Od jakiegoś czasu Piotr "wiercił mi dziurę w brzuchu" o nagranie powieści Stanisława Lema "Fiasko". Lem jest dość chętnie nagrywany przez oficjalne wydawnictwa - zdziwiłem się więc, że czegoś (przynajmniej z zakresu pozycji beletrystycznych tego autora) brakuje.
Lema czytałem bardzo chętnie jakieś 20 lat temu. Muszę przyznać, że jego "Summa technologiae" była swojego czasu pozycją dla mnie ważną. Ale przyznaję się bez bicia, że "Fiaska" nie znałem. Teraz więc je poznaję..., i chyba będę musiał odkurzyć starą kolekcję Wydawnictwa Literackiego, żeby sprawdzić, czy mnie pamięć myli, czy też "Fiasko" napisał Lem innym językiem niż zwykle.
W czasie nagrania borykam się bowiem z dość nietypową składnią i celowym udziwnianiem zdań. "Nie co dzień dławi się rakiecie podczas lądowania ciąg.", "Toż pan jest pilotem?", "Każda forma i rzecz tłumaczy się tam czyjąś korzyścią, to zaś, co takiej korzyści jawnie wyzbyte, jak lodowce Antarktydy czy łańcuchy górskie, stanowi enklawę pustynną, wyjątek z reguły, dziki choć może urodziwy nieużytek, ale nie na pewno, gdyż człowiek, wziąwszy się do obracania biegu rzek, by użyźnić bezwodną suszę, albo ocieplając bieguny, za poprawę jednych obszarów płacił stepowieniem innych i naruszał tym samym klimatyczną równowagę
biosfery, wyregulowaną przez ewolucyjny mozół życia z pozorną tylko bylejakością."
Efekt jest taki, że bywają zdania, które czytam trzy, cztery razy, żeby dopasować frazę do sensu zdania i zachować jego czytelność. Jest to, oczywiście, po części związane także z moim niedostatkiem umiejętności, ale nawet Thoreau nie sprawiał mi tylu trudności.
Lema czytałem bardzo chętnie jakieś 20 lat temu. Muszę przyznać, że jego "Summa technologiae" była swojego czasu pozycją dla mnie ważną. Ale przyznaję się bez bicia, że "Fiaska" nie znałem. Teraz więc je poznaję..., i chyba będę musiał odkurzyć starą kolekcję Wydawnictwa Literackiego, żeby sprawdzić, czy mnie pamięć myli, czy też "Fiasko" napisał Lem innym językiem niż zwykle.
W czasie nagrania borykam się bowiem z dość nietypową składnią i celowym udziwnianiem zdań. "Nie co dzień dławi się rakiecie podczas lądowania ciąg.", "Toż pan jest pilotem?", "Każda forma i rzecz tłumaczy się tam czyjąś korzyścią, to zaś, co takiej korzyści jawnie wyzbyte, jak lodowce Antarktydy czy łańcuchy górskie, stanowi enklawę pustynną, wyjątek z reguły, dziki choć może urodziwy nieużytek, ale nie na pewno, gdyż człowiek, wziąwszy się do obracania biegu rzek, by użyźnić bezwodną suszę, albo ocieplając bieguny, za poprawę jednych obszarów płacił stepowieniem innych i naruszał tym samym klimatyczną równowagę
biosfery, wyregulowaną przez ewolucyjny mozół życia z pozorną tylko bylejakością."
Efekt jest taki, że bywają zdania, które czytam trzy, cztery razy, żeby dopasować frazę do sensu zdania i zachować jego czytelność. Jest to, oczywiście, po części związane także z moim niedostatkiem umiejętności, ale nawet Thoreau nie sprawiał mi tylu trudności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz