Weronika

poniedziałek, 30 lipca 2012

Daniel Silva - Portret szpiega - rozdział 8


Rozdział 8
Nowy Jork

Tego samego wieczoru innym wszechświat zamieszkiwany przez Gabriela Allona także znalazł się na krawędzi, lecz z całkowicie odmiennego powodu. W Nowym Jorku przypadał szczyt sezonu aukcyjnego – pełny niepokoju czas, kiedy świat sztuki, z całym jego szaleństwem i przepychem, popadał na dwa tygodnie w szał kupowania i sprzedawania. Była to, jak lubił mawiać Nicholas Lovegrove, jedna z nielicznych pozostałych jeszcze okazji, kiedy nadal jeszcze w modzie pozostawało bycie obrzydliwie bogatym. Był to jednak także śmiertelnie poważny biznes. Budowane były wielkie kolekcje, równie wielkie fortuny były zyskiwane i tracone. Pojedyncza transakcja mogła stać się trampoliną do błyskotliwej kariery. Mogła także ją zniszczyć.
Zawodowa reputacja Lovegrove’a, podobnie jak Gabriela Allona, była do tego wieczoru niewzruszona. Urodzony i wykształcony w Anglii, uznawany był za jednego z najbardziej poszukiwanych konsultantów do spraw sztuki na świecie – za człowieka tak potężnego, że całym rynkiem mogła wstrząsnąć jedna jego, rzucona od niechcenia, uwaga, a nawet zmarszczenie eleganckiego nosa. Jego wiedza na temat sztuki była legendarna, podobnie jak wielkość jego bankowego konta. Lovegrove nie musiał już chodzić za klientami; teraz to oni przychodzili do niego – zwykle z kolanami zgiętymi w nabożnym przyklęku i obietnicami sowitych prowizji. Sekretem sukcesu Lovegrove’a było niezawodne oko i dyskrecja. Lovegrove nigdy nie zdradził powierzonego mu sekretu; Lovegrove nigdy nie plotkował, ani nie angażował się w podwójne transakcje. Był najrzadszym okazem w świecie handlu dziełami sztuki – był człowiekiem dotrzymującym słowa.
Z niepokalaną reputacją i podnieceniem zwykle towarzyszącym aukcjom, Lovegrove podążał pośpiesznie Szóstą Aleją. Po latach spadających cen i anemicznych obrotów, rynek sztuki zaczął nareszcie wykazywać pierwsze oznaki ożywienia. Pierwsze aukcje tego sezonu były godne szacunku, lecz nie wzbiły się na poziom towarzyszących im oczekiwań. Dzisiejsza sprzedaż dzieł powojennych i współczesnych w domu aukcyjnym Christie’s mogła wstrząsnąć światem. Jak zwykle, Lovegrove miał klientów po obu stronach lady. Dwóch było sprzedawcami, podczas gdy trzeci miał zamiar zakupić dzieło nr 12, Ochre and Red on Red, olej na płótnie, pędzla Marka Rothko. Tym, co wyróżniało tego Klienta było to, że Lovegrove nie znał jego nazwiska. Kontaktował się jedynie z pewnym panem Hamdali w Paryżu, który z kolei miał kontakt z klientem. Układ był niecodzienny, lecz – z perspektywy Lovegrove’a – wysoce lukratywny. Tylko w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy kolekcjoner zakupił obrazy o łącznej wartości przekraczającej dwieście milionów dolarów. Prowizja Lovegrove’a od tych transakcji wyniosła przeszło dwadzieścia milionów dolarów. Jeśli dziś wszystko pójdzie zgodnie z planem, jego wartość netto wzrośnie dziś znacząco.
Minął róg Zachodniej Czterdziestej Dziewiątej i przeszedł połowę przecznicy ku wejściu do domu aukcyjnego Christie’s. Olbrzymie, przeszklone lobby wypełniało morze diamentów, jedwabiu, ego i kolagenu. Lovegrove zatrzymał się na chwilę, aby musnąć pocałunkiem policzek dziedziczki niemieckiego przemysłu opakowaniowego, a potem stanął w kolejce do szatni, gdzie obskoczyło go dwóch podrzędnej klasy dilerów sztuki z Upper East Side. Odprawił ich obronnym ruchem ręki, następnie odebrał tabliczkę z numerem uczestnika aukcji i ruszył schodami ku sali aukcyjnej.
Pomimo wszystkich intrygujących transakcji i szyku, było to zaskakująco zwyczajne wnętrze, coś jakby skrzyżowanie sali Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych z kościołem telewizyjnego kaznodziei. Ściany pomalowane były na obojętny dla oka odcień szarawego beżu. Ten sam odcień miała tapicerka składanych siedzeń, ustawionych gęsto, aby w jak największym stopniu wykorzystać ograniczoną przestrzeń. Za przypominającym ambonę pulpitem umieszczono obrotową ekspozycję, a przy niej, szereg stanowisk telefonicznych zajętych przez pół tuzina pracowników Christie’s. Lovegrove zerknął ku górze ma zlokalizowane tam loże, mając nadzieję uchwycić jedną czy drugą twarz ukrytą za przyciemnianym szkłem, następnie obrócił się czujnie ku grupie reporterów, ściśniętych jak bydło w tylnym kącie sali. Ukrywając swój numer aukcyjny pośpiesznie przeszedł przed nimi i skierował się ku swojemu zwykłemu miejscu na przedzie. Była to Ziemia Obiecana, miejsce, które mieli nadzieję któregoś dnia zająć wszyscy marszandzi, konsultanci i kolekcjonerzy. Było to miejsce niedostępne dla osób słabego serca i chudego portfela. Lovegrove mówił o nim „strefa śmierci.”
Aukcja miała się rozpocząć o szóstej. Francis Hunt, główny aukcjoner u Christie’s, dał podenerwowanej publiczności dodatkowych pięć minut na znalezienie miejsc, po czym zajął swoje. Był człowiekiem o nienagannych manierach. Zachowywał się tak, jakby pięć minut temu przyjechał prosto z Anglii, co z jakiegoś przedziwnego powodu budziło w niektórych Amerykanach kompleksy. W prawej ręce trzymał słynną „czarną księgę” zawierającą sekrety wszechświata, przynajmniej w zakresie związanym z bieżącym wieczorem. Każdy przedmiot wystawiany na sprzedaż miał w niej osobną kartkę, na której widniały informacje obejmujące zastrzeżenia sprzedającego, schemat sali z rozmieszczeniem potencjalnych zainteresowanych, oraz strategią Hunta zmierzającą do uzyskania możliwie jak najwyższe ceny. Imię Lovegrove’a wpisane było na stronie poświęconej przedmiotowi nr 12 - obrazowi Rothki. Podczas przedsprzedażowej ekspozycji Lovegrove dał do zrozumienia, że może być zainteresowany, lecz wyłącznie w sytuacji, jeśli cena będzie do przyjęcia, i sprzyjać temu będzie układ gwiazd. Hunt oczywiście wiedział, że Lovegrove kłamie. Hunt wiedział wszystko.
Życzył zgromadzonym miłego wieczoru, a następnie, z całą pompą oczekiwaną od gospodarza tego zgromadzenia, powiedział, „Przedmiot pierwszy, Twombly”. Oferty padły natychmiast i cena zaczęła piąć się gładko w krokach po sto tysięcy dolarów. Aukcjoner sprawnie zarządzał tym procesem z pomocą dwóch nienagannie uczesanych obserwatorek, które puszyły się i pozowały za podium niczym modelki podczas sesji zdjęciowej. Lovegrove mógłby być pod wrażeniem spektaklu, gdyby nie to, że miał pełną świadomość, iż został on z góry zaplanowany i przećwiczony. Przy półtora miliona aukcja wyhamowała, by po chwili osoba licytująca przez telefon podbiła do miliona i sześciuset tysięcy. Nastąpiło pięć kolejnych, szybkich podbić, po czym licytacja znów na chwilę zamarła. – Bieżąca cena wynosi dwa miliony sto tysięcy, oferent telefoniczny, reprezentowany przez Cordelię, - zaintonował Hunt, wodząc od jednego potencjalnego nabywcy do drugiego wzrokiem przepojonym pokusą. – Pani się nie decyduje. Pan także nie. Dwa przecinek jeden miliona przez telefon za Twombly’ego. Czy ktoś da więcej? Ostatnia szansa. Młotek opadł z ostrym dźwiękiem. – Dziękuję – wymruczał Hunt i zanotował transakcję w swojej czarnej księdze.
Po Twombly’m był Lichtenstein, a następnie Basquiat, Diebenkorn, De Kooning, Johns, Pollock, i parada Warholi. Cena każdej z prac przekroczyła wartość szacowaną przed aukcją, i każda była wyższa od ceny poprzednika. Wszystko odbywało się bez zakłóceń; Hunt sprytnie ułożył karty w talii, którą żonglował, tak aby napięcie cały czas rosło. Gdy na ekspozycji pojawił się przedmiot nr 12, publiczność i uczestnicy licytacji byli dokładnie w takim stanie, w jakim chciał ich widzieć.
- Po mojej prawej płótno autorstwa Rothki, - oznajmił. – Czy możemy rozpocząć aukcję od dwunastu milionów?
Cena o dwa miliony przekraczała szacunki sprzed rozpoczęcia aukcji, co było sygnałem oczekiwania Hunta, że cena tego obrazu poszybuje naprawdę wysoko. Lovegrove wyciągnął komórkę z kieszonki na piersi swojej marynarki od Brioni’ego i wykręcił numer w Paryżu. Odebrał Hamdali. Jego głos był jak ciepła herbata osłodzona miodem.
- Mój klient chciałby poznać reakcję sali, zanim złoży swoją pierwszą ofertę.
- Mądre posunięcie.
Lovegrove odłożył telefon i skrzyżował ręce. Szybko stało się jasne, że rozpoczynała się twarda walka. Oferty płynęły ku Huntowi ze wszystkich stron sali oraz od personelu domu obsługującego linie telefoniczne. Hector Candiotti, doradca ds. sztuki belgijskiego magnata przemysłowego, trzymał swoją tabliczkę w górze niczym halabardnik – była to chełpliwa technika licytowania nosząca miano „walcowania”. Tony Berringer, reprezentujący rosyjskiego oligarchę działającego w przemyśle aluminiowym, przebijał, jakby jego życie od tego zależało – co wcale nie było tak całkowicie niemożliwe. Lovegrove czekał do chwili, kiedy cena osiągnęła trzydzieści milionów, a potem znów podniósł telefon do ucha.
- No i? – zapytał spokojnie.
- Jeszcze nie, panie Lovegrove.
Tym razem Lovegrove nie odłożył telefonu, lecz trzymał słuchawkę przy uchu. W Paryżu, Hamdali rozmawiał z kimś po arabsku. Niestety, nie był to jeden z kilku języków, którymi Lovegrove płynnie się posługiwał. W oczekiwaniu rzucił okiem na loże, poszukując oferentów działających w sekrecie. W jednej z lóż zauważył piękną kobietę trzymającą telefon komórkowy. Po kilku sekundach Lovegrove zauważył coś jeszcze. Gdy Hamdali mówił, kobieta siedziała nie wypowiadając słowa. A gdy mówiła kobieta, milkł Hamdali. Pomyślał, że to jednak tylko zbieg okoliczności. Choć, może nie.
- Być może nadszedł czas, aby zbadać teren, - zasugerował Lovegrove, nie odrywając oczu od kobiety siedzącej w loży.
- Być może ma Pan rację, - odpowiedział Hamdali. – Proszę poczekać chwileczkę.
Hamdali wypowiedział szeptem kilka arabskich słów. Kilka sekund później, kobieta w loży odezwała się do swojej komórki. Następnie Hamdali odezwał się po angielsku – Klient się zgadza, panie Lovegrove. Proszę złożyć pierwszą ofertę.
W tej chwili cena wynosiła trzydzieści cztery miliony. Jednym skinieniem brwi Lovegrove podniósł ją o kolejny milion.
- Mamy trzydzieści pięć, - powiedział Hunt tonem wskazującym, że nowy, groźny drapieżnik dołączył do polowania. Hector Candiotti niezwłocznie skontrował, podobnie jak Tony Berringer. Para zmagających się oferentów telefonicznych podbiła cenę do progu czterdziestu milionów dolarów. Po chwili, Jack Chambers, król nieruchomości, obojętnie przekroczył ten próg oferując czterdzieści jeden. Lovegrove nie przejmował się zbytnio Jackiem. Romans z tą małą dziwką z New Jersey doprowadził go do bardzo kosztownego rozwodu. Jack nie miał wystarczającej płynności finansowej, aby liczył się na finiszu tego wyścigu.
- Do przebicia jest czterdzieści jeden, - powiedział cicho Lovegrove do słuchawki.
- Klient uważa, że jest w tym wiele pozy.
- To jest aukcja u Christie’s. Poza jest tu de rigueur.
- Cierpliwości, panie Lovegrove.
Lovegrove nie spuszczał oka z kobiety w loży, gdy licytacja pokonała kolejny próg – pięćdziesięciu milionów dolarów. Jack Chambers zalicytował po raz ostatni oferując sześćdziesiąt; Tony Berringer i jego rosyjski gangster podbili do siedemdziesięciu. Hector Candiotti odpowiedział machając białą flagą.
- Wygląda na to, że zostaliśmy tylko my i Rosjanin, - powiedział Lovegrove do mężczyzny w Paryżu.
- Mój klient nie dba o Rosjan.
- Co Pański klient ma zamiar teraz zrobić?
- Jaka była rekordowa wylicytowana cena za Rothkę?
- Siedemdziesiąt dwa z groszami.
- Proszę zalicytować siedemdziesiąt pięć.
- To za dużo. Nigdy—
- Proszę zalicytować, panie Lovegrove.
Lovegrove podniósł brew i uniósł pięć palców. – Cena wynosi siedemdziesiąt pięć milionów, - oznajmił Hunt. – Nie podbija pan? Ani pan? Siedemdziesiąt pięć milionów za Rothkę. Kto da więcej? Po raz ostatni. Kończymy?
Trzask młotka.
Po sali przeszło westchnienie. Lovegrove spojrzał ku górze, na lożę, lecz kobiety już tam nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz