Weronika

środa, 13 maja 2015

Mam przyjaciół w Nepalu

Drodzy,
Wczoraj, po tygodniach niespokojnego oczekiwania, i w chwilę przed kolejnymi doniesieniami o trzęsieniu ziemi w Nepalu, dostałem w końcu odpowiedź od przyjaciół z Nepalu. Żyją i tymczasem są bezdomni.

Mangal z żoną Juną i dwojgiem dzieci mieszkali dotychczas w pobliżu Swayambhu, w wynajmowanym (jak to ma miejsce w przypadku 80% Nepalczyków w Kathmandu) mieszkaniu. To dwoje najmilszych i najbardziej uczynnych osób, jakie dane mi było spotkać. Mangal jest przewodnikiem turystycznym. W czasie pierwszego trzęsienia był z turystami na trekkingu pod Everestem. Nawet teraz, żeby zarabiać na życie, wybiera się na kolejny trekking z turystami z Kanady - chyba że ostatecznie zdecydują się zrezygnować w przylotu. Juna opiekuje się dziećmi, a kiedy może pomaga w klinice przy buddyjskim klasztorze Benchen, w której Nepalczycy mogą leczyć się za darmo u przyjeżdżających na dłuższe lub krótsze wizyty lekarzy i specjalistów z całego świata. Juna pośredniczy w komunikacji między Nepalczykami i Tybetańczykami a zachodnimi lekarzami.

Jak na nepalskie warunki, Mangal i Juna nieźle sobie radzą. Z pewnością i przed i po trzęsieniu ziemi, w Nepalu było i jest wiele osób jeszcze bardziej potrzebujących pomocy. Do nich wszystkich dociera (mam nadzieję) nasza pomoc przekazywana za pośrednictwem m.in. Organizacji Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca (http://www.ifrc.org/nepal-earthquake). Jednak, zgodnie z tym, od czego zacząłem ten post, Mangal i Juna to moi i mojej żony przyjaciele. Bywaliśmy u nich w domu. Pomagali nam jak mogli i z całkowitą bezinteresownością. Chcemy im pomóc powrócić do godnego życia. Gdybyśmy mogli, wsiedlibyśmy w samolot z bagażem podręcznym w postaci łopaty i kilofa, i zaczęli pomagać własnymi rękami. Nie możemy. Z resztą być może dołożylibyśmy im problemów, zamiast pomóc. Nasze europejskie kiszki pewnie nie zniosłyby tego, co w tej chwili nazywa się tam "wodą pitną". Pewnie zleglibyśmy z ciężką biegunką i sami wymagali pomocy, zamiast pomagać innym. Chcemy więc pomóc Mangalowi i Junie tak, jak możemy - wysyłając im pieniądze, aby mogli kupić to, co jest potrzebne, znaleźć dach nad głową, chronić małe dzieci. W tej chwili z niecierpliwością czekamy na informacje, jaką drogą będziemy mogli przesłać pieniądze.

Jeśli ktokolwiek z Was chciałby się przyłączyć i ma odwagę zaufać: najpierw mi, że Was nie naciągam, a w następnej kolejności Mangalowi i Junie, że jeśli cokolwiek wykroczy poza ich własne potrzeby, podzielą się z innymi poszkodowanymi, i że nie będzie to metoda na wzbogacenie się, to z wdzięcznością przyjmę i przekażę Waszą pomoc.

Jak wiecie, zbiórki publiczne obwarowane są przepisami, które mają za zadanie zapobiegać nadużyciom (przynajmniej w teorii). W żadnym wypadku zbiórki publicznej nie może prowadzić osoba prywatna. Spod tych ograniczeń wyłączone są m.in. zbiórki przeprowadzane wśród znajomych i osobiście. Aby więc wszystko było lege artis, nie podam tu żadnego numeru konta. Jeśli zechcecie nam pomóc, będziecie musieli stać się naszymi znajomymi w sensie trochę bliższym, niż zwykle w okolicznościach tego bloga. Napiszcie do mnie: magrze @ o2 . pl (usuńcie spacje - nie chcę aby adres był widoczny dla robotów przeszukujących) i przedstawcie się choć troszkę (imię, nazwisko - jeśli chcecie adres lub numer telefonu), a ja odpowiem podając numer własnego konta. Mam nadzieję, że w taki - całkowicie bezpośredni - sposób rzeczywiście zapewnimy warunki prywatnej zbiórki wśród znajomych. Wiem, że proszę o wielkie zaufanie, bo de facto, poza własnymi oświadczeniami, nie będę się w stanie przed Wami rozliczyć. Jeśli mielibyście odczuwać z tego powodu dyskomfort, ale chcielibyście pomóc i tak - zachęcam do darowizny na rzecz Czerwonego Krzyża (link powyżej) lub innej organizacji pomocowej.

7 komentarzy:

  1. wysłałem parę groszy pejpalem. majselbaum

    OdpowiedzUsuń
  2. Ode mnie też poszło. Niewiele, ale chwilowo więcej nie dam rady...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. btw: przejeżdżam pod Twoimi oknami raz na dwa tygodnie :)

      Usuń
    2. Ale tylko pod rodzinnymi. Mieszkam jakieś 300 km dalej ;)

      Usuń
  3. Też chcę pomóc wysłałem wiadomość.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja nie chce. U mnie tez jest zle. Pozostane przy Weronice.

    OdpowiedzUsuń