Weronika

sobota, 8 września 2012

Daniel Silva - Portret szpiega. Rozdział 14



Rozdział 14
Georgetown, Washington, D.C.

Kawiarnia znajdowała się na północnym krańcu Georgetown, u stóp Book Hill Park. Gabriel zamówił przy barze cappuccino i z filiżanką w ręku przeszedł przez drzwi balkonowe do niewielkiego ogródka. Otaczające go ściany porastała winorośl. Trzy stoliki ustawione były w cieniu; czwarty stał w pełnym słońcu. Przy nim właśnie siedziała samotna kobieta, zatopiona w lekturze gazety. Miała na sobie czarny dres, ściśle opinający jej szczupłą sylwetkę, a na nogach parę nieskazitelnie białych sportowych butów. Włosy koloru blond, sięgające jej ramion, miała gładko zaczesane w tył, i gumką zebrane w koński ogon. Okulary słoneczne skrywały jej oczy, ale nie mogły ukryć jej nieprzeciętnej urody. Gdy Gabriel podszedł do niej, zdjęła okulary i nadstawiła policzek do pocałunku. Zdawała się zaskoczona jego widokiem.
- Miałam nadzieję, że to będziesz Ty – powiedziała Sarah Bancroft.
- Adrian nie uprzedził Cię o mojej wizycie?
- Jest na to zbyt staromodny, - powiedziała, wykonując lekceważący gest ręką. Jej głos i sposób mówienia miały charakter pasujący do innej epoki. Słuchanie jej nasuwało na myśl postać z powieści Fitzgeralda. – Przysłał mi wczoraj wieczorem zaszyfrowany email, w którym polecił mi stawić się tutaj o dziewiątej. Miałam tu siedzieć do dziesiątej trzydzieści. Gdyby nikt się nie zjawił, miałam wyjść i jak co dzień udać się do pracy. To dobrze, że przyszedłeś. Wiesz, jak nie cierpię być wystawianą do wiatru.
- Widzę, że przyniosłaś sobie coś do czytania, - powiedział Gabriel zerkając na gazetę.
- Nie pochwalasz tego?
- Doktryna Biura zakazuje agentom czytania gazet w kawiarniach. To zbyt oczywiste. – Zrobił pauzę, a następnie dodał, - Myślałem, że lepiej Cię wyszkoliliśmy, Saro.
- Dobrze mnie wyszkoliliście. Lecz od czasu do czasu lubię zachowywać się jak normalny człowiek. A normalny człowiek znajduje czasami przyjemność w przeczytaniu gazety w kawiarni, w słoneczny, jesienny poranek.
- Z Glockiem ukrytym za paskiem spodni.
- Dzięki Tobie jest moim nieodłącznym towarzyszem.
Sarah uśmiechnęła się melancholijnie. Jako córka zamożnego członka zarządu Citibanku spędziła znaczną część dzieciństwa w Europie, gdzie zdobyła europejskie wykształcenie, nauczyła się europejskich języków i nabyła niezaprzeczalnie europejskich manier. Wróciła do Ameryki aby wstąpić do Dartmouth, a później, po rocznym stażu w prestiżowym Courtauld Institute of Art w Londynie, została najmłodszym w historii Harwardu doktorem historii sztuki.
Lecz to życie miłosne Sary Bancroft, a nie jej błyskotliwa edukacja, wprowadziło ją do świata wywiadu. W okresie, kiedy kończyła swoją pracę doktorską zaczęła spotykać się z młodym prawnikiem o nazwisku Ben Callahan, który miał pecha wykupić bilet na lot nr 175 liniami United Airlines rankiem 11 września 2001 roku. Zdołał wykonać jedną rozmowę telefoniczną, zanim samolot, w którym się znajdował, uderzył w południową wieżę World Trade Center. Zadzwonił do Sary. Z błogosławieństwem Adriana Cartera, i przy pomocy zaginionego van Gogha, Gabriel wkręcił ją do świty saudyjskiego miliardera, Zizi al-Bakariego. Była to śmiała akcja, mająca na celu identyfikację mózgu, który zaplanował ataki. Pod koniec operacji, Sara wstąpiła do CIA i otrzymała przydział do ośrodka zwalczania terroryzmu, CTC. Od tego czasu utrzymywała ścisłe kontakty z Biurem i przy wielu okazjach współpracowała z Gabrielem i jego zespołem. W Biurze znalazła sobie nawet kochanka – skrytobójcę i agenta polowego o nazwisku Mikhail Abramov. Sądząc po braku obrączki na wiadomym palcu, ten związek rozwijał się chyba w wolniejszym tempie, niż się tego spodziewała.
- Chwilami jesteśmy razem, chwilami osobno, - powiedziała, jakby czytała w myślach Gabriela.
- A teraz?
- Osobno, - odpowiedziała. – Na dobre.
- Mówiłem Ci, żebyś nie angażowała się w związek z mężczyzną, który zabija dla swojego kraju.
- Miałeś rację, Gabrielu. Jak zawsze.
- Co się wydarzyło?
- Wolałabym nie wchodzić w bolesne szczegóły.
- Powiedział mi, że Cię kocha.
- Mnie mówił to samo. Zabawne, jak to się czasami układa.
- Skrzywdził Cię?
- Nie sądzę, żeby dało się mnie skrzywdzić. – Zanim Sara uśmiechnęła się upłynęła dłuższa chwila. Nie była w tej sprawie szczera; Gabriel to widział.
- Chcesz, żebym z nim pomówił?
- Na Boga, nie, - powiedziała. – Mam wszelkie wymagane kompetencje aby samodzielnie spieprzyć sobie własne życie.
- On ma za sobą kilka trudnych operacji, Saro. Ostatnia z nich…
- Mówił mi o tym, - powiedziała. – Czasami żałuję, że nie zginął w tych Alpach.
- Nie mówisz poważnie.
- Nie, - odpowiedziała ponuro, - ale z ulgą przyszło mi powiedzieć coś takiego.
- Może tak jest lepiej. Powinnaś sobie znaleźć kogoś, kto nie mieszka na drugiej półkuli. Kogoś na miejscu, w Waszyngtonie.
- I co mam powiedzieć, kiedy taki amant zapyta mnie o to, gdzie pracuję?
Gabriel nie odpowiedział.
- Wiesz, nie jestem coraz młodsza. Niedawno skończyłam…
- Trzydzieści siedem lat, - dopowiedział Gabriel.
- Co oznacza, że w szybkim tempie zbliżam się do stanu określanego jako staropanieństwo, - powiedziała Sarah, krzywiąc się. – Jak sądzę, najlepszym co mogłoby mnie spotkać byłoby wygodne i pozbawione uczuć małżeństwo ze starszym, acz zamożnym mężczyzną. Jeśli będę miała szczęście, to pozwoli mi mieć jedno, albo nawet dwoje dzieci, które będę zmuszona wychowywać sama, ponieważ on nie będzie się nimi interesował.
- Z pewnością przyszłość nie rysuje się w aż tak ciemnych barwach.
Wzruszyła ramionami i upiła łyk kawy. – A jak Tobie układa się z Chiarą?
- Doskonale, - odpowiedział Gabriel.
- Obawiałam się, że tak to ujmiesz, - zrzędliwie zamruczała Sarah.
- Saro . . .
- Nie martw się, Gabrielu, z Ciebie wyleczyłam się dawno temu.
Do ogródka weszły dwie kobiety w średnim wieku i zajęły stolik po przeciwnej stronie. Sarah pochyliła się ku Gabrielowi w udawanym geście zażyłości i po francusku zapytała, co robi w Waszyngtonie. Odpowiedział pukając palcem w nagłówki jej gazety.
- Od kiedy to rosnący dług publiczny Stanów jest problemem wywiadu izraelskiego? – zapytała żartobliwie.
Gabriel ponowie wskazał na znajdujący się na pierwszej stronie artykuł dotyczący przewalającej się przez środowiska wywiadu USA debaty na temat proweniencji trzech ataków w Europie.
- Jak dałeś się w to wciągnąć?
- W miniony piątek razem z Chiarą zrobiliśmy sobie przechadzkę po Covent Garden, mając zamiar zjeść tam lunch.
Twarz Sary pociemniała. – Więc doniesienia o niezidentyfikowanym mężczyźnie wyciągającym broń na kilka sekund przed atakiem …
- Są prawdziwe, - powiedział Gabriel. – Mogłem uratować osiemnaście osób. Niestety, Brytyjczycy nie chcieli o niczym takim słyszeć.
- Więc kto, według Ciebie, jest za to odpowiedzialny?
- Ty jesteś ekspertką od terroryzmu, Saro. Ty mi powiedz.
- Możliwe, że ataki zaplanowano w ramach starej linii przywództwa Al-Kaidy w Pakistanie, - powiedziała. – Lecz według mnie, mamy do czynienia z całkowicie nową siatką.
- Pod czym przywództwem?
- Kogoś, kto ma charyzmę Bin Ladena, i kto jest w stanie rekrutować własnych agentów w Europie, a także wykorzystywać komórki innych grup terrorystycznych.
- Masz kogoś na myśli?
- Tylko jednego kandydata, - powiedziała. - Rashida al-Husseini.
- Dlaczego Paryż?
- Zakaz noszenia zasłon twarzy.
- Kopenhaga?
- Nadal nie pogodzili się z satyrycznymi rysuneczkami.
- A Londyn?
- London to nisko wiszący owoc. Londyn można zawsze zaatakować.
- Nieźle, jak na byłą kurator Kolekcji Phillipsa.
- Jestem historykiem sztuki, Gabrielu. Umiem łączyć kropki. Umiem łączyć znacznie więcej, jeśli chcesz.
- Proszę.
- Twoja obecność w Waszyngtonie oznacza, że pogłoski są prawdą.
- Jakie pogłoski?
- Te, które mówią, że Rashid był na liście płac Agencji po 11 września. Te, które mówią, że bardzo dobry pomysł okazał się być bardzo złym pomysłem. Adrian wierzył Rashidowi, a Rashid odpłacił za to zaufanie budując swoja siatkę tuż pod naszym nosem. Teraz, jak sądzę, Adrian chciałby, abyś to Ty zajął się tym problemem za niego. I oczywiście – całkowicie poufnie.
- Jest jakieś inne wyjaśnienie?
- Nie, jeśli pojawiasz się Ty, - powiedziała. – A co to ma wspólnego ze mną?
- Adrian potrzebuje kogoś, kto będzie mnie szpiegował. Wybór Ciebie był oczywisty. - Gabriel zawahał się, a potem dodał, - Lecz jeśli uważasz, że to byłoby zbyt krępujące . . .
- Ze względu na Mikhaila?
- Możliwe, że musielibyście znów razem pracować, Saro. Nie chciałbym, aby uczucia osobiste wpływały na gładką pracę zespołu.
- A kiedyż to Twój zespół pracował gładko? Wy, Izraelczycy. Wy ciągle walczycie ze sobą.
- Lecz nigdy nie pozwalamy, aby uczucia osobiste wpływały na decyzje operacyjne.
- Jestem profesjonalistką, - powiedziała. – Jeśli pamiętasz to wszystko, przez co wspólnie przeszliśmy, chyba nie muszę Ci o tym przypominać.
- Nie musisz.
- Więc, od czego zaczynamy?
- Musimy troszkę lepiej poznać Rashida.
- Jak to zrobimy?
- Zapoznając się z aktami Agencji.
- Ale akta pełne są kłamstw.
- Zgadza się, - powiedział Gabriel. – Lecz te kłamstwa są jak warstwy farby na płótnie. Możliwe, że gdy zdejmiemy warstwę po warstwie naszym oczom ukaże się prawda.
- W Langley nikt nie wyraża się w ten sposób.
- Wiem, - powiedział Gabriel. – Gdyby potrafili, byłbym w dalszym ciągu w Kornwalii, pracując nad Tycjanem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz