Weronika

wtorek, 16 czerwca 2015

Ojczyzno ma, tak obficie Roundup'em zlewana...

Eksploruje rolnicze okolice Kazimierza i Pulaw. Nie bede sie rozpisywal, bo brak polskich znakow jest wystarczajaco dokuczliwy w pisaniu, a przy czytaniu musi byc meka.... ale jesli wszystko co jemy jest uprawiane z taka iloscia herbicydow, to biada nam. A wszystko tu dokola proekologiczne...

Chyba po powrocie przerzuce sie z czytania na glos na uprawe zywnosci na wlasne potrzeby. :-)


20 komentarzy:

  1. Mieszkam na wsi ok 50 km na północny wschód od Kazimierza i niestety tak to wszędzie wygląda a to co trafia do nas z zagranicy jest jeszcze gorsze. Radzę znaleźć sobie kogoś kto sadzi,sieje i hoduje dla siebie i od niego odkupować nieprzetworzone jedzenie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Mako
    tak z innej beczki - nie w w/w temacie, ostatnio zassałem z torcików asimowa
    " Koniec wieczności" , lecz jest to nagranie w tak fatalnej kopii, że może warto było by się temu przyjrzeć i nagrać profesjonalnie z Twoim głosem :)

    pozdr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem ZA i również poproszę :) , i inne z pozostałych opowiadań https://pl.wikipedia.org/wiki/Isaac_Asimov , by było do kompletu w wykonaniu Mako :)

      Usuń
  3. > Chyba po powrocie przerzuce sie z czytania na glos na uprawe zywnosci na wlasne potrzeby. :-)

    Hahaha Ale śmieszne...

    OdpowiedzUsuń
  4. Warzywa makologiczne??? Ciekawa perspektywa ale raczej powinienes zostac przy czytaniu na glos;) Wiele osob byloby zawiedzionych taka zmiana :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Moim zdaniem Mako rzeczywiście powinien przerzucić się na uprawę żywności eko i jeść zdrowo... Przecież musi mieć siłę do dalszego czytania Martina ;)

    a tak na serio to rzeczywiście chemią wszystko faszerują już na polach, a w hurtowniach, centrach dystrybucyjnych i sklepach tylko jeszcze dokładają tego plugastwa... z własnego doświadczenia wiem, że najlepsze są warzywa i owoce własnej "produkcji" - mają niepowtarzalny smak a podana w czasie grilla sałatka z warzyw z własnej grządki daje ogromną satysfakcję. Przyznać muszę jednak że walka z chwastami i wszelkim robactwem bez chemii jest uciążliwa , choć nie niemożliwa.. ostatnio odkryłam środek na mszyce genialny! 1:1 mleko z wodą i spryskać - dzięki temu domowemu sposobowi uratowałam swoje róże przed inwazją wrogiego imperium... :) (byle nie było cd w postaci imperium kontratakuje ;)
    pozdrawiam Mako
    Marta wierna słuchaczka

    OdpowiedzUsuń
  6. Wraz ze wzrostem hype na hasła o zalewie niezdrowej żywności od przemysłowych producentów rośnie średnia długość życia i ogólny poziom zdrowia społecznego. Just sayin'... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dość podchwytliwe stwierdzenie, bo zawiera i prawdę i fałsz. Co prawda, chyba ten blog nie jest odpowiednim miejscem na obszerne i poważne roztrząsania kwestii zdrowia w ogólności, ale pozwolę sobie odpowiedzieć Ci tak: masz rację, a jednocześnie nigdy jeszcze w historii naszego gatunku nie było tak wielu osobników z wadliwie funkcjonującym układem odpornościowym (alergików, chorych na choroby autoimmunologiczne, zwyrodnieniowe i wiele, wiele innych o podłożu immunologicznym). Co daje do zastanowienia. Just anwerin' :-)

      Usuń
    2. Odpowiedź też jest nieco podchwytliwa ;) Przez większość historii naszego gatunku osobniki z jakkolwiek upośledzonym układem odpornościowym nie zwykły dożywać więcej niż 10 lat. Ze spisu metryk książąt francuskich z XIII-XVII wieku (za Ludwikiem Stommą) wynika bodajże, że tego wieku nie dożyła połowa ogółu... a to przecież była elita, której zapewniano możliwie najlepszą opiekę.

