Kochani,
Na wstępie serdecznie przepraszam, że w sprawie tak całkowicie niezwiązanej z tematyką tego bloga się wypowiadam, ale nie zdzierżyłem.
Poniższe nie ma nic wspólnego z nagraniami książek. W tym miejscu możesz przestać czytać.
.............................................................
Mam iść na referendum. Tak mówią. Organizują to referendum, abym mógł się, jako obywatel, wypowiedzieć w sprawach mających dla mnie znaczenie.
OK
Więc dlaczego traktują mnie jak idiotę?
Spośród trzech zadanych pytań, dwa w ogóle nie mają prawa bytu. O ile pytanie o JOWy (Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej?) jest pytaniem zasadnym (bo każdy Polak mógłby sobie przynajmniej zadać trud, aby wyrobić sobie na ten temat zdanie, niekoniecznie opierając się na jednym tylko źródle wiedzy), o tyle dwa pozostałe pytania: o finansowanie partii politycznych, i o rozstrzyganie wątpliwości co do wykładni prawa podatkowego, urągają, pierwsze logice, a drugie przyzwoitości.
Pan Prezydent zdecydował, że należy mnie zapytać o to, czy "Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa?" Mogę odpowiedzieć "tak" - co będzie oznaczało, że finansowanie z budżetu państwa nie ulegnie zmianie. (Bez absolutnie żadnego zająknięcia się na temat innych źródeł finansowania). Mogę odpowiedzieć "nie" - co będzie oznaczało, że na podstawie mojej odpowiedzi można argumentować za absolutnie wszystkim: od 1000% zwiększenia finansowania przez państwo, po całkowitą tego finansowania likwidację, od opcji finansowania w zależności od liczby członków, poprzez finansowanie w zależności od liczby posłów, po finansowanie w zależności od liczby lajków na FB. Czy tylko mnie uczyli w szkole, że jeśli pytanie zamknięte, na które udziela się odpowiedzi "Tak" lub "Nie", ma mieć sens, musi ono określać jasną alternatywę, wybór pomiędzy dwiema i tylko dwiema opcjami? A w tym wypadku ustawodawca, opierając się na mojej odpowiedzi T/N może tak naprawdę zrobić, co mu się żywnie podoba, a potem śmiejąc mi się w twarz stwierdzić: "sam tak wybrałeś". Przychodzi mi na myśl analogia (kulawa, jak każda analogia): zgłaszam się z bolącym kolanem do lekarza, który pyta mnie: leczymy, czy nie? Odpowiedź nie, wyprowadza mnie za drzwi gabinetu i wszystko jest jasne. Odpowiedź "tak" kieruje mnie do szpitalnego łóżka. Dobę później mogę się obudzić z a) tabletką przeciwbólową w brzuchu, b) zastrzykiem ze sterydu w kolano, c) uciętą nogą. I w każdym przypadku lekarz może powiedzieć: zgodziłeś się.
I żenujące pytanie o to, "Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika?". Dlaczego żenujące? Bo od czasów rzymskich w cywilizowanych systemach prawnych istnieje zasada "in dubio pro reo", czyli, że jeśli w procesie dowodowym nie da się rozstrzygnąć wątpliwości, to MUSI być ona rozstrzygana na korzyść oskarżonego. Pan Prezydent zachciał mi więc zadać pytanie, czy chcę wreszcie dołączyć w zakresie prawa podatkowego do cywilizacji rzymskiej. A najgorsze jest to, że w referendum odpowiedzi ironiczne nie są rozpoznawane. A tak strasznie chciałbym na to ostatnie pytanie odpowiedzieć: Nie, Panie Prezydencie. Chcę, aby w przypadku wątpliwości podatnik zakuwany był w dyby i ustawiany na głównym placu swojego miasta, a urzędnicy US obrzucali go zgniłymi pomidorami zakupionymi specjalnie w tym celu drogą przetargu publicznego.
Natomiast nikt jakoś nie chce mnie pytać o to, czy jestem za wprowadzeniem osobistej odpowiedzialności urzędników za podjęte decyzje administracyjne. A to pytanie proste, logiczne, i każda z odpowiedzi prowadzi do jasnych konsekwencji.
Chociaż. To i tak bez znaczenia. Niezależnie od frekwencji i rozkładu głosów referendum nikogo nie zmusza do podjęcia jakichkolwiek działań. Może dlatego można zadawać dowolne pytania. A ponieważ mamy teraz modę na dodawanie pytań do referendum, to mam także swoją propozycję: Czy chcesz, żeby wróbelki miały jedną nóżkę bardziej?
Na wstępie serdecznie przepraszam, że w sprawie tak całkowicie niezwiązanej z tematyką tego bloga się wypowiadam, ale nie zdzierżyłem.
Poniższe nie ma nic wspólnego z nagraniami książek. W tym miejscu możesz przestać czytać.
.............................................................
Mam iść na referendum. Tak mówią. Organizują to referendum, abym mógł się, jako obywatel, wypowiedzieć w sprawach mających dla mnie znaczenie.
OK
Więc dlaczego traktują mnie jak idiotę?
Spośród trzech zadanych pytań, dwa w ogóle nie mają prawa bytu. O ile pytanie o JOWy (Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej?) jest pytaniem zasadnym (bo każdy Polak mógłby sobie przynajmniej zadać trud, aby wyrobić sobie na ten temat zdanie, niekoniecznie opierając się na jednym tylko źródle wiedzy), o tyle dwa pozostałe pytania: o finansowanie partii politycznych, i o rozstrzyganie wątpliwości co do wykładni prawa podatkowego, urągają, pierwsze logice, a drugie przyzwoitości.
Pan Prezydent zdecydował, że należy mnie zapytać o to, czy "Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa?" Mogę odpowiedzieć "tak" - co będzie oznaczało, że finansowanie z budżetu państwa nie ulegnie zmianie. (Bez absolutnie żadnego zająknięcia się na temat innych źródeł finansowania). Mogę odpowiedzieć "nie" - co będzie oznaczało, że na podstawie mojej odpowiedzi można argumentować za absolutnie wszystkim: od 1000% zwiększenia finansowania przez państwo, po całkowitą tego finansowania likwidację, od opcji finansowania w zależności od liczby członków, poprzez finansowanie w zależności od liczby posłów, po finansowanie w zależności od liczby lajków na FB. Czy tylko mnie uczyli w szkole, że jeśli pytanie zamknięte, na które udziela się odpowiedzi "Tak" lub "Nie", ma mieć sens, musi ono określać jasną alternatywę, wybór pomiędzy dwiema i tylko dwiema opcjami? A w tym wypadku ustawodawca, opierając się na mojej odpowiedzi T/N może tak naprawdę zrobić, co mu się żywnie podoba, a potem śmiejąc mi się w twarz stwierdzić: "sam tak wybrałeś". Przychodzi mi na myśl analogia (kulawa, jak każda analogia): zgłaszam się z bolącym kolanem do lekarza, który pyta mnie: leczymy, czy nie? Odpowiedź nie, wyprowadza mnie za drzwi gabinetu i wszystko jest jasne. Odpowiedź "tak" kieruje mnie do szpitalnego łóżka. Dobę później mogę się obudzić z a) tabletką przeciwbólową w brzuchu, b) zastrzykiem ze sterydu w kolano, c) uciętą nogą. I w każdym przypadku lekarz może powiedzieć: zgodziłeś się.
I żenujące pytanie o to, "Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika?". Dlaczego żenujące? Bo od czasów rzymskich w cywilizowanych systemach prawnych istnieje zasada "in dubio pro reo", czyli, że jeśli w procesie dowodowym nie da się rozstrzygnąć wątpliwości, to MUSI być ona rozstrzygana na korzyść oskarżonego. Pan Prezydent zachciał mi więc zadać pytanie, czy chcę wreszcie dołączyć w zakresie prawa podatkowego do cywilizacji rzymskiej. A najgorsze jest to, że w referendum odpowiedzi ironiczne nie są rozpoznawane. A tak strasznie chciałbym na to ostatnie pytanie odpowiedzieć: Nie, Panie Prezydencie. Chcę, aby w przypadku wątpliwości podatnik zakuwany był w dyby i ustawiany na głównym placu swojego miasta, a urzędnicy US obrzucali go zgniłymi pomidorami zakupionymi specjalnie w tym celu drogą przetargu publicznego.
Natomiast nikt jakoś nie chce mnie pytać o to, czy jestem za wprowadzeniem osobistej odpowiedzialności urzędników za podjęte decyzje administracyjne. A to pytanie proste, logiczne, i każda z odpowiedzi prowadzi do jasnych konsekwencji.
Chociaż. To i tak bez znaczenia. Niezależnie od frekwencji i rozkładu głosów referendum nikogo nie zmusza do podjęcia jakichkolwiek działań. Może dlatego można zadawać dowolne pytania. A ponieważ mamy teraz modę na dodawanie pytań do referendum, to mam także swoją propozycję: Czy chcesz, żeby wróbelki miały jedną nóżkę bardziej?
100% Się z Tobą Mako zgadzam!!! Bardzo dobrze to obrazuje podziemnatv gdzie dokładnie Pan Konrad mówi to co Ty Mako... https://www.youtube.com/watch?v=ER746tPWgMs ukazując wszystkie niedorzeczności w naszym Państwie... jak i to w jaki sposób jesteśmy robieni na co dzień w konia przez elity rządzące... - smutne jest to że żeby godnie żyć musiałem wyjechać za granicę, bo tutaj w UK życie jest bardzo łatwe i przyjemne...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Myślę, że nie jesteśmy (Polska) jakimś ewenementem. Pewnie gdzie indziej bywa lepiej, a gdzie indziej gorzej.
UsuńWszystko zależy od poziomu zainteresowania.
Chleba i igrzysk. Niedługo chleba zabraknie, ale już igrzyska rosną! Najgorsze jest to, że ten tzw. naród tego oczekuje...
OdpowiedzUsuńPiszę to z punktu widzenia osoby, która w tym roku opuszcza na stałe ten dziwny kraj...
Dlatego też daleko mi od bycia fanem demokracji w obecnej formie, może nawet w żadnej. Albo nie pójdę wcale na to "referendum", albo dopisze sobie własne pytania i oddam też nieważny głos. Mnie też ostro wku.....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam