Weronika

czwartek, 5 listopada 2015

"Polowanie na Harkonnenów"

To tytuł jednego z opowiadań autorstwa Briana Herberta i Kevina J. Andersona opublikowanych w "Drodze do Diuny".
Właśnie je montuję.
O ogólnym poziomie pisarstwa obu panów kiedyś już pisałem. Jeśli chcecie się przekonać, czym różni się dobre pisarstwo SF od partaniny, wczytajcie się w to opowiadanie.
Podpowiem - tę różnicę stanowi wiarygodność i rzetelność użytej wiedzy.
Tymczasem tu idiotyzm goni idiotyzm, a poddawanie izolowanego mózgu torturom fizycznym jest kroplą, która przepełnia czarę. Panowie BH i KJA nie zastanowili się nigdy, dlaczego operacje na otwartym mózgu można przeprowadzać u przytomnego pacjenta? Bo mózg nie ma unerwienia czuciowego!
Dobrze, że do końca pozostało już niewiele stron tych wypocin. Różnica pomiędzy piórem Franka Herberta w rozdziałach opublikowanych w tej samej książce jest porażająca.

19 komentarzy:

  1. Skromnie przypomnę, że przepowiadałem, że tak będzie ;)

    Z wiekiem się nauczyłem, że swoje przygody z ulubionymi seriami należy kończyć odpowiednio wcześnie, żeby sobie nie psuć dobrego wrażenia. Kusi inaczej, ale tak trzeba, umysł musi zwyciężyć nad sercem. Jeżeli jakiś artysta nie wie kiedy ze sceny zejść - należy mu mu w tym pomóc i nie przychodzić na spektakl ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. że tak zapytam... PO CHU* w takim razie to czytałeś? jak coś czytam i mi się nie podoba to olewam i biorę się za coś ciekawszego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze: "bo się społeczeństwo domaga". Po drugie: bo jednak znaczną część całej tej książki stanowią bardzo interesujące szkice i projekty Franka Herberta, a radosna twórczość syna jest dodatkiem.
      Natomiast, w kontekście trwających dalej dopisków (co najmniej dwóch książek na różnych stadiach zaawansowania) autorstwa Briana i Kevina, to chyba jednak dam sobie spokój, pomimo "po pierwsze" :-)

      Usuń
    2. Mako mi osobiście klimat Diuny udzielił się do tego stopnia,że pochłaniam wszystko co z nią związane... Podejrzewam,że jest spora grupa mi podobnych...pomimo niedoskonałości "dzieł" BH i KJA liczę, że zrobisz ukłon w stronę fanów świata zbudowanego przez FH i do końca będziesz głosem,który nas przez niego prowadzi ;-)

      Usuń
  3. A co następne w kolejności? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudownie. Wynagradzam jak moge przekazujac wsparcie Weronice.

      Usuń
  4. Co do Diuny to chyba lepiej sobie przeczytać lub posłuchać po raz 4 czy piąty Kronik + VII i rozkoszować się klimatem eh :)

    Nie nalegam na Teda Chianga i zbiór opowiadań gdyż czytałem, ale nawet jak nie dla nas to przeczytaj dla siebie, bo szczerze warto ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kontynuacja Clarka na pewno da Ci wiele satysfakcji. Mam na myśli nie tylko "Odyseję"
    Pozdrawiam OLD_X

    OdpowiedzUsuń
  6. Mako niezłe skurwysyństwo odpierdalasz czytając tak nową książkę jak Droga do Diuny. Wydawnictwo jeszcze nie zdążyło na niej zarobić, bo wyszła 4 sierpnia 2015 ale nie, ty masz chęć udostępnić czyjąś pracę za darmo dla wszystkich w internecie i tylko to powinno się liczyć.

    Miałbyś choć trochę przyzwoitości i skoro już to robisz, to przynajmniej odczekałbyś z dwa lata od premiery.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znasz takie instytucje jak biblioteki? Tam to dopiero odpierdalają niezłe skurwysyństwa, jak to poetycko określiłeś.

      Usuń
  7. Ale jezyk ... ale zgadzam sie z autorem. Jak wydawnictwo nie zarobi to nie wyda nastepnym razem wersji PL i sami podetniemy sobie galaz na ktorej siedzimy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Język adekwatny do sytuacji. Czytam na bieżąco NF i ledwie co widziałem w numerze październikowym recenzję Drogi do Diuny a tu buch!, Mako już ją czyta! Krew się we mnie zagotowała.

    Pracuje w branży wydawniczej i mogę napisać z doświadczenia, że dzień premiery książki w którym widzisz audiobooka i ebooka w internecie na pirackiej stronie po kilku godzinach od ich wprowadzenia na rynek, jest bezcennym przeżyciem. Każdy powinien tego spróbować.

    Wydanie książki to koszt średnio około 30 tysięcy złotych. Okładkowa cena Drogi do Diuny to 54.90 zł, średni nakład w Polsce z 2013 roku to 3783 egzemplarzy, ale zaszalejmy i załóżmy że zrobili 5000 sztuk i na jednej mają zysku 10 zł. Cały nakład sprzedadzą w 4 lata, więc po 4 latach mają 20 000 zł. Niezłe kokosy, pewnie wystarczy im na miesiąc wynajmu biura.

    Co do Twojej postawy Mako i niesienia kaganka oświaty, to mam ambiwalentne uczucia. Po pierwsze nie robisz tego za darmo, kiedyś tak ale nie teraz. Studio w ogródku jest tego przykładem. Napiwki również. Po drugie wpadka z Drogą do Diuny. Nie wiem może z innymi pozycjami też tak było.

    Co do Twojego tłumaczenia Mako, że pobiera 1000 osób i wydawca liczy to jako stratę 1000 klientów. Dla nas, ludzi żyjących z wydawania książek, to strata 50, może 100 klientów. Wiesz jak trudno jest sprzedać książkę, jak trudno znaleźć klienta? Szczególnie gdy ma darmową alternatywę kilka miesięcy, o ile nie wcześniej, po premierze. 50 i 100 to jest dalej duża liczba. Zastanów się nad tym co robisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, punkt widzenia bardzo zależy od punktu siedzenia. Jeśli Twoje słowa są prawdą (a nie mam żadnych podstaw, aby zarzucać Ci nierzetelność), to albo działalność wydawnicza jest działalnością charytatywną, albo jest zarządzana (w szerokim tego słowa sensie - poczynając od ustawodawców) przez ludzi, którzy robią wszystko, aby nie zarabiać pieniędzy. Branża muzyczna (w końcu pod wieloma względami pokrewna), wyciągnęła naukę (przynajmniej na zachodzie) z batów, jakie zebrała od Napstera i jego naśladowców. Branża filmowa zaczyna odrabiać tę samą lekcję. Gdybyśmy wyobrazili sobie piękny świat, w którym nie ma żadnych form piractwa, i biznes, wymagający 30 tysięcy nakładów, żeby uzyskać 21 tysięcy dochodu (doliczając tych stu niestraconych przez piractwo klientów) rozłożonego na 4 lata, czyli inaczej mówiąc pierwsze zarobione pieniądze inwestor widzi w 4. i tylko 4. roku prowadzenia projektu, to w tym świecie nikt o zdrowych zmysłach takiego biznesu by nie prowadził.
      Nie czuję się na siłach, ani sprawdzać Twoje wyliczenia, ani poszukiwać diagnozy takiego stanu rzeczy. Ale z Twoich słów wynika, że piractwo (wszelkie) jest dla branży wydawniczej najmniejszym problemem.

      Usuń
    2. Jak się woła 54,90 za książkę to pewnie ciężko znaleźć klienta. Jakbym miał tyle płacić to też bym tylko piracił,dobrze że są promocje na ebooki i można nakupić na zapas..

      Usuń
  9. Brałem udział w wydaniu kilku książek i zapewniam, że marża 10 zł przy cenie 54.90 zł jest zaniżona. Wydawnictwo nie drukuje jednej książki, koszty stałe nie rosną wykładniczo do ilości druku. Cena samego druku to 15-25 % całości. Ale nie to jest najważniejsze.

    Może od razu napiętnować rodziców czytającym książkę dzieciom i dzieciom przyjaciół? A w szkole? każde dziecko ma kupić "Janka muzykanta" gdy pani czyta fragment opowiadania? Zakazujmy może przepisywanie wiersza Szymborskiej na maturze?

    To wydawnictwo powinno wzbudzić miłość do książek i do ich posiadania. Do miłowania ich jako przyjaciela. Powinniście ludziom takim jako mako_new być wdzięczni za podtrzymywanie zainteresowania jakim jest czytanie. W dobie tandety, kiczu z Holywood, powinniście promować czytanie i słuchanie. Za kilkanaście lat zamiast książek będziecie wydawać co najwyżej naklejki na telefon z instrukcją jak kliknąć w ekran by odblokować funkcje.

    A może nawet jeśli kogoś stać na zakup książki woli posłuchać jej właśnie w wykonaniu tego i tylko tego lektora? Bo tak właśnie lubi i chce? Tego też nam zabronicie? hmmm?

    Stratą więc jest działalność maka_new czy inwestycją na przyszłość?

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak pisałem, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nie ma jednej prawdy obiektywnej. I nie w tym rzecz, aby jej na siłę poszukiwać. Rzecz w tym, żeby rozwiązywać problemy, np. takie jak "jak osiągnąć zysk z inwestycji". Istnieją dwa podejścia do problemu: 1) stwierdzanie jaki jest świat i kombinowanie jakby ten świat zmienić, aby było mi łatwiej osiągnąć zysk, lub 2) stwierdzanie jaki jest świat i kombinowanie, co ja powinienem zmienić w swoim biznesie, aby łatwiej osiągnąć zysk. Doświadczenie uczy, że drugi model częściej przynosi sukces. Kiedy naprzeciw gigantom muzycznym stanął Napster, pierwszą reakcją było uruchomienie wszystkich metod nacisku na legislację i wymiar sprawiedliwości, aby Napstera i podobne mu przedsięwzięcia zatrzymać. Kosztowało to bajońskie pieniądze i nie przyniosło właściwie nic. Rezultatem przejścia z myślenia typu 1 do myślenia typu 2 jest obecny dominujący na zachodzie system mikropłatności. Skoro nie daję rady sprzedać 100 drogich płyt, które przyniosą mi założony zysk, stworzę system sprzedaży wygodniejszy niż szukanie po ryzykownych warezowych stronach, sprzedam tu jedną piosenkę, tu inną, a tu ringtone, za każde wezmę 1/100 cenę płyty, i swój zysk uzyskam z 10000 klientów, zamiast ze 100. Nie chcę się kreować na guru biznesu, bo nim nie jestem, ale chodzi mi po głowie takie rozwiązanie: Promować dwa różne produkty: książkę elektroniczną (brak wszystkich niemal kosztów produkcji książki papierowej) tanią, łatwodostępną, ściąganą z uniwersalnego (nie jednego wydawcy - wszystkie tytuły w jednym miejscu) systemu wymagającego co najwyżej dwa kliknięcia myszą, np. z opcją mikrozapłaty nie za ściągnięcie, ale za jednorazowe przeczytanie na jednym urządzeniu; i książkę tradycyjną, żadnej taniochy - produkt dla koneserów, twarde okładki, dbałość o papier, czcionkę, ilustracje, etc., produkt kolekcjonerski, coś co nie może być tanie. W obu wypadkach konieczna jest dbałość o promocję czytelnictwa jako takiego, ale w drugim dodatkowo potrzebne jest podejście typu LucasArts/Disney: jeśli to kupisz, będziesz fajny, trendy, ekskluzywny, etc., etc. O ile ceny wersji elektronicznej powinny być "mikro", bo idziemy na ilość, o tyle książka tradycyjna mogłaby być wręcz na zamówienie: preorder i produkcja tylko takiej ilości egzemplarzy, która została zamówiona.
    Rola książki uległa za mojego życia dramatycznej zmianie - z jedynego źródła tekstu, w jedno ze źródeł tekstu. Można się na to obrażać, można się dostosować. Oby to drugie, bo jeśli wyliczenia szanownego Anonimowego (bez sarkazmu, nie mam jak inaczej go określić) są zgodne z rzeczywistością, to z ekonomicznego punktu widzenia książek nie będzie miał kto wydawać. A piractwo będzie co najwyżej kroplą w tej czarze, która zdążyła się już przelać.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ehh. Kurnik ci wypomnial Mako ;) ile tego jest ? 15 desek i paczka gwozdzi ..? A dlaczego nie napisal ile zebrales na Weronike ? Ile dales jej radosci i sily rodzica ze swiadomosci ze ktos sie nia interesuje na tym swiecie ?

    OdpowiedzUsuń