      Oczywiście współczesne pożywienie nie jest doskonałe, ale imho w swojej masie współczesne mleko z resztkowym wkładem hormonów jest zdrowsze niż naturalne mleko od wiejskiej krowy z późnego PRLu, które po drodze było filtrowane przez dojarkę przy pomocy tej samej szmaty nigdy nie pranej szmaty. Plus ujemne wynikające ze wspomaganej różnymi środkami masowości są przeważane przez plusy dodatnie wynikające z większej kontroli, którą taka uprzemysłowiona masowość daje. Co nie znaczy, że tych plusów ujemnych nie ma i nie może być lepiej. Jednak "naturalność" żywności, z którą kojarzy się wizja babinki z chustą i wiejską zagrodą, jest zdecydowanie przesadnie i naiwnie fetyszowana we współczesnej świadomości społecznej.

      W między dekadą `1970 a `2010 lat średni wzrost Polaków, nomen omen, wzrósł o 7 cm. Wynika to właśnie głównie z dostępu do lepszej jakości żywności.

      Usuń
    3. Adamie, porównywanie czegokolwiek z PRL-em, to chyba jednak nieporozumienie. Nikt nie będzie chyba kruszył kopii o wyższość "ekologiczności" dekad Gomułki i Gierka nad czasami obecnymi. Pod każdym względem był to okres regresu, a w zakresie zdrowego żywienia chyba nawet głębokiej zapaści (jakość wody, stosowanie tzw. środków ochrony roślin "z wiadra i na oko", wielkoprzemysłowe zanieczyszczenie powietrza przy którym nawet obecne krakowskie powietrze ma niemal wartości uzdrowiskowe).
      Rzecz w tym, że przeżywamy okres istnienia naszego gatunku, w którym długowieczność i względne zdrowie zawdzięczamy dokonywanym przez nas samych zmianom środowiska, w którym żyjemy, a nie dostosowaniu się do niego. Gdyby wyobrazić sobie (ot, takie SF), że coś cofa nas technologicznie do wieku np. XVII (wystarczy brak prądu), to współczesny człowiek z wszystkimi obciążeniami którym obecnie jest w stanie zaradzić głównie zmieniając coś wokół siebie, miałby mniejsze szanse przeżycia, niż człowiek XVII-wieczny. Natomiast na odwrót - ludzie z XVII wieku przeniesieni wehikułem czasu w pierwszą połowę XXI wieku prosperowaliby zdrowotnie równie dobrze, a może nawet lepiej niż my.
      Mam wrażenie, że to nie jest do końca jasne, ale przejechałem dziś pół Polski, po powrocie do domu przeczytałem 260 e-maili, i umysł domaga się snu. Co zamierzam uczynić :-)

      Usuń
    4. Znowu zgoda i niezgoda jednocześni ;)

      Przykład z dojarką i brudną szmatą był obowiązujący w jakichś 95% przypadków w roku 1970, i w jakichś 70% w roku 2003. Obecnie to będzie jakieś 30% (strzelam, ocena subiektywna, ale wejście do UE wiele tu zmieniło). To jest ta miara postępu w jakości produkcji, która idzie w ostatnich dziesięcioleciach w parze z rosnącym uprzemysłowienie rolnictwa. Procedury, normy, wymagania, kontrole - to jest druga strona medalu tej epoki masowego stosowania pestycydów, i to o jej wskazanie mi chodziło.

      Z tym XVII wiekiem też się nie zgodzę. Tzn. jeśli ci chodziło o umiejętności i przyzwyczajenie organizmu do warunków środowiskowych (żeby do szoku z tego czy innego powodu nie doszło) - to ok, zgoda. Ale od XVII wieku trochę pokoleń minęło, i w tym czasie dobór naturalny miał okazję działać. Choroby rozpowszechniony w tym czasie zdążyły pozostawić swój ślad w odporności populacji, generalnie zwiększając jej poziom (co nie znaczy, że ostatecznie uodporniając). Zdrowy, mało chorujący (i nie zależny od zdobyczy współczesnej medycyny) człowiek XXI wieku miałby równie duże szansę przeżycia w XVII wieku co "tubylcy", jeśli oczywiście dać mu chwilę na przyzwyczajenie się do warunków.

      Poza tym - dobranoc, jutro też wstanie poranek, nawet jeśli się wzajemnie nie przekonamy ;)

      Usuń
    5. Ja bym spamu nie czytał ;)

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. Taki żarcik. 260 maili to ja mam z tego jakieś 250 spamu.

      Usuń
    2. Spamu z kont niekomercyjnych to ja w ogóle nie liczę. Sorry, początkowo źle Cię zrozumiałem, że wypowiedzi Adama traktujesz jako spam.

      Usuń
  8. A tu się zdecydowanie nie zgodzę :-). Od trochę ponad 100 lat hodujemy ludzi-mimozy. Skutkiem ubocznym wysokich standardów higieny oraz medycyny prewencyjnej jest to, że nasz układ odpornościowy, który przez tysiąclecia miał się czym zajmować (z sukcesem lub nie), nagle stał się "bezrobotny". Istnieje mocna hipoteza, że powszechny obecnie wysyp alergików (do których grona sam, niestety, należę), jest wynikiem wytępienia pasożytów wewnętrznych. Nie postuluję, żebyśmy się masowo zaczęli zarażać glistą, tasiemcem i owsikami, ale fakt jest faktem, że współczesna edukacja prozdrowotna wskazuje nam dążenie do jak największej sterylności otoczenia. Radzi się, aby zabawki dziecięce regularnie dezynfekować, a takich, których dezynfekować się nie da (np. drewnianych), unikać. Jednocześnie środkami farmakologicznymi zwalcza się lub przynajmniej maskuje (łagodzi objawy) wiele infekcji. Układ immunologiczny pozostaje u coraz większej ilości ludzi w stanie permanentnego stłumienia. Prowadzi to do dwojakich skutków: po pierwsze - "niedorozwinięty" układ odpornościowy stykając się z patogenami, albo działa z opóźnieniem, albo nie daje sobie rady w ogóle (podczas gdy organizm dziecka stykając się z patogenami wyposażony jest jeszcze we wsparcie pochodzące z układu odpornościowego matki, i łatwiej nabywa kompetencji); po drugie: "bezrobotny" układ odpornościowy znajduje sobie inne zajęcia, np. niszczenie wybranych grup własnych komórek organizmu.
    Ogólnie to są oczywiście szalenie złożone problemy, w których często napotykamy na bardzo poważne problemy moralne, np. czy postęp medycyny umożliwiający dożywanie osobom obciążonym genetycznie do wieku rozrodczego i tym samym przekazanie wadliwych genów kolejnym pokoleniom, jest "dobry" czy "zły".
    Ale, wracając do mojej pierwotnej refleksji z posta, zasadniczo chodziło mi o to, że w imię wygody (lub chęci maksymalizacji zysku) decydujemy się na podtruwanie, choć moglibyśmy tego uniknąć. Bo chyba to, że produkty spożywcze bez pestycydów, antybiotyków, herbicydów, itd., są zdrowsze od produktów zawierających te substancje, chyba nie jest kwestią dyskusyjną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwaga o pasożytach bardzo ciekawa.

      Oczywiście, że lepiej, aby pożywienie nie miało nie do końca neutralnych dla zdrowia wkładów chemicznych. Ja raczej kwestionowałem skalę problemu i to, że historycznie wcale lepiej nie było, a i uprzemysłowienie produkcji niesie z sobą pozytywy także w kwestii jakości tegoż pożywienia (chociaż na innych płaszczyznach), nie ogranicza się tylko do kwestii ekonomicznych. Takie moje podsumowanie tematu.

      Co do "czystości" puli genetyczne - ten dyskurs był obecny w debacie publicznej jakieś 80 lat temu, po 1945 r. słusznie został schowany do szuflady z etykietką "tabu". Poza tym jest i tak mocno daleki od współczesnych namacalnych problemów krajów Zachodnich (do których się Polska pod tym względem zdecydowanie zalicza), gdzie bardziej naglącym problemem jest zachęcenie kogokolwiek do rozmnażania się.

      ... ale chyba nie ma co przeskakiwać na kolejny temat ;)

      Usuń
    2. Masz rację. Dyskusja o eugenice ma taką etykietkę. Moją intencją było jedynie pokazanie, jak daleko w konsekwencjach ogólnej dyskusji o zdrowym i niezdrowym można zajść.
      A o rozmnażaniu się mogę sobie dywagować już niemal wyłącznie w kategoriach teoretycznych, oczekując na wnuki :-)

      Usuń
    3. W takim razie - gratulacje! Na starość będzie komu przekazać mikrofon ;)

      Usuń
  9. Był DDT teraz jest ROUNDUP. Tylko, że tym razem dla Monsatno to za duże pieniądze żeby sobie odpuscić. My nie odczujemy tego tak mocno jak odczują to nasze dzieci i wnuki.

    OdpowiedzUsuń