Czyli, ekhem, proszę o uwagę.
Narobiło się, jak się narobiło. Mam wrażenie, że w tłumaczenie, co kto miał lub nie miał na myśli, co było, a co nie było intencją, kto ma znajomych, ilu i jak ich traktuje, kogo należy rozstrzelać, a kogo uwielbiać, jest bezcelowe. Bo w końcu miało być zabawnie, a zrobiło się dydaktycznie.
Ograniczając się do suchych faktów: miłośnik(śnicy) Kinga pobili się na serio z miłośnikiem(ami) Dicka i po pewnym okresie walki utajonej, która mogła jeszcze sprawiać wrażenie świadomych wyborów, doszło do ataku frontalnego i na flanki wroga. Zwycięstwo okazało się zbyt miażdżące, i zamieniło się paradoksalnie w klęskę.
Na tym tle (nota bene, w najśmielszych snach nie przypuszczałem, że pytanie o preferowaną książkę może rozpalić takie namiętności) cicho i spokojnie, ale - wedle wszelkich dostępnych mi znaków zauważonych na niebie i ziemi (a także na śniegu i w błocie) - zgodnie z zasadami zdrowego rozsądku, ku górze pięła się propozycja "Dziewięciu książąt Amberu" Rogera Zelaznego. A ponieważ, jak ktoś słusznie zauważył, to mój blog i moje zasady, właśnie tę pozycję, z pewną goryczą, ogłaszam zwycięzcą konkursu jubileuszowego.
Aha. I żeby nie było żadnych niedomówień i nieporozumień na ten temat - cała zabawa nie miała na celu wskazania, która książka jest najlepsza. I proszę mojej decyzji nie przyjąć w kategoriach: "zniechęciliście mnie do prozy Dicka lub Kinga". "Trzy stygmaty..." uważam za książkę wybitną, i być może do niej sięgnę. Kinga (poza Smętarzem dla zwierzaków) właściwie nie czytałem i albo nadrobię tę zaległość, albo nie. Z pewnością Stalowy szczur jest tematem do zastanowienia, a co do Sheckleya, to nie mogę wyjść ze zdziwienia, że zyskał w waszych oczach tak małe poparcie.
I jeszcze jedno. Na następny jubileusz poproszę tort bezglutenowy i bezmleczny. I żadnych ankiet więcej nie będzie.
Narobiło się, jak się narobiło. Mam wrażenie, że w tłumaczenie, co kto miał lub nie miał na myśli, co było, a co nie było intencją, kto ma znajomych, ilu i jak ich traktuje, kogo należy rozstrzelać, a kogo uwielbiać, jest bezcelowe. Bo w końcu miało być zabawnie, a zrobiło się dydaktycznie.
Ograniczając się do suchych faktów: miłośnik(śnicy) Kinga pobili się na serio z miłośnikiem(ami) Dicka i po pewnym okresie walki utajonej, która mogła jeszcze sprawiać wrażenie świadomych wyborów, doszło do ataku frontalnego i na flanki wroga. Zwycięstwo okazało się zbyt miażdżące, i zamieniło się paradoksalnie w klęskę.
Na tym tle (nota bene, w najśmielszych snach nie przypuszczałem, że pytanie o preferowaną książkę może rozpalić takie namiętności) cicho i spokojnie, ale - wedle wszelkich dostępnych mi znaków zauważonych na niebie i ziemi (a także na śniegu i w błocie) - zgodnie z zasadami zdrowego rozsądku, ku górze pięła się propozycja "Dziewięciu książąt Amberu" Rogera Zelaznego. A ponieważ, jak ktoś słusznie zauważył, to mój blog i moje zasady, właśnie tę pozycję, z pewną goryczą, ogłaszam zwycięzcą konkursu jubileuszowego.
Aha. I żeby nie było żadnych niedomówień i nieporozumień na ten temat - cała zabawa nie miała na celu wskazania, która książka jest najlepsza. I proszę mojej decyzji nie przyjąć w kategoriach: "zniechęciliście mnie do prozy Dicka lub Kinga". "Trzy stygmaty..." uważam za książkę wybitną, i być może do niej sięgnę. Kinga (poza Smętarzem dla zwierzaków) właściwie nie czytałem i albo nadrobię tę zaległość, albo nie. Z pewnością Stalowy szczur jest tematem do zastanowienia, a co do Sheckleya, to nie mogę wyjść ze zdziwienia, że zyskał w waszych oczach tak małe poparcie.
I jeszcze jedno. Na następny jubileusz poproszę tort bezglutenowy i bezmleczny. I żadnych ankiet więcej nie będzie.
Mako pamiętaj jedną starą zasadę "każdy dobry uczynek zostanie przykładnie ukarany" ;)
OdpowiedzUsuńTrochę ochłonąłem po przeczytaniu komentarzy pod poprzednim wpisem, bo pierwotnie chciałem kogoś zwyzywać a baran miało być najłagodniejszym słowem.
Uważam, że sam powinieneś wybierać co nagrywasz w końcu to Tobie ma to sprawiać przyjemność a my twoi znajomi korzystamy na tym niejako przy okazji.
Mam też takie małe być może uszczypliwe przemyślenia. Jeśli jest zagorzała grupa miłośników P. K. Dicka (prawie pół tysiąca osób). To można zaryzykować stwierdzenie, że zapewne uda się wśród tej grupy znaleźć przynajmniej po jednej osobie:
- posiadającej mikrofon
- posiadającej książki Dicka
- umiejącej czytać
Więc może szanowny Anonimowy zamiast udawadniać jaki to Mako jest Be, skrzyknie te trzy osoby i doprowadzi do nagrania audiobooka którym podzieli się z innymi.
Chciałbym zwrócić uwagę, że zyskali by na tym wszyscy:
- miłośnicy Dicka (szczególnie ci którzy nie umieją czytać i uważają np, że Łowca robotów to dokładna adaptacja książki "Czy androidy śnią o elektrycznych owcach")
- osoby które nie są miłośnikami Dicka bo może pokochają tą wcale nie łatwą literaturę
- oraz sam Mako bo będzie miał świadomość, że ktoś wspiera go w jego działalności misyjnej w kraju gdzie w 2012 roku ponad 60% obywateli nie przeczytało ani jednej książki a powyżej 6 książek rocznie przeczytało tylko 11% (w roku 2013 to było chyba tylko 7% ale dokładnie nie pamiętam).
Tak więc Mako czytaj co chcesz i ile chcesz a malkontentami się nie przejmuj.
BARDZO DOBRE ROZWIĄZANIE DZIĘKI ZA TO CO ROBISZ
OdpowiedzUsuńBrak, słów, proszę się jednak nie przejmować za bardzo tym wydarzeniem. Niestety internet to takie medium w którym można częściej nawet niż na żywo spotkać osobników którzy nie rozumieją idei wymiany myśli, poglądów i za wszelką cenę starają się zakrzyczeć innych. Osobiście mocno cenie sobie Twoją prace Mako, dzięki za umożliwienie wyboru, nie wyszło ale być może będzie z tego jakaś nauka dla tych krzykaczy. Zaskakuj nad dalej swoimi wyborami książek!
OdpowiedzUsuńDoskonale, wielkie dzięki !!
OdpowiedzUsuńWybaczcie, więcej komentarzy w tym poście nie będzie. Niczyich.
OdpowiedzUsuń