Weronika

niedziela, 2 grudnia 2012

Zgromadzenie żeńskie z Diuny - próba recenzji

Szanowni,
"Zgromadzenie żeńskie" to w dorobku duetu autorskiego Herbert-Anderson książka dość wyjątkowa. Otóż jest to pierwsza próba kreowania własnej historii, a nie tylko wpasowywania klocków w ramy ściśle określone już przez poprzednika - wielkiego Franka Herberta. Diuna 7, bazująca wprost na szkicach i notatkach autora Kronik Diuny, Legendy Diuny, które musiały Diunę 7 podbudować i uzasadnić, a także Preludia do Diuny, osadzone w bezpośrednim sąsiedztwie początku akcji Kronik - wszystkie te prace nie pozwalały na szczególnie swobodne kreowanie historii. W przypadku Zgromadzenia, będącego początkiem trylogii "Wielkie szkoły", sytuacja jest inna. Tu istnieje tylko pewien wcześniej wykreowany wszechświat, ale istnieje pełna swoboda kształtowania postaci ten wszechświat zaludniających i historii w nim się dziejących. I - muszę to przyznać po całym zniechęceniu, jakie ogarnęło mnie po lekturze książek Herberta i Andersona - po raz pierwszy pojawia się jakiś dający do myślenia konflikt, jakieś dylematy, jakieś szarości zamiast prostej czerni i bieli. Pomysł na zderzenie zwolenników postępu technologicznego z jego przeciwnikami, zderzenie logiki z fanatyczną wiarą, choć może nie jest odkrywczy, ale jednak w świecie "nowych" Diun jest świeży i ożywczy. Są na tych stronach emocje, jest zaproszenie do rozważania własnych wyborów. Czyli jest to po co warto czytać książki. Pozwolę sobie powtórzyć - nie jest to mistrzostwo świata, ale dla miłośników Diuny, których - jak mnie - zaczęła nużyć jałowość opisywanych historii, jest to wielka odmiana.
Zastanawiają mnie jednak niedostatki techniczne historii. Moje zaskoczenie jest tym większe, że Kevin J. Anderson dał się poznać jako człowiek bardzo precyzyjnie tworzący didaskalia opisywanych przez siebie historii. A tutaj, co krok to mniejsze lub większe potknięcie... Jak z wścibską siostrą Ingrid, która błądząc PO OMACKU w całkowitej ciemności korytarza daje się zwieść holograficznej zasłonie tajnego wejścia, przez którą dłoń przenika bez oporu. To jak to jest - widzi w całkowitych ciemnościach i dopiero dotyk ujawnia jej rzeczywistą naturę przejścia? Niby nic wielkiego, ale takie techniczne niedoróbki denerwują.
Mimo wszystko, to pierwsza od bardzo dawna Diuna, którą można czytać nie tylko jako powieść akcji.
Nagranie trwa. Już wkrótce koniec. Zostało do przeczytania trochę ponad 100 stron.
Kłaniam się.

1 komentarz: