Jeśli kiedykolwiek zostaniesz wysłana na Salusę, Twoim zadaniem będzie dążenie do realizacji naszych celów, nie Twoich własnych. Nie zapominaj, że teraz jesteś w zakonie, co wiąże się z odpowiedzialnością wobec reszty z nas. Teraz Twoją jedyną rodziną jest Zgromadzenie.”
                Valya skłoniła się ze skruchą. „Tak, Wielebna Matko. Zgromadzenie żeńskie jest rodziną inną niż wszystkie. Być może kiedyś, gdy uznasz mnie za godną tego zaszczytu, wyślesz mnie gdzieś w charakterze misjonarki? Doceniam awans, jakim mnie obdarzyłaś, lecz wolałabym nie pozostać do końca życia na Rossaku.”
                „Cierpliwość jest cnotą, Siostro."
                Dorotea gestem zaprosiła pozostałe kobiety, aby poszły za nią. „Pozwólcie, zorganizuję spotkanie z Anną Korrino.”
                Pięć pozostałych sióstr wykonujących swoją pracę przy dworze pożegnało się krótko, i powróciło do swoich zajęć w pałacu. Z delikatnym poszmerem kroków Dorotea poprowadziła Wielebną Matkę i jej świtę przez labirynt sklepionych sal ku mniej zatłoczonemu skrzydłu budynku, w którym znajdowały się liczne biura, sale posiedzeń i pomieszczenia biblioteczne.
                Dorotea zatrzymała się przed drzwiami prowadzącymi do dużej Sali, następnie wprowadziła cztery siostry do niewielkiej komnaty recepcyjnej, gdzie drobna Anna Korrino czekała na nie z nadąsaną miną. Wewnątrz, przy samych drzwiach stał strażnik pałacowy o surowym wyglądzie, pilnując, aby księżniczka nie opuściła pomieszczenia. Choć Raquella nigdy wcześniej nie spotkała siostry Cesarza, widoczne na twarzy dziewczyny cechy rodziny Korrinów nie dopuszczały pomyłki.
                Anna odezwała się powściągliwie, nie ukrywając pogardy w tonie głosu. „Gdy nie przybyłyście wczoraj wieczorem, miałam nadzieję, że mój brat zmienił zdanie, a jednak zjawiłyście się.”
                Lecz Raquella usłyszała w jej głosie także lęk. Starając się okazać współczucie, powiedziała, "Nie chciałyśmy narazić Cię na stres. Zaginacz przestrzeni był opóźniony.” Ujęła jedną dłoń dziewczyny w swoje dłonie. „Być może będziesz musiała odrobinę zmienić styl życia, do którego przywykłaś tutaj, w cesarskim pałacu, ale spodoba Ci się w Zgromadzeniu.”
                „Wątpię,” odpowiedziała.
                Valya podeszła do niej z uśmiechem, zachowując się całkiem odmiennie niż kilka minut temu. "A ja nie mam wątpliwości. Będę twoją przyjaciółką, Anno. Siostro Anno. Będziemy najlepszymi przyjaciółkami."
                Widząc kogoś w jej wieku, księżniczka pojaśniała, a jej emocje odrobinę się zmieniły. „Być może tak będzie najlepiej. Bez Hirondo nie chcę już tu dłużej być.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz